21. Libre comme l'air

427 90 117
                                    

Jimin stał na balkonie i leniwie opierał się o metalową barierkę. Dzień chylił się już ku końcowi. Niebo pociemniało, a jedynymi punktami światła były gazowe latarnie, które tliły się w oddali. Na zewnątrz pachniało dymem i ostrą wonią jałowca. W tej samej chwili panującą dookoła ciszę zmącił jakiś dźwięk. Chłopak wychylił się do przodu i mocno wytężył wzrok. W dole, na dziedzińcu, ujrzał jakąś niewyraźną sylwetkę. Nieznajomy szedł pewnym krokiem, trzymając ręce w kieszeniach swojego długiego płaszcza. Ciemny kapelusz zakrywał mu twarz i dodawał całej postaci nonszalancji. Park zmarszczył brwi, przypatrując się mężczyźnie z coraz większym zainteresowaniem. Miał niejasne wrażenie, że już gdzieś widział ten specyficzny chód. A może po raz kolejny zwodziła go pamięć? Blondyn przytrzymał się barierki, czując w sercu dziwny niepokój. Po dzisiejszej nocy był ospały, markotny i zrezygnowany. Wiedział, że przesadził z alkoholem, a co gorsza, po raz kolejny skompromitował się w oczach Yoona. Jasnowłosy westchnął przeciągle i przymknął ciężkie powieki. Postanowił odpuścić. W całym swoim życiu nie spotkał kogoś tak oziębłego i pozbawionego empatii. Co prawda pianista obnażył przed nim swoje słabości, ale co z tego, skoro i tak nie zamierzał przenieść tej znajomości na inny grunt.

Jimin tymczasem pragnął czegoś więcej. Przestały mu wystarczać ciągłe utarczki i ukradkowa wymiana spojrzeń. Chciał pozyskać sympatię drugoklasisty. Marzył, by ten choć raz popatrzył na niego jak na równego sobie.

On sam spoglądał na Mina jak turysta na nowy, nieznany krajobraz — z jednej strony odczuwał lęk, a z drugiej zachwyt i jakąś nieokreśloną tęsknotę. Prawdopodobnie dlatego tak często go testował i poddawał swoistym próbom. Ulegając lekkomyślnej ciekawości, zachowywał się w sposób nachalny, by nie powiedzieć głupi.

Młodzieniec spuścił głowę i lekko zagryzł usta. Usiłował zneutralizować gorycz porażki, lecz bezskutecznie. Wszystko zdawało się dzisiaj szare, ponure i przytłaczające. Nawet pogoda idealnie odzwierciedlała jego podły nastrój. Kapryśny wiatr ocierał się o mury budynków, a przy tym szarpał drzewami z taką siłą, jakby chciał je przewrócić. Blondyn zadrżał z zimna i otulił się szczelniej wełnianym swetrem. Po chwili zerknął na zegarek, a widząc, że zostało mu ledwie piętnaście minut do spotkania z Jeonem, poczuł w żołądku nagły ścisk. Nie wiedział zupełnie, czego się spodziewać. W końcu jednak oderwał się od barierki, niechętnie wchodząc do środka.

Jasnowłosy zamknął okno balkonowe i wolnym krokiem ruszył w stronę gabinetu. Wyglądał zwyczajnie. Na sobie miał biały T-shirt, jeansy oraz granatowy sweterek w stylu preppy. Na wszelki wypadek założył także bieliznę, którą dostał do wykładowcy. Nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Być może kierowała nim jakaś niedorzeczna obawa, że gdy tego nie zrobi, poniesie dodatkową karę. Jimin wszedł po schodach i znalazłszy się na piętrze, skręcił w jedną z bocznych alejek. Przystając przed wybranymi drzwiami, wyciągnął rękę, by zapukać, lecz nagle przeszył go gwałtowny dreszcz. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, że w środku czai się niebezpieczeństwo. W końcu jednak zdobył się na odwagę i załomotał. 

— Wejść.

— Jestem — odezwał się cicho student, przekraczając próg pokoju.

— Panie Park, proszę wyjść i wejść jak należy — odparł oschle prowadzący, nie podnosząc oczu znad papierów.

Uczeń zdusił przekleństwo, ale posłusznie wymaszerował i zastukał jeszcze raz. Kiedy usłyszał wyczekiwane „proszę", na nowo wkroczył do gabinetu.

— Dobry wieczór, panie profesorze.

— Usiądź — odrzekł niedbale nauczyciel, wciąż zaciekle notując coś w kalendarzu.

— Postoję.

Jeon nie zareagował. Otworzył jedną z podręcznych szuflad, wyjął z niej kolejną stertę dokumentów i zaczął studiować je z należytą uwagą.

Ivre de musique | YoonminWhere stories live. Discover now