Opowieść o dwóch przywódcach

359 18 26
                                    

    Deżo Gereb zrozumiał swój błąd o wiele za późno. Nie dzisiejszego dnia, gdy wszyscy poznali prawdę o nim, a wczorajszego wieczora, gdy z jeziora wygramolił się Nemeczek, którego na polecenie Feriego Acza skąpali w nim Pastorowie, i wygłosił poruszającą oraz dającą do myślenia mowę, że choćby mieli go pobić na śmierć, nie przystanie do wrogiej drużyny, jak on to uczynił.
Wiedział, że Ernest Nemeczek miał rację, zawiódł wszystkich. To słowo będzie prześladowało go w nocy, to i obraz szeregowego Placu Broni z oskarżycielsko wymierzoną w niego ręką.
- ... Nigdy nie będę zdrajcą jak ten, który stoi wśród was, o tam...

     A gdy przed niecałą godziną Boka ze stoickim spokojem oznajmił, że za nic nie przyjmie go z powrotem do Związku Chłopców z Placu Broni, wiedział już, że wszystko przepadło. Że każdy, kto z nim się do tej pory przyjaźnił, teraz nie będzie chciał go znać.
- Po co mi to wszystko było? - pytał sam siebie, chodząc w tę i z powrotem po pokoju - Nawet gdybym został z Czerwonymi Koszulami, to jak bym się pokazał w szkole? Przecież też mogę ukrywać w nieskończoność, że nie chodzę do szkoły. Gdyby ojciec się dowiedział...

    Nie chodził do szkoły od kilku dni. Za pierwszym razem, gdy postanowił wagarować, udało mu się oszukać matkę i służbę że źle się czuje, ale następne dni, zamiast w szkole, spędzał przesiadując w kawiarenkach w sąsiedniej dzielnicy - Erzsébetvaros.
Z każdą minutą stresował się coraz bardziej. Jego ojciec, gdy tylko wrócił z Placu, na którym był po raz ostatni, od razu zauważył, że spotkała go jakaś przykrość i tak długo zamęczał go pytaniami, że przyznał się niemal do wszystkiego.
Senior Gereb był bardzo poruszony jego wyznaniem, jak i zdenerwowany.
Udzielił mu ostrej reprymendy i zapowiedział, że musi się dowiedzieć prawdy od jego kolegów. I jeśli wszystko się potwierdzi, zostanie ukarany.

   Już sobie wyobrażał rozmowę taty z Boką i był ciekaw, czy dowódca powie mu o całej sprawie. Ale czuł, że nawet jeśli nie zrobi tego Boka, uczynią to inni chłopcy. Czonakosz musiał być wściekły, i wiedział że jak się go rozzłości to lepiej uciekać, bo potrafił nieźle przyłożyć. I gdy na siebie trafią na ulicy, zapewne tak się stanie. Kolnay i Barabasz wprawdzie najczęściej się szarpali między sobą, ale nie umieli trzymać języka za zębami i z pewnością opowiedzą, jak to ich zdradził. Weiss, Rychter i Lesik potwierdzą. A wówczas jego ojciec będzie nim mocno rozczarowany. Tego bał się bardziej, niż samej kary.
Miał ochotę uciec jak najdalej, ale postanowił sobie że nie będzie tchórzem i jeśli ma zostać ukarany, przyjmie to z godnością.
- Tak, Boka zapewne zachowałby się tak samo - pomyślał znowu o swoim koledze, z którym jeszcze nie tak dawno się przyjaźnił, i choć mieli inne charaktery, to skrycie mu zazdrościł.

   A zazdrościł mu wielu rzeczy. Tego, jaki zawsze potrafił być opanowany, a w szkole, chociaż nigdy nie wdawał się w bijatyki, to wielu uczniów czuło przed nim wielki respekt, nawet ci z najstarszej klasy.
Obaj mieli cechy przywódcze, lecz pamiętał jak zakładali Związek Chłopców z Placu Broni, to inni właśnie do Boki zwracali się ze wszystkim, gdzie mają ustawiać fortece, i jak je umacniać. To on przez cały czas o wszystkim decydował, i aż do wyborów przewodniczącego, był nieformalnym dowódcą, kapitanem.
Też chciał tak imponować wszystkim jak Boka, nie tylko chłopcom, ale także dziewczynom.
Owszem on, Deżo, bogaty młodzieniec z dobrego domu, miał powodzenie u panienek, ale nawet na tym polu przegrywał z Janoszem.
To jego wybrała młodsza siostra Czelego, choć jemu akurat podobały się obie, i Jázmin i Alma, może ta druga bardziej, ale była tak niedostępna, że odpuścił sobie jakiekolwiek zaloty, i to za Boką, kiedy szli grupą, oglądała się większość przedstawicielek płci pięknej.

    Zaczął się naprawdę niepokoić, bo jego ojciec długo nie wracał, a gdy się wreszcie zjawił i zawołał go, zszedł na dół, niczym na szubienicę.
Ku jego zdumieniu, mężczyzna się uśmiechał i oznajmił mu, że rozmawiał z jego kolegami, i ci powiedzieli mu, a konkretnie jeden z nich, Nemeczek, że nie jest zdrajcą.
Przez pierwsze sekundy miał wrażenie że się przesłyszał. To Erno przecież go zdemaskował, a teraz zaprzeczył, jakby chciał go ochronić. Poczuł falę wdzięczności do szeregowego i wiedział, że musi mu się odwdzięczyć, jak i go przeprosić.
Okazja do tego nadarzyła się już za chwilę, bo pan Gereb, gdy usłyszał o nim dobre wieści, udał się do księgarni i kupił mu książkę " Tajemnicza Wyspa" autorstwa Juliusza Verne'a, którą od jakiegoś czasu bardzo chciał dostać, a na koniec uściskał.
Nie namyślając się wiele, wymknął się szybko z domu, zabierając ze sobą książkę, by ją sprezentować Nemeczkowi, porozmawiać z nim, może mu przebaczy to, jak wrednie się zachował, a także podziękuje za to, że pomimo wszystko nie wydał go ojcu.
- Może jeszcze nie wszystko stracone? - myślał, idąc szybkim krokiem w stronę kamienicy na ulicy Rakos - Muszę zrobić coś, co pozwoliłoby mi zmazać winę... Tak, zrobię to samo co Erno, wybiorę się na przeszpiegi, bo Czerwone Koszule pewnie będą kombinować z nowym planem, skoro zostali podsłuchani. To dobry plan, i jeśli się powiedzie, może Boka zmieni zdanie...

Incydent na ulicy Pawła || Chłopcy z Placu BroniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz