XXI - Powrót - XXI

161 10 37
                                    

Brązowe drzwi od mieszkania zamknęły się z delikatnym stukotem. Schody, gdy po nich schodziła skrzypiały, a nieszczelne okno przepuszczało coraz cieplejsze już powietrze. Powolnymi krokami zbliżała się końcówka wiosny, jednak dalej mocno chłodna jak rok temu. Pogoda zupełnie nie odzwierciedlała jej poczucia humoru. Według dziewczyny powinno padać i grzmieć, by choć trochę zagłuszyć jej własne myśli. Nie chciała do nich wracać, a jedyne czego pragnęła to dłuższej przerwy... od myślenia. Od tych ponurych myśli, że to ona zawaliła.

Czas podróży od jej bloku pod drzwi do mieszkania Mike'a minął zdecydowanie za szybko. Wahała się czy zapukać, ale w końcu wzięła się za odwagę by to zrobić. W końcu to ona nie uprzedzając go zniknęła na długi czas. Zapukała trzy razy i odetchnęła głośno, gdy usłyszała trzaskanie zamka. Już po chwili jej oczom ukazała się rozczochrana fryzura Mike'a - jej najlepszego przyjaciela. Gdy tylko zorientował się kto stoi pod jego drzwiami, nie krył zaskoczenia malowanego z lekkim oburzeniem.

- Hej. - Zaczęła czarnowłosa. - Wiem, że trochę się nie odzywałam ale...

- Wejdź. - Otworzył szerzej drzwi, by ją przepuścić. - Nie będziemy przecież rozmawiać na klatce schodowej. - Kobieta przełknęła ślinę, czując, że pozbyła się jej razem z całym lękiem.

Znała go za dobrze. Mimo iż na twarzy wyglądał na twardego i nawet nie poruszonego jej obecnością, to w głębi serca był miękki i łagodny, a nawet poniekąd cieszył się, że ją widzi. Po przekroczeniu progu witalnego, ujrzała skromny przedpokój, udekorowany kupionymi na wyprzedaży garażowej obrazami. Półka była przepełniona kolorowymi butami w dwóch różnych rozmiarach, a szafa pełna kurtek. Był oczywiście jeden wolny - ten dla gości - a w tym wypadku przypadł on jej. W pomieszczeniu roznosił się zapach świeżej mielonej kawy.

- Chodź do salonu. - Usłyszała, gdy tylko powiesiła swój płaszcz na wieszak, a buty odłożyła pod szafę delikatnie je wyrównując.

Posłuchała go od razu, bez żadnego sprzeciwu. Nie chciała mu się jeszcze bardziej uprzykrzać, a skoro sam proponował to nie wypadało nie skorzystać. Z resztą czekała ją długa rozmowa.

W salonie usiadła na białym, drewnianym krześle, dosuwając się do stołu. W tle grał telewizor, nastawiony na lokalny program telewizyjny.

- Jesteś sam? - Spytała, zaczynając jakkolwiek rozmowę. Spojrzenie mężczyzny dalej było mocne i nie ugięte, ale odpowiedział łagodnie.

- Tak, Rosalia poszła na zakupy, powinna niedługo wrócić. - Mówiąc to, oparł głowę całym ciężarem, opierając ją o stół. - To opowiadaj. Długo cię nie było. - Jego zielone oczy rozmarzyły się o myśl o swojej narzeczonej.

Grace wyłapała ten chwilowy przejaw emocji i nie wiedząc czemu, sama też pomyślała o Willy'm Wonce, oraz o sytuacji, gdy dowiedziała się o oświadczynach przyjaciela. Było to... tak niedawno a zdążyło całkowicie wylecieć jej z głowy, w końcu nagły zawrót, jaki spowodowała zmiana miejsca pracy, nie służył jej do końca. Wszystko zadziało się zdecydowanie za szybko.

- Przepraszam. Bardzo cię przepraszam. - Zaczęła, spuszczając głowę i zamykając oczy, by nie zaczęły łzawić. Jednak ton głosu, który pod koniec się załamał zdradził jej uczucia.

Zielone tęczówki Mika od razu zareagowały, podobnie jak mimika twarzy. Był zmartwiony. Skoro nawet nie wytłumaczyła mu co się stało, czemu jej tak długo nie było i nie dawała żadnego znaku życia, to musiało stać się coś strasznego.

- Nie przepraszaj. - Zakomunikował od razu, poprawiając nerwowo blond grzywkę. - Nie gniewam się. Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. - Zapewnił ją, na co dziewczyna podniosła głowę i spojrzała w jego oczy.

Lizakowe spojrzenie || Willy Wonka x Oc/ReaderTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang