V

150 7 0
                                    

- Nie zdam. Czuje to, nie ma opcji. Mogę już się pożegnać z drużyną - Tomlinson panikował chwilę przed wejściem do sali. Ten test był trudniejszy. Sama nauka zajęła mu dużo czasu i wciąż miał wrażenie, że nic nie pamięta.

- Hej, hej, hej. Lou spokojnie. Wdech i wydech - mówił Harry łapiąc ramiona młodszego swoimi dłońmi. - Dasz radę. Spędziliśmy nad tym wiele godzin. Wszystko umiesz.

Louis wzruszył ramionami nie wiedząc co powiedzieć. Styles w niego wierzył, ale on sam nie potrafił uwierzyć w siebie. Jutro jest ważny mecz i wie, że jeśli zawali ten test to spędzi cały mecz grzejąc ławkę. Nie mógł tego zrobić z dwóch powodów. Po pierwsze jego rodzice specjalnie wzięli wolne, a po drugie jest kapitanem. Nie może siedzieć na ławce. Nie chce.

- Po prostu się stresuje, Harry. Jeśli nie dam rady, to moja mama będzie zawiedziona, mój tata też. Ja będę zawiedziony, bo to potwierdzi to, że jestem głupi i jedyne co umiem robić to kopać piłkę.

- To wcale nie potwierdzi, że jesteś głupi, bo absolutnie nie jesteś. To oznacza tylko, że jesteś lepszy w innych rzeczach. Jesteś geniuszem jeśli chodzi o angielski, psychologie i francuski. Może i z chemią jest odrobinę gorzej, ale to nie zmienia faktu, że jesteś naprawdę mądry. A teraz idź tam, napisz to najlepiej jak potrafisz. Później pójdziemy na twój trening i jak wrócimy do domu to upiekę ci najlepsze ciasto marchewkowe jakie w życiu jadłeś.

- Przekupujesz mnie?

- Zachęcam - odparł z szerokim uśmiechem. - Idź, poczekam na ciebie.

Szatyn - teraz już z uśmiechem - wszedł do sali gdzie spędził kolejne czterdzieści minut. Gdy już usiadł w ławce i przeczytał pierwsze pytanie, poczuł, że jest w stanie napisać ten egzamin. Styles w tym czasie czekał przed klasą czytając książkę. W międzyczasie napisał do mamy, że wraca z Louisem, więc będzie w domu po siedemnastej. Po trzydziestu minutach dosiadł się do niego uśmiechnięty blondyn.

- Na co czekasz?

- Na Louisa. Poprawia drugi test z chemii - powiedział zamykając książkę i chowając ją do plecaka. - Obiecałem, że poczekam na niego.

- Idziesz jutro na mecz? - zapytał otwierając paczkę żelek. Podsunął ją pod nos loczka, tak by mógł się poczęstować.

- Tak. Louis i chłopaki zaprosili mnie w sobotę. I obiecałem, że przyjdę - powiedział wpychając żelkę do ust. - Idziesz ze mną?

- Tak, chodzę na wszystkie mecze.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, czekając na szatyna, który wyszedł jakieś pięć minut później. Musiał poczekać na ocenę jeszcze przez chwilę. W tym czasie usiadł obok Stylesa i oparł głowę o jego ramię. Bez pytania sięgnął po żelki Horana i westchnął.

- Napisałem wszystko, ale boje się, że jednak coś pomieszałem. Muszę to zdać Harry. Chociaż na dwa - mruknął. Strzelił palcami ze stresu przybliżając się jeszcze bliżej bruneta. - Umrę ze stresu, czy on może to już sprawdzić?

- Louis, oddychaj - powiedział starszy uśmiechając się. - Napewno poszło ci dobrze. Musisz w siebie uwierzyć - powiedział i objął go ramieniem. Pogłaskał delikatnie jego ramię i oparł swoją głowę o głowę młodszego. To było dziwne dla Stylesa, ale przy Louisie czuł się niezwykle komfortowo i z dnia na dzień to się pogłębiało. Coraz mniej obawiał się kontaktów fizycznych - głównie z Louisem - ale wciąż to był dla niego przełom.

Drzwi do sali otworzyły się i wyszedł przez nie ich nauczyciel. Louis od razu zerwał się z miejsca i stanął przed mężczyzną. - Gratulację, Louis. Do zobaczenia juto na meczu.

Strawberries and cigarettes always taste like you || Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz