Rozdział piętnasty Pov. Rzesza

53 4 0
                                    

- Uspokój się Rzesza! - krzyczał do mnie ZSRR
Zaciągnął mnie gdzieś. W amoku złości nie miałem pojęcia gdzie. Jedyne co poczułem to wiatr na twarzy. Dopiero wtedy się uspokoiłem. Tamten trzymał mnie jeszcze za przegób ręki. Zacząłem zwalniać oddech. Obejrzałem się dookoła. Znajdowaliśmy się w małym skwerku za szpitalem. Odzyskałem panowanie nad sobą.
- Puszczaj! - krzyknałem i wyszarpałem rękę - Dlaczego mnie z tamtąd zabierasz?! - oburzyłem się
- Bo zamordowałbyś sojuszników, personel, a ze szpitala nie byłoby co zbierać! - krzyknął takim tonem, o który bym go nie podejrzewał. Skuliłem się lekko - CZY TY MYŚLISZ, ŻE JESTEŚ PIEPRZONYM PĘPKIEM ŚWIATA, A LUDZIE NIE MAJĄ ŻYCIA PRYWATNEGO?! KAŻDY MA BYĆ NA TWOJE USŁUGI?! MOŻE WŁOCHY TEŻ CIĘ ZLEJE?! - wytrzeszczyłem na niego oczy. Chwycił mnie za mundur i podniósł do góry - W końu jesteś z mężczyzną. - dodał spokojniej - A twoja ideologia chyba nie przyjmuje takich jak ty czy ja?
- Ale to nie tak... - wydyszałem
- CZYLI TY MOŻESZ, A ONI JUŻ NIE?! - znów krzyknął. Nie wiedziałem co powiedzieć - Wojna już za trzy dni, co nie? Miej nadzieję aby Włochy się z tego wykaraskał, bo inaczej będziesz w czarnej dupie. - rzucił mnie na trawę
Upadłem na plecy. On odwrócił się i poszedł w stronę auta. Podparłem się na łokciach. Łzy zapiekły mnie pod powiekami.
- Jesteś przegrywem. - odezwał się ten głos w głowie
Wstałem i poszedłem do swojego mercedesa. Siadłem za kierownicę. Zacząłem płakać jak dziecko. Może miał rację? Jestem egoistą... Wbiłem paznokcie w skórę na kierownicy. Wszystko się we mnie zakotłowało. Chciałem w tym momencie zginąć. Chwila! Stop! Ja tu mam wojnę do rozpoczęcia! Żadnego umierania! Postanowiłem pojechać do domu.

***

Wszedłem zdenerwowany do domu. Rozejrzałem się dookoła. Było dość cicho. Dochodziła ledwo 23.
- Dzieci?! - zawołałem. Odpowiedziała mi cisza
Pobiegłem szybko na górę. Wpadłem do ich pokoju. Oboje spali. Odetchnąłem z ulgą. Sam byłem zbyt rozemocjonowany aby móc spokojnie zasnąć. Siadłem za stołem. Ukryłem twarz w dłoniach. Wszystko zepsułem. Wyznałem mu miłość, a teraz znowu pokłuciliśmy się. Jeśli mają mnie za nikogo... to ja już im pokażę! Poderwałem się nagle i uderzyłem dłońmi o stół.
- To wszystko ulegnie zmianie! Już nie długo... już za parę dni. - wysyczałem do siebie
- Tato? - NRD wszedł cicho do kuchni

Tak nie mam pomysłu na tą książkę, ale nie zostawię jej nieskończonej. Coś wymyślę.

~Brychcio~

NiemożliweWhere stories live. Discover now