-10-

211 17 5
                                    

 Od ostatniego spotkania z rodziną Sullych wydarzyło się dużo niepokojących rzeczy. Lo'ak związał się z wygnanym Tulkunem. Wiedziałam, że to co zrobił było jest i będzie niebezpieczne ale w głębi serca rozumiałam go i nie obwiniałam go o to. Chłopak był zdesperowany ciągłymi sprzeczkami z ojcem. Potrzebował kogoś kto by go nie odtrącił. I takim kimś był Payakan. Lo'ak uciekał się do niego kiedy tylko miał wolną chwilę aby opowiedzieć mu o swoich problemach. 

W wiosce dało się wyczuć niepokojącą atmosferę. Kiri ciągle powtarza, że boli ją głowa. Niedawno opowiedziała mi o tym jak czuje aurę Eywy, że czuje jej oddech, jej bicie serca bardziej niż przedtem. Zawsze kiedy przebywałam w towarzystwie Kiri czułam się jakby nie była prawdziwa. Jakbym śniła o tym, że jest obok mnie. Dziewczyna roztaczała wokół siebie tak silną aurę, że nawet Tsahik patrzyła na nią z podziwem i ze strachem jednocześnie. 

Pomagałam mamie w przygotowywaniu hamaku dla dziecka, które miało się za niedługo urodzić. Trapiło mnie to, że mój brat urodzi się w tak ponurej aurze. Miałam nadzieję, że nie wpłynie to na jego przyszłość. Usłyszałam krzyki i piski mieszkańców. Przerwałam czynność i skierowałam się do wyjścia z namiotu. Mama złapała mnie za rękę i uścisnęła jakby nie chciała abym odeszła. Na plaży panował harmider.  Mieszkańcy innej wioski przypłynęli do naszej. W oddali dało się słyszeć donośny ryk rogu, który oznaczał intruzów. Wyszłam z namiotu dalej trzymając mamę za rękę. Jakaś pani złapała mnie za ramiona i krzyknęła

-LUDZIE NIEBA. LUDZIE NIEBA ATAKUJĄ

Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Ludzie z nieba atakują nasze plemię. Ogarnął mnie strach. 

-O matko-wyszeptała stojąca za mną mama zakrywając dłonią usta

Spojrzałam w tym samym kierunku co ona. Na wodzie unosił się ogromny statek. Powoli płynął w stronę naszej wioski. Przypomniałam sobie o rodzinie Sullych. No jasne, to po nich tutaj przypłynęli. 

-Mamo rodzina Sullych jest w niebezpieczeństwie

-Su, my też. Przecież nie zostawią naszej wioski w ładzie dopóki Jake Sully nie będzie martwy. Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie.

Ktoś znów złapał mnie za ramiona po czym mocno przytulił. Po uścisku rozpoznałam mojego tatę. Wtuliłam się w niego. Przerażała mnie myśl, że to może być nasze ostatnie spotkanie. 

-Musicie się gdzieś schować. Ja idę walczyć. 

Moja mama przytuliła się do ojca gorzko płacząc. Nie mogłam na to patrzeć. Zaraz zginą niewinni mieszkańcy próbujący uchronić swoją wioskę. Ogarnęła mnie złość gdy pomyślałam o wszystkich małych dzieciach, które teraz panicznie się boją.

-Tato ja też idę walczyć. Nie ma opcji, że ja będę siedzieć w schronie a inni będą umierać.

-Su posłuchaj mnie, bardzo mi na was zależy i nie chcę aby któraś z was była martwa rozumiesz?

-Nie to ty mnie posłuchaj. Ludziom chodzi o rodzinę Sullych. Chcą zabić ojca czwórki dzieci. Nie mogę im nie pomóc. Oni mi pomogli, nie potrafię ich tak zostawić. Oni nas potrzebują. 

Tata pomyślał chwilę po czym zamknął oczy i jeszcze raz mnie przytulił

-Moja dzielna Sue.

------------------------------------------------------------------------

Witam po przerwie. Nareszcie zaczyna się dziać coś ciekawego. Nie wiem kiedy wstawię kolejny rozdział ponieważ jestem zawalona nauką. Trzymajcie sie!

𝙂𝙞𝙫𝙚 𝙢𝙚 𝙖 𝙘𝙝𝙖𝙣𝙘𝙚|| Neteyam SullyWhere stories live. Discover now