Rozdział 6

228 22 0
                                    

Jako przyszłej głowie Instytutu zaczęła na mnie ciążyć ogromna odpowiedzialność. Przed samym oficjalnym przejęciem całego kompleksu, miałem mieć poważną rozmowę z wysłannikiem Clave. Moim zdaniem, było to zbędne, bo przecież całe życie byłem przygotowywany na to stanowisko. Nie trzeba utwierdzać mnie w naszych powinnościach, zwłaszcza że zawsze idziemy zgodnie z prawem.

Przez ich głupie wymysły, teraz muszę siedzieć w gabinecie, czekając na wysłannika. Nie byłoby to nic złego, gdyby nie to, że chciałem to przedstawienie mieć już za sobą i móc na spokojnie tropić nowe zagrożenia.

Zwłaszcza że na głowie jeszcze miałem sytuację z nieznanym demonem i chmarą innych. Wszystko to trzeba było ogarnąć. Jak się sprawa pogorszy, to będziemy mieli poważne problemy. Po długim wyczekiwanym przeze mnie czasie, wysłannik opuścił mój gabinet razem ze mną i ruszyłem w kierunku wielkiej sali.

Przedstawienie czas zacząć" — pomyślałem, zbliżając się do otwartych drzwi.

Z poważnym wyrazem twarzy wszedłem na salę. W końcu byłem szefem Instytutu i byłem z siebie dumny. Teraz zostaje załatwić całą sprawę.

— Alec, nareszcie — powiedziała Izzy, podchodząc do mnie z Simonem, Jacem i Magnusem. — Wszystko okej?

— Tak, musiałem omówić aktualną sprawę z demonami, z wysłannikiem Clave. Dostaliśmy przyzwolenie na współpracę z podziemnymi, o dziwo.

Rozejrzałem się delikatnie po towarzystwie, by zorientować się, jakie są reakcje na tę informację. Na razie było to wąskie grono, ale lepiej wcześniej zbadać grunt.

— Matka poszła po kolejnych ważniaków, a ja cię szukałam jak szalona — odparła. — Dobrze, że już jesteś — dodała, podchodząc do mnie bliżej. — Kurde, braciszku, do twarzy ci w koszuli — zachichotała cicho, na co przewróciłem oczami.

— Nienawidzę takich przedstawień. Najchętniej bym szukał jakiś poszlak, a nie bawił się w to wszystko — westchnąłem, poprawiając rękaw, który odwinął mi się na prawej ręce.

— Gadanie. Jest tu trochę sztywno, ale przynajmniej możemy ładnie wyglądać — Izzy ręka pokazała na jej strój, który był dość skąpy.

— Ale moglibyśmy inaczej wykorzystać ten czas — przewróciłem oczami.

— Na nudne raporty — zażartowała sobie ze mnie, przypominając mi jak często siedzę w całej papierologii.

— Nie tylko. Po ceremonii, chcę skończyć raport, trochę potrenować i pójść na patrol — powiedziałem, na co usłyszałem cichy śmiech za swoimi plecami. Wielki Magnus wyśmiał mój plan na dzisiejszy dzień. — A ciebie co takiego bawi? To, że się wywiązuje ze swoich obowiązków? — spytałem, patrząc na niego ze zdziwieniem.

— Nocni Łowcy są tacy przewidywalni — zarechotał, machając swoją ręka. To był raczej bliżej nieokreślony gest, który był bardziej irytujący niż magiczny.

— Przynajmniej przykładamy się do naszej pracy — prychnąłem, ruszając powolnym krokiem w stronę podestu, gdzie ma się zacząć cały ten cyrk z przejęciem władzy.

Magnus zaśmiał się za moimi plecami, mówiąc coś o nieśmiertelności i większym zaufaniu Podziemnych do jego osoby niż do Clave, ale go nie słuchałem. Przynajmniej nie chciałem.

Kiwnąłem głową do siostry i stanąłem na podeście obok Matki i Cichego Brata, którzy już na mnie czekali.

— Wszystko gotowe? — spytałem.

— Tak synu. Zaczynamy — powiedziała, a na całej sali zapadła cisza.

Ręce mi się pociły ze stresu i może właśnie przez ten stres zaczęła mnie boleć rana. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem użyłem runy, ale nie mogłem długo myśleć o tym. Cisza nie była tutaj wskazana.

Who said I need you? - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz