ROZDZIAŁ 2

295 9 0
                                    

Mia obracała w palcach niewielki kawałek tektury i zagryzła dolną wargę. Robiła tak zawsze, gdy stała przed jakimś dylematem. A ten, który miała teraz, był całkowicie banalny: dostała wizytówkę i rozmyślała, czy powinna ją zostawić, czy wyrzucić do kosza na śmieci. Wypisano na niej tylko imię i nazwisko oraz rząd cyfr.

— Przecież to nic trudnego — wyszeptała do siebie. — Wyrzuć lub zostaw i przestań analizować. — Wzięła głęboki wdech i jęknęła zdenerwowana.

Nawet podjęcie tak banalnej decyzji musiało zajmować jej sporo czasu. Czasami naprawdę oddałaby wiele, żeby tylko przestać tyle myśleć. Ale jej głupi umysł był złośliwy i za każdym razem, gdy chciała się zresetować lub po prostu przestać to wszystko rozważać, on dokładał jej więcej i więcej, i więcej.

— Zadzwoń — powiedział, gdy stanęli na chodniku przed jej domem. — Wiesz, gdybyś potrzebowała pomocy.

— Czy to oznacza, że przestanie mnie pan nachodzić i śledzić, panie Salvatore? — zapytała, przyjmując mały prostokątny kawałek papieru. Najwidoczniej Parker Salvatore należał do tych osób, które noszą swoje wizytówki w tylnej kieszeni spodni.

— Tak.

— Dziękuję. — Uśmiechnęła się słabo. — I proszę powie- dzieć temu gorylowi, żeby przestał za mną chodzić.

— Jesteś osobą lękliwą, panno Davies?

— Problem w tym, że nie. — Westchnęła. — I dlatego pakuję się w kłopoty, a ten mężczyzna wygląda jak jeden z nich.

Ty wyglądasz jak kolejny.

Parker skinął niemrawo głową i wsunął dłonie do kieszeni idealnie skrojonych spodni. Uliczne lampy oświetlały ich sylwetki i sprawiały, że cała rozmowa stała się jeszcze bardziej intymna. Mia przełknęła ślinę i kilkukrotnie za- mrugała, by nawilżyć wysuszone oczy.

— Ma pan jeszcze jedną wizytówkę? — zapytała.

Mężczyzna bez słowa wyciągnął kolejny tekturowy kartonik.

— Sekunda — powiedziała.

W zawrotnym tempie pobiegła do domu i złapała za długopis, który leżał na komodzie w przedpokoju. Wróciła na zewnątrz i uniosła kolano, by ułożyć na nim papier, po czym przekreśliła imię i nazwisko oraz numer telefonu Parkera. Zastąpiła je swoimi danymi i z uśmiechem podała kartonik mężczyźnie. — Niech pan zadzwoni, gdybym ja również mogła w czymś pomóc.

— Dobrej nocy, panno Davies.

— Dobrej nocy.

Wróciła do domu, spojrzała na karteczkę i postanowi- ła, że ją zostawi. Odłożyła ją na stół kuchenny i skierowała się w stronę łazienki. Należał jej się porządny prysznic za te wszystkie katorgi dzisiejszego dnia. Pocieszał ją jedynie fakt, że jest sobota i będzie mogła cały dzień spędzić na kanapie. W grę wchodziła nawet krótka popołudniowa drzemka.

Wychodząc spod prysznica, miała tylko jedną myśl w głowie: powinna nakarmić kocura, który był ulubionym towarzyszem jej matki. Gruby, rudy i wredny. Potrafił znikać na kilka dni, a potem pojawiać się z brudnym futrem i pustym żołądkiem.

Przebrała się w dresy i w tę samą za dużą bluzę co wcześniej. Wsunęła na stopy kapcie z zamiarem znalezienia skarpetek.

— Chodź tu, mam dla ciebie trochę... — spojrzała na etykietkę niewielkiej saszetki z kocim jedzeniem — ...tego.

Zawartość opakowania umieściła w niewielkiej misce, a rudy kot zajął się jedzeniem. Sama nie wiedziała, jakim cudem w ogóle jeszcze żyją. Oboje zapominali jeść i spać, i pako- wali się w kłopoty, choć robili to z dwóch różnych powodów.

P A R K E R | +18  ✓ [W SPRZEDAŻY]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora