𝟏𝟒. 𓆩♡𓆪 ɴᴇᴡ ᴘʟᴀᴄᴇ, ɴᴇᴡ ʀᴜʟᴇs

61 4 7
                                    

𝐓𝐡𝐞 𝐖𝐨𝐦𝐛𝐚𝐭𝐬 — 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐭𝐡𝐞 𝐃𝐢𝐫𝐞𝐜𝐭𝐨𝐫
𝟎:𝟏𝟕 ───ㅇ───── 𝟐:𝟒𝟐
⇄        ◃◃ ⅠⅠ ▹▹        ↻
𝐯𝐨𝐥𝐮𝐦𝐞 : ▁▂▃▄▅▆▇▉

               Zasada pierwsza była prosta. Trzymał się z dala od ludzi. Nie zaprzyjaźniał się, nie przyzwyczajał. Za kilka dni i tak pewnie będzie musiał o nich zapomnieć. Nie mógł tworzyć więzi, wiedząc, że będzie musiał je zrywać. Nie miał na to serca. Nie dla nich, nie dla siebie. 
          Zasada druga była równie prosta. Trzymał się Chrisa za wszelką cenę. Nie opuszczał go nieważne co. Jeśli jeden szedł w ogień, drugi za nim podążał. Przynajmniej wyglądało to tak z perspektywy Felixa. Christopher zdawał się nie być najlepszy w podążaniu za cudzym szlakiem. 

               Bang miał swoje własne ścieżki. Zwykle mało wygodne, niewydeptane i niezbadane. Niebezpieczne. A Felix błąkał się po nich za nim niczym cień, licząc, że nie spadnie po drodze w nieodnaleziony wcześniej dół zbyt głęboki, by wydostać się samemu. Bo choć był pewien, że ma oparcie w Chrisie, nigdy nie łudził się, że znalazłby dla niego kawałek liny i pomógł mu się wydostać. 

          Teraz zasady uległy zmianom. 

               Felix siedział na ładnie pościelonym łóżku w pokoju, który przyszło mu dzielić z mężczyzną imieniem Changbin. Materac był wygodny, a pościel pachniała świeżo i lekko. Pokój był schludny, a w okolicy słychać było tylko cichą muzykę z laptopa jego współlokatora i kroki na ruchliwym korytarzu. 
          Ochroniarze mieli swoje własne skrzydło. Własne sypialnie z łazienkami, dużą jadalnię z kuchnią, sale treningowe, siłownie, a także prosty dostęp do ogrodu i basenu. Posiadłość była ogromna i choć Lee spędził w niej już dwa dni, nadal gubił się w drodze z jadalni do własnego pokoju, a o wychodzeniu na zewnątrz nawet nie myślał. 

              Seo Changbin stanął w progu łazienki. Czarne dresy osunięte na jego biodrach, zero koszulki i mokre włosy, z których woda kapała na jego barki. Felix odwrócił od niego zmieszany wzrok, naciągając rękawy za dużej, szarej bluzy na swoje dłonie. 

          – Dzisiaj powinieneś zacząć swój trening. – zauważył spokojnym tonem, ocierając włosy ręcznikiem – Masz szczęście, że to mnie przypisano do tego. 

          – Szczęście? – Lee uśmiechnął się jedynie pod nosem.

               Zapomniał, czym było szczęście. Czym był szczery uśmiech i chwile beztroski. Chciał je pamiętać, ale nie doświadczał ich od tak dawna, że nie był pewien, czy kiedykolwiek zdoła je rozpoznać na nowo. Jego życie było przepełnione strachem i zmęczeniem. A najgorsze w tym było to, że sam to życie wybrał. I dokonywał tego samego, beznadziejnego wyboru każdego dnia. 

          – Yhm... Szczęście. Masz ogromne szczęście, że tu trafiłeś – Seo narzucił na siebie białą koszulkę i podszedł do Felixa, by poklepać jego ramię – Zabrzmię na chorego, ale dołączenie do ludzi Hyunjina zmieniło moje życie na lepsze. 

          – Mhm, brzmisz na chorego. W życiu nie wyobrażałem sobie, że ktoś nazwie życie w mafii i wiecznym niebezpieczeństwie czymś lepszym...

          – Każdy tutaj przeszedł przez bagno... On nas z niego wyciągnął. Dał nam szansę. I teraz jesteśmy rodziną. Silną rodziną. 

          – Brzmisz jak po praniu mózgu – Lee uśmiechnął się do niego słabo, wstając z łóżka – Wiedz, że biegam szybko, ale walka to ostatnie w czym będę dobry. 

          – Zmienimy to, nie martw się – objął jego barki ramieniem i przyciągnął go do siebie – Jako twój nowy brat nauczę cię wszystkiego, co pomoże ci przetrwać w tym paskudnym świecie. 

              Changbin okazał się być naprawdę wyrozumiałym nauczycielem. Był cierpliwy, kiedy Felix drżał na myśl o złapaniu broni i dał mu wiele lekcji z samoobrony, wiedząc, że to będzie pierwsza, naprawdę przydatna dla niego rzecz. Hyunjin chciał efektów, ale Seo nie spieszył się z ich osiąganiem. Ryzykował swoją posadę dla komfortu kogoś, kogo kompletnie nie znał. Felix za to nie dość, że usychał wylewem wdzięczności, to czuł się jak problem. 

               Znowu. Bo przecież jedynym co znał, były problemy. 

          – Naprawdę nie chcę. – Felix spojrzał z obrzydzeniem na leżący przed nim pistolet. Cofnął dłoń po raz kolejny. Nie potrafił. 

          – Felix, dobrze wiesz, że musisz się nauczyć. 

          – Nie potrafię, Changbin – spojrzał na niego błagalnie. Seo znowu uległ. Ale nie uszło mu to na sucho. 

               Stojący w progu Hyunjin odchrząknął, zwracając na siebie w końcu uwagę. Seo zadrżał, a Felix był gotowy błagać na kolanach, żeby mu darował i że to jego wina. 

          – Możesz dołączyć do reszty, Changbin. Jutro będziesz towarzyszył Minho podczas przekazania, musisz być w dobrej formie – powiedział tym spokojnym i chłodnym tonem, który mroził Felixa i zabraniał mu się ruszać. 

              Seo pokłonił się jedynie i wyminął szefa w progu. Pozostawało mu liczyć, że Felix wyjdzie z tego cało. 

               Hwang wykonał kilka kroków w kierunku blondyna i złapał go za barki, nastawiając go przodem do celu po drugiej stronie strzelnicy. Wsunął słuchawki wygłuszające na jego uszy i złapał za broń, wsuwając ją w jego drżące dłonie. Cały czas stał za nim, układając jego dłonie odpowiednio na pistolecie, prowadząc każdy palec z osobna i upewniając się, że mężczyzna zachowa odpowiednią postawę. 
          Felix nie był pewien, czy bardziej przeraża go przedmiot w jego dłoniach, czy osaczająca go obecność Hwang Hyunjina który mimowolnie i w niecodzienny sposób właśnie go obejmował. Może uznałby to za dziwnie romantyczne, gdyby uczył go grać w bilard, a nie rosyjską ruletkę kosztem cudzego życia. 

          – Broń nie jest twoim wrogiem – odezwał się znowu Hyunjin, pochylając się nad ramieniem chłopaka – Pewnego dnia możesz uratować nią życie.

          – Odbierając nią inne? – wyszeptał zestresowany. 

          – Życie to ciągłe podejmowanie decyzji, Lix – zsunął swoje dłonie na jego nadgarstki, pozwalając mu w pełni objąć broń samemu – I możliwe, że pewnego dnia będziesz musiał zdecydować, czyje życie jest warte więcej. 

          – To niesprawiedliwe – jego głos zadrżał – Dlaczego ja? Dlaczego...

          – Nie jesteś w stanie uratować wszystkich. Nigdy nie będziesz – ton Hyunjina uległ zmianie. Felix jednak nie był w stanie jej wyłapać przez słuchawki i hałas w swojej własnej głowie – Poza tym nie każde życie jest warte ratowania. 

          – Nie ja powinienem o tym decydować. 

          – Ale będziesz musiał – przesunął jedną z dłoni z powrotem na tę Felixa i wsunął swój palec razem z tym chłopaka na spust broni – Pewnego dnia to będzie twoja jedyna szansa, żeby uratować kogokolwiek. 

               Pociągnął za spust, a Felix nie wiedział, co wycisnęło z niego więcej łez. Przerażające wspomnienia? Obrzydliwe uczucie, jakie broń zostawiła na jego dłoniach? 

          A może paskudne przekonanie o tym, że Hyunjin miał rację? 

▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰▰
Ok znowu mnie długo nie było, it is what it is. Ale rozdział w końcu jest i to jeszcze jaki... No mam nadzieję, że dobry ale to nie mnie oceniać XD 

Miłego dnia/wieczora lub dobrej nocy.

~~Kisses

Drunk on gasoline ||l.yb x h.hj||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz