Rozdział 9. Ellie [To wciąż jestem ja]

9.6K 464 628
                                    

Powstrzymałam go przed wtargnięciem do mojego pokoju.

– Nie będziesz przeszukiwał moich rzeczy! Ani się waż! – zaprotestowałam ostro, na wszelki wypadek jeszcze go odpychając, żeby nie stał tak blisko, i ze zdziwieniem popatrzyłam na swoją dłoń.

– Tylko nie mów, że dotknęłaś mojej koszulki i teraz będziesz się do mnie kleić – skrzywił się.

– To jedyna rzecz tutaj, która będzie się do ciebie kleić – zauważyłam ostro.

– Jak to było? Nie jesteś rzeczą. – Uśmiechnął się.

– Dobra! I nie zmieniaj tematu. Masz mi oddać mój kocyk! Zaręczam, że w moim pokoju go nie ma! Więc uruchom swoje kontakty w tej gigachacie i znajdź kogoś, kto mi pomoże! – zażądałam.

– Jak mógłbym odmówić, skoro tak ładnie prosisz – westchnął i ruszył przed siebie.

W ciągu kilka minut zlokalizował Claire, a zarządczyni namierzyła Sorayę, która, jak się okazało, zbyt pilnie posprzątała mój pokoik.

– Niczego nie ruszałam, przyrzekam – tłumaczyła się mieszanką angielskiego i hiszpańskiego. – Nigdy nie wyrzuciłabym żadnej rzeczy panienki.

– Błagam, tylko nie panienka. Elle – poprawiłam ją, siląc się na spokój, choć miałam ochotę mocno nią potrząsnąć. – Czy znalazłaś maleńki zielony kocyk? – zapytałam z nadzieją.

– Przysięgam, że nie wyrzucałam żadnego kocyka. Jedyne, co sprzątnęłam, to kilka chusteczek i jakąś porwaną szmatę...

– ...szmatę?! – Mój cały spokój właśnie wylądował na śmieciach wraz z kocykiem. – To nie była szmata! To był mój mały talizman, stary, wytarty...

– Soraya na pewno po prostu go wypierze i jeszcze dziś go odzyskasz – Nie miałam pojęcia, jak Hardy mógł mówić tak spokojnie, kiedy ważyły się losy Brawurki.

– To była... szmata – Soraya unikała patrzenia mi w oczy. – Wytarłam nim podłogę, wywaliłam do kubła. Śmieci są już w kontenerze na zewnątrz.

Jęknęłam. Oni wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę.

Tak. Byłam wariatką, że w ogóle pomyślałam, że nic mi tu nie grozi.

Co to za miejsce, w którym żaden podarty kocyk nie mógł czuć się bezpiecznie?

– Okay – odparłam i niezrozumiana, pokrzywdzona i roztrzęsiona wróciłam do siebie, po czym w akcie rozpaczy rzuciłam się na łóżko.

Wiem. Zachowywałam się dziecinnie i żałośnie, ale miałam w dupie, co sobie o mnie myślał świat. Każdy z nas miał swoje własne odpały i sprawy, na których mu zależało. Każdy z nas musiał znosić samego siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc najlepiej wiedział, czego potrzebował do tego, żeby tę dobę przeżyć.

A jeśli ja w wieku dwudziestu sześciu lat potrzebowałam starego, spranego, sfatygowanego czternastoletniego kocyka, to nikomu nic do tego, prawda?

Pięć minut użalania się nad sobą później ktoś zapukał i otworzył sobie drzwi, nie czekając na zaproszenie, prawdopodobnie doskonale wiedząc, że i tak by nie nadeszło.

Materac się ugiął, kiedy Hardy usiadł na moim łóżku.

– Wstawaj, Atomus, mam coś dla ciebie.

– Jeśli przychodzisz bez kocyka, to wyjdź. To wszystko twoja wina – jęknęłam w poduszkę.

– Powiedziałem, że coś dla ciebie mam. Jeśli w ciągu trzech sekund nie podniesiesz głowy, to też wyląduje w śmieciach – odparł groźnie. – Raz... dwa...

Times New Romans | 18+ | WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz