Część 4 Wioska jej dzieciństwa

6 0 0
                                    

Margaret wolno szła asfaltową drogą, upał dawał się niemiłosiernie we znaki. Czuła strużki potu spływające jej po twarzy. Tam, gdzie kiedyś rosły potężne, stare drzewa dzisiaj siała niemiłosierna pustka. Stare lipy, które kiedyś rosły wzdłuż całej drogi, wiodącej do wioski, te, które tak pięknie kwitły i niosły zapach miodu, żyły bzyczeniem pszczół. Dawały cień ludziom oraz zwierzętom. Po całej okolicy roznosił się cudowny aromat, którego niczym nie można zastąpić.

Zniknęły, dzisiaj wiała tylko pustka, nagrzany asfalt przypominał rozgrzaną do czerwoności patelnię, unosił się w górę tylko nieprzyjemny zapach nagrzanej słońcem drogi. Jak można tak okaleczyć krajobraz, pozbawić go tego, co najcenniejsze? Czuła w sercu ogromny smutek, kochała te drzewa, pamiętała, jak jeździła pod nimi rowerkiem, jak się przy nich bawiła z innymi dziećmi, jak radośnie biegała pomiędzy nimi, bawiąc się w chowanego. Te drzewa były dla niej jak starzy przyjaciele, których zabrakło. Ktoś je brutalnie powyrywał, zostawiając pustkę i żal oraz ciszę, która kiedyś szumiała wiatrem, odgłosami cykających świerszczy. Gruchaniem gołębi w konarach drzew, nocnym rechotaniem żab. Zieleniła się dookoła świeżą mokrą trawą od deszczu. Przemawiała radosnym śpiewem małych energicznych ptaków, przeskakujących z gałęzi na gałąź. Ta cisza nigdy taką ciszą nie była, przemawiała w każdej sekundzie. Przyroda żyła, tętniła pełnią życia, paletą kolorowych kwiatów i ziół. Świeżym powietrzem wnikającym z radością do płuc. Zapachem przyjemnych aromatów, unoszących się w powietrzu. Dzień zbliżał się ku końcowi, chmury na niebie leniwie płynęły, zmieniając co chwilę swoje kształty oraz barwy, zrobiły się coraz ciemniejsze.

Margaret dalej szła ścieżką prowadzącą w dół jeziora. Minęła stare, kamienne ogrodzenie z kutymi górami i skręciła w wąską, polną ścieżkę. Po jednej stronie rósł młody, iglasty las, pachnący świerkiem. Po drugiej stronie znajdował się rów porośnięty dziką roślinnością. Doszła tą wąską ścieżką na sam brzeg jeziora, które także pamiętała z dzieciństwa. Wtedy wydawało jej się o wiele większe, wody także było o wiele więcej, piasek był żółtszy, plaża czysta. Teraz brzeg wody porastała dzika mięta o silnym, przyjemnych aromacie. Wody znacznie ubyło, przy brzegu ktoś robił ognisko, po którym zostały resztki niedopalonego drzewa. Kiedyś wszystko wyglądało zupełnie inaczej, był inny mostek, żelazny, solidnej konstrukcji. Pamiętała, jak lubiła na nim stać, kiedy wiał silny wiatr, przymykała oczy i wyobrażała sobie, że stoi na brzegu morza. Czuła swoimi maleńkimi dziecięcymi stopami przyjemny chłód płynący pod stopami. Wiatr rozwiewał jej delikatne blond włoski. Uwielbiała ten czas, oddychała pełną piersią, rozkoszując się chwilą. Teraz mostek był drewniany, przejście gdzie kiedyś wszyscy mogli przechodzić w górę, zostało zamknięte. Dostępne było teraz tylko dla gości odwiedzających hotel i restaurację znajdujące się po drugiej stronie jeziora. Kiedyś służyło wszystkim, zimą dzieci zjeżdżały nawet po nim na sankach.

Minęła jezioro, poszła dalej ścieżką, znajdującą się po prawej stronie, która wiodła do niewielkiego lasu ciągnącego się wzdłuż całego jeziora. Mijała drzewa, wiele z nich leżało przewróconych od starości i przechodzących burz. Nikt ich nie usunął, teraz stanowiły zagrożenie dla spacerujących tam osób. Kiedyś lubiła tamtędy chodzić, spacerować pośród drzew i krzewów, słuchać śpiewu ptaków oraz szumu gałęzi poruszanych wiatrem. Teraz czuła niepokój i lęk, że w każdej chwili jakieś drzewo osunie się i przygniecie ją swoim ciężarem. Jednak nadal szła dalej, ponieważ chciała dojść do miejsca, które także pamiętała z dzieciństwa. Do miejsca pochówku dziedzica, kiedyś to było piękne, niezwykłe i urokliwe miejsce, u góry stał potężny drewniany krzyż, dookoła kwitły konwalie, a po przekwitnięciu to miejsce zdobiły ich maleńkie zielone listki. Teraz nie mogła poznać tego miejsca, po krzyżu nie został nawet najmniejszy ślad. Wszystko tak zarosło, że nawet nic dobrze nie było widać, wszędzie tylko krzewy, drzewa rosnące na dziko i rozkładające się resztki leśnego podszycia. Poczuła ogromne rozczarowanie. Chciałaby, żeby wszystko znowu wyglądało tak jak w jej dziecięcych, cudownych wspomnieniach.

Cóż wszystko się zmieniło. Pozostał tylko smutek w duszy i tęsknota za tym, co zostało zniszczone, brutalnie odebrane przyrodzie. Teraz ludzie w pogoni za zyskiem zapominają o tym, co naprawdę jest ważne. To, co przecież wzbogaca świat przyrody, daje i nam ludziom ogrom korzyści.


Przygody Margaret, autor: Irena Bielska z d.WunschWhere stories live. Discover now