Rozdział 7

1.6K 86 30
                                    

Wszystko po kolei, pomyślał Harry, aportując się najpierw z powrotem do Dursleyów — peleryna niewidka na pewno się przyda.

— Gdzieś ty był, do cholery?!

Słysząc gniewne pytanie, zaskoczony podniósł głowę i u szczytu schodów zobaczył zdenerwowanego Draco. Po bliższym przyjrzeniu się twarzy Ślizgona, Harry uznał, że to nie złość się na niej rysuje, tylko coś pomiędzy ulgą a wzburzeniem.

— Potter, gdzie ty się do cholery szlajasz, kiedy ludzie cię naprawdę potrzebują? — warknął blondyn, powtarzając pytanie. Harry skrzywił się, dochodząc do wniosku, że być może jednak Draco jest także nieco wkurzony.

Naprawdę nie miał teraz czasu na sprzeczki, więc tylko zaczął się przepychać obok niego.

— Czego chcesz, Malfoy? — spytał zniecierpliwiony.

— Dziś zaatakują — wyrzucił z siebie Ślizgon.

Harry zatrzymał się w pół kroku, po czym chwycił Draco za ramię i pociągnął do pokoju. Sam doskonale wiedział o planowanym ataku, ale nie miał pojęcia, że Ślizgon o nim także wie.

— O czym ty mówisz? — zapytał ostro. Nie zdawał sobie sprawy, jak mocno trzymał go za ramię, dopóki Malfoy nie wykręcił ręki, by się uwolnić. — — Przepraszam — wymamrotał odruchowo. Ślizgon posłał mu nieco zdziwione spojrzenie, lecz Harry zignorował je i zapytał ponownie:

— Jak zaatakują i gdzie?

Uważnie się przysłuchiwał, gdy Draco przekazywał mu praktycznie te same informacje, które Harry chwilę wcześniej usłyszał od Snape'a. Jedyna różnica tkwiła w tym, że blondyn podał nazwę miejscowości będącej celem ataku.

— Skąd wiesz, że to tam uderzą? — zapytał szybko. — Skąd to wiesz?

— Jestem śmierciożercą, Potter — odparł Draco, jak dla Harry'ego trochę zbyt histerycznie. — I to dzięki temu mam, tak jakby, dostęp do tego rodzaju informacji.

Harry zniecierpliwiony wywrócił oczami.

— Usłyszałeś to z ust samego Voldemorta? — Draco poruszył się niespokojnie.

— No w sumie, nie — przyznał — ale wiem, że tak się stanie — upierał się wciąż wzburzony.

— Jak się tego dowiedziałeś? — domagał Harry, świdrując go wzrokiem.

Draco najwyraźniej nie chciał odpowiadać na to pytanie, lecz w końcu rzucił:

— Snape, w porządku? Ostrzegł mnie o ataku, bo będę wezwany, by wziąć w nim udział!

— Jesteś pewien, że to będzie właśnie to miasto? — spytał pospiesznie Harry. To była informacja, której potrzebował i musiał mieć pewność, że jest prawdziwa, a dobrze wiedział, że to nie Snape ją mu przekazał.

— Tak, do diabła, jestem pewien! — krzyknął Draco.

— Do jasnej cholery! — wrzasnął Harry. — Skąd możesz być tego taki pewny? — Draco znowu nerwowo się poruszył.

— Nazwę miasteczka podał mi Glizdogon — burknął. — No dobra, dowiedziałem się tego od twoich dwóch najmniej lubianych śmieciożerców, ale jestem przekonany, że to prawda.

Harry przygryzł wargę, rozważając czy może zaufać informacji pochodzącej od Glizdogona.

— Malfoy, jeśli się mylisz... — urwał.

— Nie mylę się, Potter! — rzucił Draco. — Nie ryzykowałbym życiem, przekazując ci fałszywą informację. Dowiedziałem się tego od Snape'a i sprawdziłem. Glizdogon jest nędzną szumowiną, ale stale przebywa pod nosem Voldemorta i potwierdził słowa Snape'a. A... pod wpływem lekkiej perswazji... był na tyle głupi, by wyjawić jeszcze więcej.

Tajemnice | drarryWhere stories live. Discover now