Mateo

1.6K 73 13
                                    

- Mateo przyjechał. - Usłyszałam w krótkofalowce Kamila.

- Zabije go.... - Warknęłam. - Naprawdę to zrobię....

- Tylko spokojnie. - Uspokajała mnie Bella.

- Proszę, nic do mnie teraz nie mów. - Uniosłam dłoń do góry. Wzięłam kilka głębszych oddechów.  Z wyczekiwaniem patrzyliśmy, kiedy pojawi się na podjeździe obok domu.
Kiedy moje serce przestało łomotać, zobaczyłam zbliżający się samochód, który miał roztrzaskane lampy. Dziury w karoserii po kulach, przednia, jak i boczne szyby miały miliony pajączków. Moje serce na moment przestało bić,  przysięgam. Stary, wredny, wkurzający Mateo przyprawił mnie niemalże o zawał.
Tymczasem, kiedy wysiadł z mercedesa, wyglądał, jak gdyby nic się kompletnie nie stało.
Może dla niego był to chleb powszedni, ja nie byłam przyzwyczajona do takich widoków.

- Nic ci nie jest? - Podbiegłam do niego, w sumie mojego pokrakowatego biegochodu nie można było nazwać biegiem. Chciałabym  wrócić już do formy, najgorsze były te zadyszki. Kiedy się przy nim znalazłam. Odruchowo chciałam
rzucić się  mu w ramiona.

- Nie dotykaj mnie! - Odskoczył ode mnie.

- Nic ci nie jest? - Zapytałam z troską, raz jeszcze.

- Jak widać. - Odpowiedział chłodno,
Sprowadzając mnie tym na ziemie.  Nie wiem, co musiałby się stać, żeby okazał mi choć trochę ciepła. Nawet nie wiem, czy był do tego zdolny. Raczej nie był troskliwym ojcem. - Samochód jest opancerzony, co miało mi się niby stać. Kamil zbierz ludzi, jedziemy na małą przejażdżkę. - Zarządził.

- Halo! Dokąd niby chcesz jechać. Dopiero, co przyjechałeś. Nie możesz wychodzić z domu, kiedy ci się żywnie podoba. Nikt przecież miał cię nie widzieć na mieście, tak się mówiłeś z Bazylem.

- Nie ma go tu... - Warknął. - Od teraz ja tu żądze, nie umiecie nic zrobić. Baby nie nadają się do tego świata. Jedyne, co możecie robić, to rodzić nam dzieci i się z nami pieprzyć.

Zamurowało mnie.

Pieprzony szowinista!

- Gdzie byłeś?

- Załatwiłem to, czego ty nie umiałaś. Nie martw się dziewczyno. - Spojrzał na wystraszoną Belle. - Załatwiłem twoją sprawę.

- Jak? Wujku, co zrobiłeś?

- To, co było trzeba. Kamilu, zbierz ludzi, za godzinę wyjeżdżamy.

Ominął i ruszył w stronę domu.

- Nigdzie nie pojedziesz! - Po moich słowach zatrzymał się i do mnie odwrócił. - Tak Mateo. - Zmniejszyłam odległość pomiędzy nami. - Nigdzie nie pojedziesz. Nie możesz rozkazywać moim ludziom.

- Elen daj spokój......- Nie wiem, po co mój brat w ogóle się wtrącał.
Momentalnie odwróciłam się w jego stronę.

- Nie wtrącaj się! A tak poza tym to mam na imię Zoe.

Prychnął głośno śmiechem.

- Żartujesz sobie? - Włożył dłonie do kieszeni czarnych dresów. - Masz na imię Elen, od urodzenia. Zoe była przykrywką. Weszłaś za bardzo w swoją rolę. Daj staruszkowi robić, to co trzeba.

- O widzisz chłopcze i tu się zgadzamy. Pozwól mężczyznom załatwić sprawy, o których ty nie masz pojęcia. Byłaś za mała, by je zrozumieć, a teraz jesteś za głupia. Ciąża odbiera ci rozum. Z moją żoną było tak samo.

- Dlatego popełniła samobójstwo?

Jego twarz pokryła się gamą kolorów i min, wcale nie tych dobrych. To był wrażliwy temat. Dobrze o tym wiedziałam, wbiłam szpilę tam, gdzie nie powinnam była. Nawet nie powinnam była, zbliżać się choćby na centymetr w tamtym kierunku.

Mafia nigdy nie zapomina. Tom IIIWhere stories live. Discover now