Zawsze podobały mi się u nich, te ich wspólnie jadane posiłki. Teraz jednak pożałowałam swojej decyzji.... Mogłam siedzieć u siebie, jeść w spokoju obiad, z widokiem na wzgórza, a nie perfidnie uśmiechniętą gębę Anny. Mając coraz to gorsze myśli na jej temat....
Tylko jeśli ona tu nadal była, Bazyl mi nie uwierzył i nie zdecydował się na wyprowadzkę, razem ze mną? Ten wniosek nasuwał mi się sam...– Atmosfera w tym domu, jest tak gest, że można kroić ją nożem. – Spojrzałam z zaciekawieniem na matkę Belli. Jako jedyna zabrała głos, od kiedy wszyscy zasiedliśmy do stołu.
– To wina jednej osoby, której tu nawet nie ma. – Przeniosłam zaskoczony wzrok na Alessio. – Chowa się, to oznacza tylko jedno, ma coś na sumieniu? – Prychnął zgorzkniale.
– Ma dużo na głowie. – Odezwałam się w obronie Bazyla. Co zdecydowanie mu się nie spodobało. Natychmiast posłał mi surowe spojrzenie. – Nie mógł przyjść. Ale ja jestem.... - Dodałam niepewnie, zdawałam siebie sprawę, że moja obecność go na pewno irytowała.
– Cóż... nie da się nie zauważyć, tego wielkiego brzucha. – Dodał żałośliwie.
Spuściłam wzrok na talerz, palce zacisnęłam mocno na sztućcach.
Mam w nim twoje dziecko...
Starałam się być wyrozumiała dla Alessio. Od kiedy się obudził, tak wiele się zdarzyło. Miał prawo być pogubiony i zły, ale zrobiło mi się po prostu przykro. Matka Belli pogłaskała mnie po plecach w geście otuchy.
– Twoja matka miała większy, jak była z tobą w ciąży. – Odparł chłodno Mateo. – Nie komentuj tego w ten sposób. – Miło mi się zrobiło, kiedy stanął w mojej obronie. – Każda kobieta w ciąży jest piękna.
– Normalnie wraca mi wiara w ciebie. – Odezwała się jego siostra, zabierając doń z moich pleców. – A myślałam, że już wszystko stracone.... – Zakpiła.
– Nie odzywaj się, kiedy nikt cię o to nie prosi. – Skarcił ją surowo.
– To są jakieś kpiny! – Flavio nie wytrzymał. – Masz pretensje do syna za to, że zachowuje się jak buc, po czym sam to robisz? Niewiarygodne.... – Zaśmiał się pogardliwie.
– Co prawda to prawda... – Skomentował Alessio, śmiejąc się pod nosem. To było jedno wielkie przedszkole, jeden przepychał się przez drugiego.
– Jaki ojciec taki syn! – Skomentował Flavio. – Cała wasza rodzinka jest siebie warta.
– Flavio! – Skarciła go Bella. – Proszę cię, już nic nie mów! Wiecie, że to nie prowadzi do niczego dobrego, zaraz wszyscy się pokłócimy. Dokończymy ten obiad w spokoju, nawet jeśli to oznacza tą okropną ciszę.
Zgadzałam się z nią....
– Kochanie nie musisz stawać w mojej obronie. – Matka Belli zwróciła się do Flavio, po czym zaśmiała się lekceważąco. – Nie takie obelgi słyszałam już z ust brat. Lepiej postaraj się być inny dla mojej córki. Tylko tyle chciałam dodać. Teraz wedle życzenia Belli zamknę się....
– Ciekawe na jak długo... – Skomentował uszczypliwie Mateo.
Dom wariatów!
Mój talerz był już prawie pusty. Co oznaczało, że zaraz sobie stąd pójdę.
– Może zamiast ciszy, ktoś mi coś opowie, na przykład, co tak naprawdę działo się przez wypadkiem?
Zamarłam. Nerwowo spojrzałam na pozostałych, każdy nagle nabrał wody w usta. A przed chwilą wszyscy mieli tyle do powiedzenia. Skoro była na mnie zły i na wszystkich dookoła. Był sens dalej kłamać, by go chronić? Czy raczej mnie... Nie mogło być chyba gorzej?
![](https://img.wattpad.com/cover/328224833-288-k989636.jpg)