23

156 11 0
                                    

Na arenie nie było nikogo co było dziwne.

- Nie mogłem przybyć za wcześnie. Najpewniej po prostu jestem za późno.

Powiedział na głos a potem spojrzał w niebo by ocenić położenie słońca.

- Ale o tej porze powinno się już dawno zacząć. Może się nie odbyło? I nikt nie raczył mnie poinformować. Bo po co?

- Ale jak mieliby cię poinformować?

- Nie wiem? Ja tu jestem tylko synem wodza, dzieciakiem który jest uznany za obłąkanego. Niech ci u władzy zajmują się doinformowaniem swojego ludu.

- Bo ty informowałeś swoich o wszystkim tak?

- Tak. Wszyscy byli doskonale poinformowani o wszystkim. O tym co jem, gdzie śpię, jak się nazywam... i o tym w jakich porach odbywało się szkolenie i czy w ogóle się odbędzie.

Nałożył nacisk na ostanie zdanie.

- Stoicku? Co ty tutaj robisz? Dlaczego krzyczysz sam na siebie jakieś nie stworzone rzeczy?

Odwrócił się w stronę stojącego za nim przy wejściu Czkawki. Mężczyzna trzymał wielki kosz wypełniony rybami i patrzył na Ważkiego wyczekująco.

- yyy nikt mi nie powiedział że nie ma dziś szkolenia.

Oczy jeźdźca zabłysły zrozumieniem.

- Cóż... Szkolenie się nie odbyło ponieważ ja nie mam na nie czasu. Pojawiły się pewne... Dość poważne Komplikacje że tak to ujmę. Przyszedłem tu tylko po to by nakarmić smoki i wracam do swoich spraw.

- A jeśli mogę spytać to jakiego rodzaju te komplikacje?

Czkawka zmarszczył brwi i odłożył kosz.

- Nie sądzę żeby to była twoja sprawa poza tym jesteś jeszcze dzieckiem. Nie mogę cię narażać na ryzyko, twój ojciec urwał by mi głowę i rzucił rybom na pożarcie.

-Czy chodzi o tego mężczyznę którego znaleźliśmy na wyspie berserków? Tego co przeżył rzeź?

Brwi Czkawki zmarszczyły się jeszcze bardziej a chwilę później jego twarz była pozbawiona emocji.

- Poniekąd.

- Dlaczego to jest takie ważne? On przecież siedzi w lochach a jego ojciec jest Odyn jeden wie gdzie.

- Powiem tak. Informacje które mam i twarde dowody dowodzą że to nie jest tak jak się wydaje. Sprawa jest skomplikowana i jeśli jest tak jak myślę to możemy wszyscy mieć niezłe kłopoty i naprawdę nie potrzebuje byś mi się kręcił pod nogami kiedy usiłuje opanować sytuację.

Uśmiechnął się do Stoicka bez wyrazu.

- Nie mieszaj się w to. Dobrze? I nie mówię tego z powodu moich osobistych upodobań ale dlatego że to może być niebezpieczne a Berk nie może stracić dziedzica.

To brzmiało rozsądnie. W końcu co taki dzieciak jakim teraz był mógłby zrobić by pomóc? Nie był tym samym Stoickiem który rozłupał głową wielki głaz co kiedyś. Tylko by przeszkadzał ale mimo wszystko powinien wiedzieć co się działo.
Skinął tylko głową w odpowiedzi.

- Idź zajmij się sobą dzieciaku.

Posłuchał się i wyszedł.
Naszła go głupia myśl a że był kim był to ją chciał zrealizować nie zależnie od możliwego efektu czy konsekwencji.

Wrócił do domu gdzie zastał Ireksa siedzącego przy biurku czytającego jakieś pergaminy. Widział że było ich mnóstwo.

-Cóż... Rola wodza.

Zamiana Ról   |Jws|Where stories live. Discover now