5. Poznajmy się

105 5 1
                                    

Ch.

Kiedy o szóstej przyszła zmienić mnie Audrey, nie była w najlepszym stanie, ale najwidoczniej wzięła do siebie moją wczorajszą radę i nic więcej nie piła.

Nie obchodziło mnie, jak źle wyglądała z podkrążonymi oczami. Nikt nie kazał jej balować przed pracą, a póki była trzeźwa i nie śmierdziała alkoholem, nie widziałam problemu w tym, żeby normalnie przyszła na swoją zmianę. Poza tym ciężko by mi było znowu za nią tutaj siedzieć po nieprzespanych dwudziestu czterech godzinach. Dosłownie padałam na twarz.

Pierwsze co zrobiłam, gdy wróciłam do domu ciotki, to poszłam się wykąpać i wskoczyłam od razu do łóżka. Nastawiłam jeszcze budzik na jakąś dwunastą, żeby nie przespać całego dnia, bo w planach miałam jeszcze wypad po południu do paru sklepów. Jednak później zaczęłam kwestionować czy na pewno był to dobry pomysł.

Wstawało się ciężko i gdy tylko zadzwonił zegarek w moim telefonie, miałam ochotę go wyłączyć i wrócić do spania. Niestety, można było sobie pomarzyć. Z trudem podniosłam się z łóżka i zaczęłam się szykować na autobus, który miał mnie zawieźć pod galerię.

Miałam szczęście, że przez te parę lat zdążyłam obyć się z miastem i orientowałam się, gdzie co jest. Z łatwością trafiłam na przystanek, a potem do sklepu. Potrzebowałam wstąpić do drogerii, bo w domu kończył nam się szampon, a przy okazji ciotka wręczyła mi krótką listę zakupów, żeby uzupełnić naszą lodówkę.

Z kobietą bardzo często się mijałyśmy, zresztą jak zawsze kiedy tutaj przyjeżdżałam. W wakacje miała zawsze urwanie głowy, wiadomo dlaczego. Dodatkowej roboty dokładała jej jeszcze sprawa zastępstwa za Helen. Nie było problemu znaleźć kogoś, kto mógłby przejąć jej stanowisko, natomiast gorzej już było z tym, żeby ta osoba sprostała dość wysokim wymaganiom ciotki. W przeciągu tych kilku dni widziałam sporo kobiet i mężczyzn, którzy przyszli na rozmowę kwalifikacyjną, ale ostatecznie nikt nie był nawet na dniu próbnym.

Zakupy poszły mi dość sprawnie, a kiedy wychodziłam z galerii, usłyszałam, czyjś krzyk. Chyba był skierowany do mnie.

- Hej! Czy to nie nasza pani recepcjonistka? - odwróciłam się i zobaczyłam grupę pięciu chłopaków. Większość z nich już kojarzyłam.

Blondyn i brunet byli prosić o zmianę łóżka w domku, a chłopak z dredami towarzyszył wczoraj Audrey na imprezie, kiedy przyszłam ich upomnieć, żeby ściszyli muzykę. Wzdrygnęłam się na tę myśl. Strasznie nie lubiłam takich interwencji, bo nigdy nie byłam w stanie przewidzieć zachowania osób, do których szłam. Miałam szczęście, że oni podeszli do tej sprawy normalnie i z rozsądkiem.

- Tak, to ona! Hej, pani recepcjonistko, chodź do nas!

Machał i nawoływał mnie ten sam brunet, którego spotkałam w recepcji. Gdy spojrzałam w jego stronę, nawet złapaliśmy kontakt wzrokowy.

Przełożyłam siatkę z zakupami do drugiej ręki i ruszyłam w stronę grupki chłopaków. Nie było sensu, żeby udawać, że ich nie kojarzę. Byłoby to niezręczne, a ja wyszłabym na idiotkę.

O ile już mnie za nią nie uważali, w końcu spędzili wczorajszy wieczór z Audrey, więc nie było szans, żeby nie nagadała nic na mnie.

- Dzień dobry — stanęłam przed nimi i spojrzałam po twarzy każdego. - Jakiś problem?

Chyba powinnam była użyć innych słów, bo zabrzmiało to dosyć ofensywnie i sucho.

- Nie, nie — zaprzeczył natychmiast chłopak, który mnie tutaj zawołał. - Po prostu chcieliśmy się przywitać.

Skinęłam głową i wokół naszej szóstki zapanowała niezręczna cisza. No i co ja miałam teraz zrobić? Głupio byłoby tak nagle po tym odejść, więc staliśmy i patrzyliśmy się na siebie.

A SUMMER TO REMEMBEROnde histórias criam vida. Descubra agora