Rozdział 3 „Patologia nie wywodzi sie z biedy"

1.5K 112 34
                                    

Razem z Michałem opuściłam ogromny, ceglany budynek, który zapewne przyprawiał o dreszcze wszystkich, którzy do niego wchodzili. My na szczęście mieliśmy to za sobą, a ja miałam świadomość, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy by pomóc chłopakowi.

Przesłuchanie nie było czynnością prostą, szybką i łatwą do przeprowadzenia, którą można potraktować rutynowo. Każde przesłuchanie było inne, jak inne były osoby w nim uczestniczące. Dlatego tak ciężko było sie do nich przygotować.

Te 120 minut dłużyły mi sie w nieskończoność. To samo mogłam powiedzieć o przesłuchiwanym chłopaku, któremu pod koniec coraz trudniej było się  skupić. Nic dziwnego skoro w kółko były wałkowane te same pytania, od których można było oszaleć. Ale mimo tych trudności mogłam szczerze stwierdzić, że wszystko poszło po naszej myśli.

— Dobrze sobie poradziłeś, Michał. Zrobiłeś dobre wrażenie na komendancie — pochwaliłam farbowanego blondyna, lekko sie do niego uśmiechając.

— A widziałaś jak ta druga policjantka na mnie patrzyła? Kurwa, w niektórych momentach aż sie peszyłem.

— Może jej córka była Twoją fanką — odbiłam pałeczkę, by troche wyprowadzić go z równowagi. Jego pewność siebie czasami mnie denerwowała.

— Musisz wszystko psuć?

— Od tego jestem — uśmiechnęłam sie triumfalnie, gdy kolejny raz dałam mu nauczkę. Bo było to miłe uczucie. Na swój sposób budujące — Ale co, było aż tak źle? — zapytałam, mając na myśli wcześniejsze przesłuchanie.

— Wole to, niż wkładanie mi palca w dupe. Ja pierdole, myślałem że się kurwa popłacze — burknął cicho, gdy na jego twarzy pojawił sie wyraźny grymas — Najgorsza noc w moim życiu.

— Nie opowiadaj, prosze. Oszczędź mi tego — parsknełam śmiechem, nie chcąc znać więcej szczegółów — Całe szczęście nic nie znaleźli w twoim mieszkaniu.

— Moje ziomki o to zadbały — wtrącił, na co pokiwałam głową. Bo mimo, że nigdy o to nie dopytywałam, domyślałam się, że był to pewny scenariusz — W nocy Szczepan z Wygusiem przeczyścili mi całą chatę, więc rano psiarskie nic nie znalazły.

— Podwieźć Cie? — zmieniłam temat.

— A nie masz ochoty może czegoś zjeść? — zapytał, rzucając mi pytające spojrzenie. Dłużej zatrzymał sie na mojej twarzy, cierpliwie czekając na moją odpowiedź. Jego intensywny wzrok mało co nie wypalał mojej twarzy. Praktycznie błagał mnie o to bym sie zgodziła, a ja nie nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak bardzo mu zależało — Bez żadnego podtekstu. Koleżeński obiad — wytłumaczył mi od razu, gdy nie usłyszał ode mnie odpowiedzi.

Kłamał. Wiedziałam to. Mimo, że przecież praktycznie sie nie znaliśmy. Ale ja ja nie byłam na tyle naiwna. Tu nie chodziło tylko o obiad. Nie wierzyłam, że chce tylko ze mną porozmawiać w towarzystwie polskiej czy włoskiej kuchni. To nie było do niego podobne. Brązowooki już na samym wstępie obrał sobie za cel przespanie sie ze mną i wcale tego nie ukrywał. A ja nie chciałam dać mu wygrać. To nie mogło być tak proste.

— Nie moge, Michał — odmówiłam, rzucając mu przepraszające spojrzenie — Mam dziś zawalone spotkania do końca dnia, ale dziękuje za zaproszenie — skłamałam na szybko.

Nawet jeśli w głębi serca bardzo tego chciałam..

— Powiedzmy, że Ci wierze — burknął pod nosem, niczym mały chłopiec, który nie dostał wymarzonej zabawki.

W życiu codziennym często stajemy w obliczu różnych relacji międzyludzkich. Choć więzi społeczne są ważne dla naszego rozwoju i szczęścia, wydawało mi się, że czasami warto zachować pewien dystan. I tak też było w naszym przypadku. Bo i tak pozwaliłam mu na zbyt wiele.

Papuga | MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz