...Tajemnica Li...

5 2 0
                                    

...Woda wystąpiła z brzegów, zalewając dolinę. Purpurowe chmury zebrały się nad środkiem rzeki. Nagle błyskawica uderzyła w już i tak spienioną taflę wody. Dziesięciometrowa kaskada zalała wiszący most, który runął w przepaść.

Z rzeki wyłoniła się postać: wysoki mężczyzna o kanciastej twarzy, ciemne oczy rozbłysły szkarłatem w mroku nocy. Do mężczyzny podbiegła drobna kobieta, owinęła kocem i pomogła usiąść przy ocalałym drzewie.

- Warto było? - warknęła. - Pomyślałeś o naszej córce?

- Wszystko idzie zgodnie z planem. Co z Carmen? - zapytał głosem ostrym i zimnym, niczym sopel lodu.

Kobieta odwróciła głowę.

- Uciekła - wyznała cicho.

- Macie przyprowadzić ją razem z bachorem inaczej cały plan....

- Gdzie mamy szukać?! Mówimy o JEJ córce! Jest bardziej przebiegła niż ty!

- Jeżeli ukryje dziecko....

- Wyślę Darkeńczyków - przerwała kobieta, schylając się.

Mężczyzna wstał i odetchnął pełną piersią. Kobieta wyciągnęła rękę w stronę jego twarzy. Rozległ się huk i krzyk. Błysnęło purpurą i kobieta z wrzaskiem wpadła do rzeki. Kolejna błyskawica uderzyła w wodę. Kobieta nie wypłynęła. Główny odszedł spokojnym krokiem, nie oglądając się za siebie....

Otworzyłam oczy i usiadłam gwałtownie na łóżku. Prawy bok przeszył ostry ból. Rozejrzałam się po sali. Słońce oświetliło dębowe panele i twarz Rafaela.

Odwróciłam głowę. Nadal nie potrafiłam na niego patrzeć. Zadra żalu głęboko zakorzeniła się w moim sercu i duszy.

Wstałam ostrożnie.

- Gdzie się wybierasz? - zapytał Rafael, łapiąc mnie za nadgarstek.

- Nie dotykaj mnie - wycedziłam, wyszarpując rękę.

Znów bok przeszył ostry ból. Spojrzałam na biodro: lniana koszula zabarwiła się na czerwono.

- Layla do cholery! - Rafael pojawił się tuż za mną.

Po chwili wybiegł z sali. Po minucie pojawił się w towarzystwie Li. Usiadłam na łóżku.

- Mówiłem, że gdy cię zobaczy tak zareaguje. - Głos Li drżał z wściekłości. - Dlaczego kurwa nie słuchasz co do ciebie mówię?!

Uzdrowiciel podszedł do mnie i bezceremonialnie podciągnął koszulę do góry. Przyłożył dłoń do rany. Krew przestała płynąć. Zdjął opatrunek.

- Siedź spokojnie - rozkazał.

Podszedł do kredensu. Po chwili wrócił z bandażami oraz igłą i nicią. Przełknęłam ślinę. Zamknęłam oczy, gdy Li zszywał długą na dziesięć centymetrów ranę. Przyłożył czystą gazę i owinął bandażem.

- Kładź się - powiedział. - Tylko powoli, bo szwy znów puszczą - ostrzegł. - A ty się wynoś. - Zwrócił się do Rafaela. - Jak dojdzie do siebie, wtedy pozwolę wam się pozabijać.

Oboje gapiliśmy się na Li ze zdumieniem. Po chwili Rafael wyszedł bez słowa. Li stał nade mną, mrużąc oczy. Wyglądał jak zawsze: szczupła, blada twarz o lekko skośnych, butelkowozielonych oczach. A jednak coś się zmieniło: zniknęła posępność i wycofanie.

- Leż spokojnie - powiedział chłodnym tonem. - Tyle chyba jesteś w stanie zrobić.

Kiwnęłam głową. Z jakiegoś powodu Li był na mnie wściekły i nawet nie próbował tego ukryć. Obserwowałam go jak wychodził.

Skyline. Strażnicy. Tom I: Opiekun.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz