#5

149 19 4
                                    

Po dotarciu na miejsce, trójka detektywów sprawnie przecisnęła się do budynku, mijając tłumy gapiów, wystraszonych rodziców i policjantów, którzy w tym przypadku niewiele byli w stanie zrobić. Dlatego właśnie do pomocy została zaangażowana Zbrojna Agencja Detektywistyczna. Nie żeby policja w Jokohamie była kompletnie bezużyteczna, ale były na tym świecie beznadziejne przypadki, które nie mogły być oddane w ręce samej policji.
— Słyszę coś na pierwszym piętrze. - Rzucił Tanizaki, odwracając się do Kunikidy i Dazaia, którzy kiwnęli głowami i od razu ruszyli zaraz za nim. Według planu, który wspólnie ustalili, Tanizaki wejdzie do pomieszczenia jako pierwszy i będzie starał się coś wynegocjować, a oni zostaną z boku, w razie potrzeby będąc gotowi do akcji.
— Gdybyś potrzebował pomocy w negocjacjach, od razu daj znać. - Kunikida położył dłoń na ramieniu rudowłosego, który pokiwał lekko głową ze zrozumieniem. Był pewien, że da sobie radę, jednak wiedział że w razie potrzeby miał ze sobą uzdolnionych w walce współpracowników gotowych mu pomóc. I to właśnie dzięki temu czuł się nieco bezpieczniej. Nie wiedział nawet, że działało to w dwie strony. Dzięki swoim iluzjom, był niesamowitym wsparciem w walce.
— Panie Matsumoto? - Zapytał, powoli wchodząc do jednej z klas. Nigdy jeszcze go tu nie było, bo należała ona do klubu ogrodniczego, do którego on nie uczęszczał. Naomi mogłaby wiedzieć nieco więcej, ale ona wyjątkowo była dzisiaj na uczelni.
— Nie zbliżaj się!
Tanizaki zadrżał lekko, słysząc głos nauczyciela, który stał na końcu klasy, wystawiając w jego stronę pistolet i zasłaniając sobą coś, czym okazały się być drugie drzwi. Czyli, że pomieszczenie klubu ogrodniczego było przejściowe. Dobrze wiedzieć.
— Panie Matsumoto, dawno się nie widzieliśmy. - Mruknął z nadzieją na sprowadzenie nauczyciela ma ziemię. Rudowłosy nie miał pojęcia co musiało stać się z tym człowiekiem, że postanowił uwięzić Bogu ducha winne dzieci. — Nie musi pan posuwać się do czegoś takiego. - Zrobił pierwszy, ostrożny krok do przodu.
— STÓJ TAM, MÓWIĘ! - Mężczyzna pozostawał nieugięty, zdając się nie bardzo kontaktować z otaczającą go rzeczywistością. Był w strasznym amoku i chyba nie bardzo wiedział co robi. Kiedy już zajmie się nim policja, zapewne określą jego stan jako "niepoczytalny". — TAM JEST BOMBA, JAK STĄD NIE PÓJDZIESZ, TO BĘDZIE TEŻ PO TOBIE. WSZYSCY ZGINIECIE.

Tanizaki w swoim stosunkowo krótkim życiu widział już wiele, ale mimo to nie mógł powstrzymać lekkiego drżenia dłoni, gdy usłyszał te słowa. Bomba? O co tu chodziło? Pan Matsumoto nigdy nie wydawał się być zdolny do czegoś takiego. Tym bardziej potwierdzała się więc teoria Jun-ichiro. Nauczyciel musiał być pod wpływem jakichś środków, albo czyjejś zdolności.
— No strzel, cymbale!
Kiedy odezwał się drugi głos, rudowłosy cofnął się o krok, dopiero po chwili zauważając wyłaniającego się z kąta chłopaka. Mógł mieć mniej więcej tyle samo lat co on sam. Powoli wszystko zaczęło się układać.
Ręce pana Matsumoto zatrzęsły się, jednak nie miał on na tyle odwagi by nacisnąć za spust. I dobrze, bo to dało Tanizakiemu idealną szansę do zmylenia przeciwnika. Jednego i drugiego. Dzięki swojej umiejętności stworzył iluzję jakboby nauczyciel postrzelił go prosto w klatkę piersiową, a jego prawdziwa wersja w międzyczasie zakradła się w kierunku pana Matsumoto, by go obezwładnić. Jednak to nie on został tu obezwładniony. Dopiero po uderzeniu o ziemię Tanizaki zorientował się, że drugi wróg nie poddał się jego sztuczce.
— Woah, naprawdę imponujące. - Sarknął, przyciskając rudowłosego do podłogi. — Uczyłeś się tego w cyrku?
— Ty... - Jun-ichiro próbował mu odpowiedzieć, jednak dłoń różowowłosego chłopaka docisnęła go nieco mocniej.
— Bądź cicho i nie przeszkadzaj w akcji.
— Jesteś... z Portowej Mafii, prawda? - Zapytał w końcu Tanizaki. Miał wrażenie że kiedyś już się z nim minął, jednak nie był tego w stu procentach pewien. — Mają tam oddział kamikadze?
— Dowcipny jesteś. - Prychnął obcy. — Ale prawie zgadłeś. Czarne Jaszczurki. Jak będziesz grzeczny, to może ci się przedstawię zanim wybuchniesz.
— A po co mi to... - Urwał, słysząc strzał. Od razu podniósł wzrok, widząc że Kunikida i Dazai przyszli mu na ratunek. Może i na szczęście, bo nikt nie wiedział ile czasu zostało nim wybuchnie bomba, a trzeba było jeszcze uratować dzieci, które cały ten czas krzyczały przerażone w drugim pomieszczeniu. Nie było czasu na słowne przepychanki z członkiem Mafii.
— Pudło. - Parsknął Dazai, kładąc ręce z tyłu głowy, jakby wchodził do baru, a nie na miejsce możliwej zbrodni. Matsumoto cofnął się gwałtownie, po czym na oślep oddał kolejne strzały. Również nietrafione.
— Nie! Nie może być!
— Podda się pan bez walki i powie jak dezaktywować bombę czy nie będzie tak łatwo? - Zapytał Kunikida, wyjmując swój Ideał i zatrzymując się zaraz obok Dazaia.
— On może tak, ale ja nie. - Członek Czarnych Jaszczurek odskoczył od Tanizakiego i stanął twarzą w twarz z Kunikidą i Dazaiem, jednak pan Matsumoto padł na ziemię, zwinął się i zaczął krzyczeć z bólu. Cholera, że jeszcze jego będzie trzeba ratować... — Zostawcie nas samych, albo on zginie. - Postawił nogę na plecach skulonego mężczyzny.
— Zapewniam, że nikt dzisiaj nie zginie. - Mruknął Dazai, a Kunikida użył swojej umiejętności by stworzyć pistolet. Zanim jednak zdążył oddać pierwszy strzał, członek Mafii sprawnie znalazł się za nim, próbując podciąć mu nogi. Nieskutecznie, bo Kunikidzie udało się w porę odskoczyć na bok. — Jesteś Yamada, tak? Spotkaliśmy się już kiedyś.
— Ohooo, słynny Dazai Osamu. - Prychnął różowowłosy, momentalnie obierając sobie nowy cel.
Rzucając się w kierunku szatyna spróbował złapać go za nadgarstek i powalić, ale Osamu wbił mu łokieć pod żebra. Zanim jednak upadł na ziemię zdążył uderzyć go w twarz.
W tym samym czasie Tanizaki klęknął przy zwijajacym się z bólu nauczycielu, usiłując wyciągnąć z niego informację o tym gdzie znajduje się klucz do drugiego pomieszczenia. Wcześniej zdążył już sprawdzić czy drzwi były zamknięte i niestety okazało się, że owszem były. Matsumoto nie potrafił logicznie odpowiadać mu na te pytania, więc detektywi chyba będą musieli dostać się tam siłą. Na szczęście mimo majaków mężczyzny, Tanizaki zdążył przynajmniej dowiedzieć się ile czasu zostało do wybuchu.
— Cztery... cztery minuty... - Mamrotał bezsilnie.
— Mamy cztery minuty! - Krzyknął rudowłosy, powiadamiając pochłoniętych walką współpracowników.
— To więcej niż wystarczająco. - Mruknął Dazai, wycierając stróżkę krwi z pod nosa. Yamada może nie wyglądał na specjalnie silnego, ale pozory mogły czasem mylić.
— Żebyś zawsze był taki optymistyczny... - Westchnął Kunikida, oddając strzał w kolano członka Mafii, który upadł na posadzkę. Dazai za to zajął się zneutralizowaniem jego umiejętności, która to wywołała tyle problemu. Teraz wszystko powinno pójść jak z płatka, bo to właśnie ona sprawiała ból panu Matsumoto, a wcześniej kompletnie odebrała mu zdrowe myślenie.
— Jestem realistą, Kunikida-kun.

— Gdzie jest klucz? Panie Matsumoto, musi pan współpracować. - Tanizaki posadził zdezorientowanego nauczyciela w bezpiecznej pozycji, po raz kolejny zasypując go pytaniami. Chwilę zajęło mu namyślenie się nad odpowiedzią.
— On... On go ma...
Słysząc odpowiedź mężczyzny, Kunikida od razu rzucił się do rannego Yamady, chcąc przeszukać jego kieszenie.
— Nie tak szybko. - Syknął mafiozo, łapiąc blondyna za szyję. Kunikida przyłożył mu pistolet do klatki piersiowej, ale Yamada dalej nie chciał pozwolić mu wygrać. Szarpał się z nim w amoku, tyle że sam wiedział, że w końcu będzie musiał ustąpić. Inaczej zginie razem z nimi wszystkimi. Chciał się wyrwać, ale było to niemożliwe, jeśli nadal chciał powstrzymać Kunikidę. Odnajdując łatwą drogę ucieczki, puścił blondyna, z trudnością podnosząc się z ziemi, jednak przez tą całą szarpaninę klucz wypadł mu z kieszeni. Doppo szybko go przechwycił i z trudem łapiąc oddech rzucił go do stojącego już przy drzwiach Dazaia, który niezwłocznie otworzył salę.
Osamu wbiegł do pomieszczenia razem z Tanizakim, na prędce odnajdując wzrokiem bombę.
— Zostańcie tu. - Polecił dzieciom, które były zbyt wystraszone by choćby ruszyć się z miejsca. Nie było już czasu na myślenie o tym, który kabelek jest dobry, a który nie. Po prostu złapał za bombę, której zostało już tylko kilkanaście sekund i wybiegł z nią na korytarz, rzucając ją na drugi jego koniec. Z dwojga złego, lepiej żeby wybuchła tam gdzie nikogo nie było. I tak właśnie się stało. Po chwili rozległ się głośny wybuch, okna zmieniły się w kawałki potłuczonego szkła, a dookoła uniosły się tumany kurzu.
W uszach Dazaia nadal dźwięczało, gdy wrócił do sali, w której została reszta. Jedyne co jak na razie mógł zarejestrować to mówiący coś do niego Kunikida i Tanizaki, powoli wyprowadzający dzieci z drugiej sali. Jak się okazało Yamada zdążył już uciec, ale to akurat nie było w tym momencie ważne. Udało im się uratować dzieci, a Yamadę mogą złapać kiedy indziej.
— Powoli, spokojnie, znajdziemy bezpieczną drogę. - Dotarło do niego po chwili, kiedy już w miarę odzyskał słuch. — Schody ewakuacyjne są nadal do użytku?
Dazai kiwnął lekko głową, a Jun-ichiro przekazał dzieciom, żeby szły za nimi.
— Dobra robota, Dazai. - Rzucił z lekkim uśmiechem Kunikida, prowadząc opierającego się na nim nauczyciela, który nie za bardzo był w stanie iść sam.
—  To nic takiego, ale dziękuję Kunikida-kun. - Odpowiedział Osamu, również posyłając blondynowi uśmiech i strzepał z ramienia trochę pyłu, który cały czas unosił się w powietrzu. Miał go na sobie nieco więcej, ale o tym Kunikida miał mu zamiar powiedzieć trochę później.


*** Yamada (konkretnie Haru Yamada) jest moim OC, którego dałam tu na potrzebę rozdziału. Jego umiejętność to trucizna, stąd ten cały problem z panem Matsumoto. Spokojnie, już raczej nie będzie się pojawiać.
(No chyba, że ktoś bardzo tego chce).

Jokohama Późną Nocą | KunikidazaiWhere stories live. Discover now