4; To spontaniczne wyjście

36 4 1
                                    

I'm home alone, you're God-knows-where

I hope you don't think that shit's fair, ah


Bored -  Billie Eilish


- Idę z Danem na mecz w tą sobotę idziesz też? - zapytał Damon, wpychając frytki w swoje usta.

- Musisz żreć jak świnia? - westchnęłam, wywracając oczami uśmiechając się lekko. - Ale tak, może się wybiorę.  

- Nie żrę. - prychnął, wycierając ręce w serwetki, a następnie sięgnął po swoją cole. - Przynajmniej w końcu wyjdziesz gdzieś indziej niż kluby czy praca.

Wywróciłam oczami, wgryzając się w swojego hamburgera. Gdziekolwiek wychodziłam z Damonem liczyłam się z tym, że ludzie będą obrzucali go dziwnymi spojrzeniami aczkolwiek on w żaden sposób się tym nie przejmował. 

- Nie przesadzajmy, kilka razy jak wyjdę do klubu nie czyni mnie imprezowiczem, albo alkoholikiem. 

- W twoim przypadku Nora do tego właśnie zmierzasz. - wymamrotał, prychając pod nosem. - I uważam, że powinnaś wrócić na terapię. 

Prawie zadławiłam się swoim jedzeniem na samo słowo 'terapia'. Nie zamierzałam wrócić i żadnego namawianie z jego strony nie skłoniło by mnie do tego. Uczęszczałam jakiś czas i to było wystarczające. Sama wiedziałam jak radzić sobie ze swoimi problemami i wcale nie potrzebowałam do tego osób trzecich. Szczególnie tych obych.

- Przestań zachowywać się jak matka Teresa. - burknęłam, sięgając po kilka frytek. - Tylko ty zrzędzisz z naszej trójki najwięcej. 

- Nie zrzędzę tylko się o ciebie martwię. Widzę co się z tobą dzieje od dłuższego czasu. Już nie mówię o tym co wy dwie wyprawiacie. - Odparł, nie spuszczając ze mnie wzroku. Gdyby jego spojrzenie mogło zabijać to na pewno właśnie byłabym martwa. 

- Wyrabiamy co? - uniosłam brew ku górze. - To tylko seks. Nic nie znaczący w dodatku. 

- Dla ciebie. - wytknął we mnie wskazujący palec. - nie dla niej. I powinnaś z nią szczerze o tym pogadać. Oboje wiemy, że nie chcesz żadnego związku. 

To była prawda. Byłam kilka razy w związkach, które może i nie były długotrwałe, ale każde z nich pozostawiły po sobie ślad. Abby była ostro pieprznięta, miała poczucie humoru i nie dało się z nią nudzić, ale nie była ona dla mnie. Nie stworzyłybyśmy niczego trwałego. Jest dobrze tak jak jest, nie traktowałam jej jak moją partnerkę czy miłość życia. Poza tym sprawa komplikowała się bardziej od dnia w którym poznałam Arię.
Spotkałam się zaledwie kilka razy z blondynką, a jednak miałam wrażenie jakbyśmy znamy się kilkanaście dobrych lat. To jak się przy niej czułam, tak swobodnie, bezpiecznie i mogłabym nawet palnąć najgłupszą rzecz świata ona by nie patrzyła na mnie jak na wariatkę. Było w niej coś takiego, ze chciałabym być przy niej non stop.

- Gdzie znowu odpłynęłaś? - Damon pstryknął palcami przed moją twarzą.

- Gdzieś daleko, gdzie nie ma wkurzającego ciebie. - wytknęłam mu język, śmiejąc się przy tym za co w zamian oberwałam frytką w czoło. Damon parsknął głośno śmiechem, uderzając się w udo. Wywróciłam oczami, kopiąc chłopaka w kostkę.

- Na litość boską dorośnij w końcu. - jęknęłam cicho, wstając ze swojego miejsca zabierając swoją torebkę, sprawdzając jeszcze czy aby na pewno mam telefon.

- Śmiesznie wyglądało to z boku. - odwróciłam się jak oparzona za siebie. Aria z szerokim uśmiechem na twarzy pomachała w moją stronę. - Skądś kojarzyłam te brązowe kłaki więc wcale się nie pomyliłam, że to ty.

We fell in love in OctoberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz