22. Ten Jeden Z Żałobą

64 46 43
                                    

TW: zaburzenia odżywiania

Dzień 7
Denise

Zanim Liam wrócił z Porthleven, minęła prawie godzina, którą w całości spędziliśmy na schodach przed domem. W międzyczasie znaleźli się Simon i Jack, którzy dosiedli się do nas z pewnym zmieszaniem, a Cole wyjaśnił im sprawę tak szybko, szczegółowo i cicho, jak tylko mógł. Doceniałam, że mimo braku większości informacji, żaden z nich nie dopytywał. Musiał nadejść moment, kiedy zażądają prawdziwych wyjaśnień, ale wtedy wykazali się większym taktem, niż się spodziewałam.

Przez cały ten czas obejmowałam Margo ramieniem, a ona nie odezwała się nawet słowem. Nie próbowałam tego zmieniać. Ta cisza, oczekiwanie na cokolwiek, chociaż nic nie mogło się wydarzyć... to była żałoba. Ze wszystkimi jej podstawowymi cechami (tylko żałobnicy nie potrafili się ubrać stosownie do sytuacji).

Dopiero kiedy Ipkiss wysiadł z samochodu i zatrzymał się przed nami z wyrazem rezygnacji na twarzy, a komary powoli zaczęły zlatywać się dookoła, by zjeść sowitą, sześciodaniową kolację, wstaliśmy i w milczeniu weszliśmy do środka.

— Więc... Wyjaśni nam ktoś, co się stało? — zapytał Cole. Rozczarowana, rzuciłam mu ostre spojrzenie. Nie spodziewałam się, że on pierwszy pęknie.

— Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać — stwierdziła Margo, od razu ruszając w stronę kuchni. — Raczej pójdę się od razu położyć.

Zniknęła za drzwiami, a ja ostatni raz spojrzałam na czterech pozostałych przyjaciół, zanim oznajmiłam:

— Odprowadzę ją.

Margo kompletnie zignorowała fakt, że poszłam za nią. Weszła po schodach, a potem zostawiła dla mnie otwarte drzwi pokoju gościnnego, ale dalej nic nie powiedziała.

— Chcesz o tym pogadać? — zapytałam mimo to.

— A co przed cnhwilą powiedziałam? — zaśmiała się ponuro.

— Próbuję tylko pomóc.

— Jak? — spytała odrobinę ostrzej, niż na mój gust powinna. — Jak, do cholery, ktokolwiek ma mi teraz pomóc? — To było rozsądne pytanie. Jednak ostatnie osiemnaście z osiemnastu lat życia, które miałam okazję wykorzystać, pokazywały, że ludzie nie zawsze (albo nawet ,,rzadko" czy ,,nigdy") byli rozsądni. — Nie cofniesz czasu, ani nie ściągniesz tu Shawna z powrotem.

— Teoretycznie mogłabym to zrobić... Z pomocą chłopaków... i łomu...

Prychnęła.

— Myślałam, że to będzie potrzebne dopiero w dniu mojego ślubu.

Uśmiechnęłam się lekko i przysiadłam w nogach drugiego łóżka. Margo westchnęła ciężko.

— Spodziewałam się, że to może się tak skończyć... Może nawet tak będzie lepiej. Chyba po prostu nie sądziłam, że dojdzie do tego... tak szybko. A może wcale. A już na pewno nie w taki sposób. — Spojrzała na mnie, jakby miała mi do powiedzenia coś bardzo nieprzyjemnebgo, ale nie miałam pojęcia co. Kiedy nic nie odpowiedziałam, Margo w końcu wybuchła. — Nie mobgę uwierzyć, że mu powiedziaś! Możesz nie znosić Matta i uważać, że to wbrew twojemu kompasowi moralnemu... chociaż to też niekoniecznie...

— Hej! — zawołałam. — Uważasz, że ja mu powiedziałam?!

Przez sekundę obie wpatrywałyśmy się w siebie zaskoczone, ale byłam pewna, że w moim zdziwieniu było mniej złości. Mniej, ale nie wcale.

— Naprawdę myślisz, że mogłabym zrobić coś takiego?

— No nie wiem. Mogłabyś?

— Oczywiście, że nie!

How Did We End Up Here? ✔Where stories live. Discover now