Rozdział 2

8.4K 608 229
                                    

Tata obudził mnie o ósmej i zażyczył sobie wspólnego spaceru z Frodem. Wciąż odchorowywałam zmianę czasu, przez co sen miałam lekki, więc z wielką chęcią się z nim wybrałam. Dawno nie przechadzałam się uliczkami tego osiedla. Tak naprawdę znałam je tylko z okresu dwóch burzliwych miesięcy.

Czasu, który kojarzył mi się głównie z jedną osobą.

Poszliśmy do lasku łączącego Highbridge ze Springtown - ekskluzywną dzielnicę mieszkaniową Westfield z tą przestarzałą, której lata świetności dawno przeminęły. Ciepło porannego słońca ogrzewało nasze twarze, gdy spacerowaliśmy powoli, rozmawiając o wszystkim i niczym. Aż tata poruszył temat, którego starałam się unikać.

— Mama dalej nie wie, że jesteś w Anglii?

— Nie — odparłam.

— I nie masz zamiaru się do niej odezwać?

— Dobrze wiesz, że nie rozmawia ze mną od prawie roku. — Westchnęłam.

— Niedługo urodziny twojego brata. Na pewno cię zaprosi. — Wzruszył ramionami, zerkając na korony drzew, przez które przebijały promienie.

— Nie sądzę. Nie przełknie zniewagi, której się dopuściłam, wyjeżdżając na studia dalej niż kilka przystanków metra od jej domu. Nie wybaczy mi nawet dla dobra Teddy'ego — wyjaśniłam beznamiętnie.

— Jestem pewien, że najpóźniej tydzień po waszej kłótni już żałowała swoich słów. Musiałaby być niespełna rozumu, gdyby nie spróbowała wykorzystać tej okazji do zawarcia rozejmu z własną córką — prychnął tata i zerwał kawałek wysokiej trawy.

— Rozstałeś się z nią wiele lat temu, tato. Ona jest zupełnie inna, a ja po prostu... nie pasuję do jej wizji życia — mruknęłam cicho i zamyśliłam się.

Ocknęłam się dopiero, gdy zauważyłam, że zbliżamy się do zejścia na polanę. Tę, na której wydarzyło się kiedyś dużo rzeczy. Za dużo. Wzdrygnęłam się. To zwyczajne miejsce obudziło jakąś niespodziewaną gorycz w moim gardle. Zacisnęłam zęby, natychmiast wzięłam tatę pod rękę i przyspieszyłam kroku, ciągnąc go dalej.

— Czy ona w ogóle wie? O twoim zdrowiu? — zapytałam niepewnie.

— Nie — odparł sucho. — Nie miałem z nią żadnego kontaktu w ostatnim roku. — Spojrzał na mnie, zauważając, że wgapiam się w niego skrzywiona niepewnością. Bo nie, nie umiałam ukrywać swojego strachu o niego. — No i nie mam się czym chwalić. Poza tym to tylko chwilowa komplikacja. Dostaję leki i zaraz wszystko będzie dobrze. Ja nie mam czasu na jakieś gówniane choróbska. — Zatrzymał się i machnął dłonią w geście irytacji. — Mam za dużo spraw na głowie, żeby chorować. Czeka mnie ślub, wesele.... A potem kiedyś twój ślub.

— Tato, nie sądzę, żebym kiedykolwiek wzięła ślub — prychnęłam, powątpiewając. W ten sposób próbował chyba wybadać teren w moim departamencie związkowym.

— Racja, wam młodym ślub nie jest dziś do niczego przydatny, a tym bardziej niezbędny.

— Chodzi mi o to, że... nie wiem, czy ja w ogóle będę z kimś tak, jak ty z Charlotte — Uciekłam wzrokiem. — Na stałe. Na dobre i złe. I tak dalej...

Bo taka była prawda. Z moim nieokiełznanym mózgiem, szansa na zbudowanie trwałej i zdrowej relacji, której nie schrzanię, była znacznie niższa niż w przypadku osób neuronormatywnych. To nie było użalanie się nad sobą. To były fakty.

— Pewne rzeczy przychodzą z wiekiem — powiedział w końcu i utkwił nieobecny wzrok gdzieś w krzakach rosnących obok wydeptanej dróżki. — Dziś możesz nie czuć w sobie takiej potrzeby, ale przyjdzie dzień, w którym zechcesz podzielić się z odpowiednią osobą... wszystkim. — Uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja zamarłam.

To nie było tylko lato (będzie wydane) Where stories live. Discover now