rozdział 11

243 13 0
                                    

CARRIE

Znowu.
Znowu musiałam oglądać go w samych bokserkach. Tylko czy on nie mógł kupić sobie tych cholernych rolet, albo chociaż głupiej franki?

Wiedziałam, że później będzie mi mówił, że stałam w oknie i się na niego gapiłam. Jakbym miała się tak tego przestrzegać to nie mogłabym podchodzić do swojego okna w momencie, gdy on był u siebie.

Nie patrząc się nawet w moją stronę, sięgnął po telefon, po chwili przykładając go do ucha.

— Wiedziałam — pokręciłam głową, odbierając połączenie od chłopaka — Wiedziałam — powtórzyłam — Wiedziałam kurwa.

— To dobrze, że wiedziałaś, ale czemu znowu mnie podglądasz? — zapytał, kiedy ja z powrotem podeszłam do okna.

— Kup sobie wreszcie zasłony, to nie będę miała jak. Powiedz mi, czemu dla ciebie zawsze cię podglądam, gdy tylko stoję w swoim oknie.

— Okej, co w takim razie robiłaś?

— No nie wiem. Może stałam przy oknie i przez nie patrzyłam?

— Jasne, a co do firanek, to może ty zdejmij swoją i wszyscy będą zadowoleni — uśmiechnął się przy tym.

— Mam tam do ciebie przyjść i ci zajebać?

Zaczął się śmiać. Zresztą tak jak zwykle.

— Brakuje ci jeszcze tylko lornetki.

— Skąd wiesz, że jej nie mam? — zapytałam ironicznie

— A masz? — dopytywał na co przewróciłam oczami.

— Może idź już lepiej spać, bo chyba boli cię głowa — odeszłam od okna i zgasiłam światło, sprawiając, że mój pokój zalała ciemność.

— Dobranoc królewno.

— Dobranoc księżniczko.

— Ej ja by... — rozłączyłam się nie dając mu dokończyć.

Kilka sekund później dostałam powiadomienie o nowej wiadomości.

Jakeman: ej

Jakeman: to było niemiłe

Caee: dobranoc Jake

Jakeman: dobranoc Carrie

Moja cisza i spokój zostały zakłócone dokładnie dwadzieścia dwie minuty i czterdzieści siedem sekund później, kiedy mój telefon znowu zaczął dzwonić.

Odrzucam książkę na bok, przeklinając się w duchu, że wcześniej go nie wyciszyłam.

Wzięłam go do ręki i odebrałam. Chciało mi się spać, a on mnie rozbudził. Wiedziałam, że to był on.

— Czego ty znowu ode mnie chcesz? — opadłam plecami na łóżko.

— Wyjdź na zewnątrz — te trzy słowa sprawiły, że ogarnęła mnie irytacja.

— Nie — moja odpowiedź była krótka zwięzła i na temat.

— Weź się uspokój i chodź. Zaraz wrócisz do domu.

— Nie.

— Carrie... zaraz tam po ciebie przyjdę i wyciągnę siłą — jego głos był poważny, czym sprawił, że prychnęłam.

— Ta jasne. Zapraszam — przymknęłam oczy.

Rodzice na kolacji służbowej, wszystkie drzwi i okna pozamykane.

— Louis coś dla ciebie zostawił.

— Mi?

— Pod ławką. Wysłać ci jakieś zdjęcie?

Zakład IWhere stories live. Discover now