Rozdział 25

16 4 1
                                    

Chciałam złapać tą dziewczynę po wyjściu z sali, ale kiedy za nią wybiegłam już jej nie było. Loki przeszedł obok nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Zaczepiłam jednego z strażników, ale nie zwrócił uwagi na dziewczynę. Musiała wmieszać między innych ludzi i przeszła niezauważona. Nie miałam zbyt wiele czasu na przeprowadzenie mojego śledztwa przez następne kilka godzin musiałam zająć się obowiązkami. Przez ostatnie trzy dni ataki gargulców nieco osłabły co pozwalało żołnierzom zebrać siły. Jednak to, że całkiem niedawno jednemu z potworów udało się przedostać na teren pałacu bardzo mnie niepokoiło. To niemal cud, że wszystkie dzieci wyszły z tego bez nawet najmniejszego zadrapania. Pomimo tylu ważnych problemów trudno było mi się na nich skupić. Moje myśli cały czas wracały do tego czego byłam świadkiem podczas śniadania. Ta dziewczyna z pewnością była jedną z nałożnic na dworze, pierwszy raz jednak widziałam, żeby któraś zbliżyła się do Lokiego. Nie miałam pojęcia jak mogę ją odnaleźć, najprostszym sposobem byłoby polecenie żołnierzom, aby ją do mnie sprowadzili. Nie chciałam jednak dawać mieszkańcom pałacu kolejnego powodu do plotek. Jedyną osobą, której czułam, że mogę się bezpiecznie zwierzyć była Keira. Wezwałam ją więc do swojej komnaty, żeby mieć pewność, że nikt ciekawski nie usłyszy naszej rozmowy.
- Co się stało, pani? Zapomniałam o czymś? - Keira nigdy nie zapominała o swoich obowiązkach, ani nie musiałam jej upominać więc takie pytanie mnie trochę zaskoczyło.
- Nie, nie. - Uspokoiłam ją nie wiedząc jak zacząć rozmowę. - Masz wiele znajomości w pałacu, prawda? Dzięki swojej pracy.
- Tak. - Odprała niepewnie przeciągając samogłoskę.
- Potrzebuję znaleźć dziewczynę imieniem Auren. Znasz ją może?
Keira zastanowiła się przez chwilę zanim przecząco pokręciła głową.
- Niestety nie przypominam sobie. Czym się zajmuje? - Zaciekawiona przekrzywiła głowę na bok.
- Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że jest jedną z nałożnic. - Wymamrotałam nieco speszona.
- Oh! Nie łatwo będzie ci ją odnaleźć. To bardzo zamknięte środowisko dumnych i wpływowych kobiet. Ale właściwie dlaczego cię to interesuje?
Na to pytanie wspomnienia tego poranka uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Starając się nie poddawać negatywnym emocjom opowiedziałam Keirze wszystko czego byłam świadkiem. Widząc jak zamrugałam szybko, żeby odpędzić łzy Keira przytuliła mnie, kojąco gładząc po plecach.
- Nie rozumiem tego. Przecież ona wiedziała, że tam jestem. Cały czas miałam wrażenie jakby próbowała rzucić mi jakieś wyzwanie. - Wyznałam, tak bardzo wdzięczna za jej wsparcie.
- Nie ma sensu przed tobą ukrywać, że skoro tam przyszła to z pewnością została wezwana.
Keira nie musiała mówić nic więcej. Stało się dla mnie jasne, że to Loki wezwał Auren. Musiałam za wszelką cenę udaremnić ich wieczorne spotkanie.
Niestety pomimo moich starań dziewczyna jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nikt jej nie widział, ani nie słyszał o dziewczynie z takim imieniem. Próbowałam nawet rozmawiać z innymi nałożnicami, ale nie zamierzały niczego mi powiedzieć. Keira ostrzegała mnie, że te kobiety mają swoje żelazne zasady i nigdy nie rozmawiają o swojej pracy z kimś kto nie jest ich klientem. Nawet próba przekupienia ich pokaźną ilością złota nie poskutkowała. Pozostało mi zatem tylko jedno. Musiałam porozmawiać z Lokim czy mu się to podobało czy nie.
Wieczór zbliżał się nieubłaganie. Nie mogąc dłużej zwlekać poszłam do komnaty Lokiego. Strażnicy znów zablokowali mi drogę halabardami.
- Panowie wierzcie mi, wejdę tam z waszym pozwoleniem czy też bez. Nie chcecie chyba robić sobie we mnie wroga? - Uśmiechnęłam się unosząc sugestywnie brwi.
- Ale król... - Rozumiałam rozterki strażników znaleźli się między młotem a kowadłem. Musieli wybierać komu się sprzeciwią.
- Króla zostawcie mnie, całą winę biorę na siebie.
Mężczyźni spojrzeli po sobie, ale w końcu ustąpili pozwalając mi przejść.
Weszłam do środka, ale nie byłam gotowa na to co zobaczyłam. Loki musiał właśnie się wykąpać i miał na sobie tylko luźne spodnie. Zanim zdążyłam się powstrzymać wyrwało mi się ciche westchnięcie. Loki uśmiechnął się, słysząc to, ale szybko spoważniał.
- Znowu ty? Czy strażnicy przed drzwiami nie są jasnym sygnałem, że nie jesteś tutaj mile widziana? - Zapytał, odkładając ręcznik, którym suszył włosy.
- Mógłbyś się ubrać? - Poprosiłam, starając się nie wodzić wzrokiem po jego ciele. Moje oczy jednak nie chciały mnie słuchać. Zauważyłam że rana na jego boku zabliźniła się zostawiając tylko niewielką bliznę. Zaskoczyło mnie to bo do tej pory żadna rana nie zostawiała najmniejszego śladu na jego ciele. Czarne żyły wspinające się po jego żebrach już niemal całkiem zbladły.
- Dlaczego? Peszę cię, skarbie? - Zapytał, uśmiechając się kpiąco i podchodząc bliżej niż bym sobie tego w tym momencie życzyła. Nie zamierzałam kontynować rozmowy na temat jego ubioru, a raczej jego braku.
- Musimy porozmawiać. - Oświadczyłam zmuszając się do pozostania na miejscu i nie zrobienia nawet małego kroku w tył.
- Nie mam czasu, spodziewam się gościa. - Zamilkł na chwilę, a jego spojrzenie powędrowało w dół po moim ciele. - Chyba że chcesz się przyłączyć.
- Do ciebie i do tej... - Nie dokończyłam widząc jak z jego twarzy znika kpiący uśmiech, a w oczach pojawiają się iskierki gniewu. Pokręciłam tylko głową dodając: - Co się z tobą dzieje? Loki, którego znam się tak nie zachowywał.
- Najwyraźniej nie znasz mnie zbyt dobrze. - Odparł, w końcu dając mi trochę przestrzeni. Rozluźniłam się odrobinę chociaż nie czułam się bezpiecznie. To nie był mój Loki i coś mi mówiło, że nie mogę mu ufać.
- Jestem do cholery twoją żoną! - Krzyknęłam wściekła, chociaż uzdrowiciel zabronił przekazywać Lokiemu jakichkolwiek informacji, które mogłyby być dla niego szokujące. Nie zdążyłam się jednak przejąć tym co zrobiłam bo Loki wybuchnął śmiechem.
- Jesteś naprawdę urocza, ale małżeństwo to nie moja bajka.
Zacisnęłam pięści tak mocno, że poczułam ból wbijających się w skórę paznokci. Zobaczyłam na stole list, który mu zostawiłam. Leżał dokładnie tak jak go zostawiłam, nie ruszony, zapieczętowany.
- Naprawdę nic już do mnie nie czujesz? Nic nie zostało z naszej więzi? - Zapytałam. Nie mogłam nic poradzić na fakt, że mój głos się łamał. Z twarzy Lokiego zniknął szyderczy uśmiech. Zacisnął wargi, jakby moje pytanie go rozzłościło.
- Czuję. - Odparł lodowato. - Właśnie to jest największy problem. Czuję rzeczy na które nie mogę sobie pozwolić. Na pewno nie do jakiegoś śmiertelnika.
Jego słowa były jak jad sączący się do mojego organizmu. Poczułam jak zakręciło mi się w głowie. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów. Przełknęłam łzy, słysząc ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi. Auren przystanęła widząc mnie.
- Przyszłam nie w porę, panie? - Zapytała wodząc wzrokiem od Lokiego do mnie.
- Ależ skąd. - Loki uśmiechnął się do niej i gestem zaprosił żeby podeszła bliżej. Dziewczyna wyczuwając moją wrogość zrobiła spory łuk żeby mnie ominąć. Miałam wrażenie, że stukanie obcasów Auren odmierza czas do momentu w którym moje serce pęknie. Nie chciałam na to patrzeć, a jednocześnie czułam się jakby ktoś przyczepił mi do kostki ciężką kulę. Dziewczyna uśmiechnęła się kusząco błyszczącymi ustami. Loki przyciągnął ją bliżej, kiedy położyła dłonie na jego klatce piersiowej, a ona zamruczała niczym zadowolony kociak. Auren spojrzała nieco w górę na jego usta, kiedy Loki wplótł palce w jej długie złote włosy i zmusił, żeby odchyliła głowę. Ostatni raz spojrzał w moją stronę zanim ich usta złączyły się w wyjątkowo namiętnym pocałunku.
Poczułam się całkowicie pusta. Jakby ta ostatnia nić naszej więzi została właśnie brutalnie przerwana. Nie potrafiłam poczuć nic poza straszliwą pustką. Miałam ochotę krzyczeć, a jednocześnie miałam wrażenie że ktoś odebrał mi głos. Moje serce stale gubiło rytm, jakby nagle zapomniało jak pompować krew. Nawet nie wiem, kiedy wyszłam z komnaty Lokiego. Szłam przez pałac mając ochotę niszczyć wszystko dookoła. W oddali zobaczyłam Thora, szedł w moim kierunku już z daleka coś do mnie mówiąc. Jego słowa jednak do mnie nie dotarły dopóki nie zatrzymał mnie łapiąc za ramię.
- Amy, olbrzymy są w Asgardzie. Jakieś dwa dni drogi stąd. Jest ich zbyt wielu, aby ich powstrzymać. Musimy przygotować mieszkańców na oblężenie.
Spojrzałam na niego pustym wzrokiem. Nic co mówił nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Mój cały świat został zniszczony kilka minut temu.
- Amy co się z tobą dzieje? Gdzie jest Loki? - Thor potrząsnął mną, nie mogąc wydobyć ze mnie ani słowa.
- Martwy. Dla mnie Loki jest martwy. - Spojrzałam na strażnika, który stał kawałek za Thorem czekając na rozkazy.
- Przygotujcie mojego konia. Wyruszam na spotkanie z Farbauti.
Wyszarpnęłam rękę z uścisku Thora zamierzając niezwłocznie przygotować się do podróży. Gromowładny jednak nie zamierzał tak łatwo pozwolić mi odejść.
- Co ty wyprawiasz? To pewna śmierć!
- Na to właśnie liczę. A teraz wybacz chciałabym pożegnać się z synem. - Podczas gdy jego głos był pełen niepokoju, mój nie wyrażał absolutnie niczego.
- Dziękuję ci, za wszystko. - Dodałam jeszcze, powoli oddalając się w stronę komnaty Narfiego.

Naznaczona przez Boga kłamstw. Z krwi Lodowych Gigantów.حيث تعيش القصص. اكتشف الآن