Rozdział 5

7K 593 273
                                    

Obudziłam się piekielnie zmęczona, jakbym ledwo zmrużyła tej nocy oko. Okazało się jednak, że przespałam dwanaście godzin. Może tego powodem były ostatnie wydarzenia w Springtown? Zaburzyły mi w głowie mój stabilny nieład oraz dołożyły kilka cegiełek do mentalnego bałaganu, z którym borykałam się od tygodni. Z chęcią więc spałabym dalej, unikając rzeczywistości, ale przeszkodził mi promień słońca wpadający przez okno mojej sypialni, który bezlitośnie palił mój policzek. Zmusił mnie on do podniesienia się i powrotu do życia.

Zakładając, że Charlotte i tata już dawno pojechali na planowaną wizytę kontrolną do lekarza, ruszyłam ociężale na dół. W głowie analizowałam całe moje ostatnie i jakże żenujące spotkanie z Ashfordem. W połowie schodów usłyszałam jednak ściszone głosy dochodzące z salonu.

— To jeszcze nie jest pewne — mówił tata. — Doktor Wallace powiedział, że wciąż jeszcze może zajść zmiana i dopiero wtedy się okaże.

Ale co...?

Moje ciało momentalnie się napięło. Było jasne, że już wrócili z wizyty. Z nowymi informacjami.

— Jamie, byłam tam i wyraźnie słyszałam co mówił — odparła nerwowo Charlotte. — Powinniśmy od razu zmienić leczenie. Rozważyć komercyjne opcje.

— To lekarz podejmuje decyzje, Char. Nie my — oponował ojciec.

— Nie rozumiem, jak możesz być tak spokojny po tym, co usłyszeliśmy.

Zmroziło mnie. Poczułam, jak jakiś niewidoczny ciężar uciska moją klatkę piersiową.

— W tej chwili nie mam na to żadnego wpływu, kotku, więc nie będę tego rozkładał na części. Niczego nie przyspieszę. Musimy obserwować rozwój wydarzeń, a do tego czasu proszę cię, nie panikujmy — westchnął, nie kryjąc zmęczenia. Nastała kilkusekundowa cisza, a ja wstrzymywałam oddech. — Sama słyszałaś. Na razie możemy tylko czekać.

Wzdrygnęłam się tak mocno, że stopa osunęła mi się ze schodka tak, że prawie z niego zleciałam. Nie docierało do mnie to, o czym mówili. Tak, wywnioskowałam, że coś szło nie tak, jak tego oczekiwaliśmy. Jak tata przekonywał, że będzie szło. Sama przecież od początku czułam, że bagatelizuje tę sprawę, ale starałam się nie dramatyzować i być dobrej myśli. A teraz okazywało się, że byłam po prostu naiwna.

— To, że oni każą czekać na rozwój wydarzeń, żeby zrobić coś więcej, to największy absurd, jaki słyszałam w życiu — prychnęła ostro Charlotte.

— Tak — westchnął w odpowiedzi ojciec. — Ja też.

Zadrżałam. Poczułam, jak panika wali w moje serce. Chciałam się na nich rzucić z pytaniami i potrząsać nimi, póki nie wykrztuszą z siebie ostatniej odpowiedzi. Ale wiedziałam też, że jestem już pełnoletnią kobietą i muszę się wziąć w garść, bo w tej sytuacji moje emocje będą tylko zbędnym balastem. Jednak byłam dorosła stosunkowo krótko i mimo dziewiętnastu lat na karku, w dalszym ciągu pozostawałam w duszy po części dzieciakiem. Który zwyczajnie bał się o swojego rodzica i czuł przemożną bezsilność.

Niedawno uświadomiłam sobie, że wchodzenie w lata dwudzieste jest cholernie skomplikowanym okresem przejściowym. Człowiek nie jest już dzieckiem i nie może jak ono postępować, bo oczekuje się od niego czegoś więcej. Ale nie jest też jeszcze całkiem dojrzały. I w tym szarym punkcie nie istnieje odpowiedni model radzenia sobie z rzeczywistością i jej przeciwnościami. Nie ma do niego instrukcji obsługi odczuwania i przeżywania. Wszystko jest podjęciem ryzyka, a dojrzałość to proces, którego uczymy się po omacku, nieopacznie się przy tym kalecząc.

Jednak niezależnie od tego, jak bezradna się czułam, nie mogłam się teraz rozsypać i przysparzać dodatkowego kłopotu. Miałam świadomość, że tata i tak mi teraz niczego nie powie, bo z rozmowy jasno wynikało, że najnowsze informacje to po prostu brak poprawy. Musiałam więc wziąć się w garść i być wsparciem, nie problemem. Po to tu przecież wróciłam. Wciągnęłam głęboki oddech do płuc i po odczekaniu kilku sekund, głośno odchrząknęłam, wychodząc zza ściany.

To nie było tylko lato (będzie wydane) Where stories live. Discover now