Rozdział 7

241 22 4
                                    

Minął tydzień od mojej rozmowy z Magnusem. Nie powiem, było mi to na rękę, że ani razu nie pojawił się w Instytucie. Miałem czas, by spokojnie przemyśleć to wszystko i dojść do pewnych wniosków, które będą pomocne w tym wszystkim. Wiedziałem, że bardzo nie mogę się w to wszystko angażować.

Gdybym zaczął emocjonalnie to przeżywać, to byłbym niegodzien bycia Nocnym Łowcą. Lepiej byłoby się skupić na prawie, niż na uczuciach.

Dziś za dużo myślałem. Dobrze, że większość Łowców jest na patrolu, dzięki czemu mam wolną salę treningową. To jest coś, co mnie pobudza i zmusza do wyłączenia myślenia. Robię to instynktownie.

To był taki typowy łowiecki nawyk, który miał każdy z mojego gatunku. Ćwiczenia rozwiązywały problemy i pozwalały się odstresować. Do tego cały tydzień ograniczałem się przez swoją ranę. Ale wczoraj zagoiła się idealnie, dzięki czemu mogłem wrócić do swojej normy. Nareszcie miałem okazję się wyżyć. Miałem zamiar do upadłego trenować, skoro znalazłem trochę wolnego czasu.

Izzy poszła na zakupy z Magnusem. Jace poszedł do Clary. A reszta zajęła się swoimi obowiązkami. Dziś planowo mieli dzień wolny, wiec nawet słowem się nie odezwałem, że mają zostać. Rozumiałem, że chcą odpocząć. Zacząłem ćwiczyć. Najpierw jakaś drobna rozgrzewka, a później zacząłem już trenować walkę na worku treningowym, który okładałem pięściami.

— No braciszku, tyle werwy ile masz, to sama bym chciała mieć. — usłyszałem za sobą, gdy worek spadł na ziemie. Odwróciłem się, a moim oczom ukazali się Izzy z Magnusem i ich zakupy.

— A ja tyle chęci, do marnowania czasu i pieniędzy, co ty na zakupy — odparłem, podchodząc do stolika, gdzie stała woda.

Magnus mi się przyglądał. Od pamiętnej rozmowy nie widziałem się z nim, a właściwie unikałem okazji by go spotkać. Bałem się na niego spojrzeć.

— Kupiłam ci nowa kurtkę — zaśmiała się dziewczyna, na co jedynie przewróciłem oczami.

— Żeby jeszcze była mi potrze....

— Oczywiście, że tak! Co ty sobie myślisz, w porwanych łachach chodzić? Jesteś naszym szefem, więc musisz tez ubierać się jak szef — odparła.

— I ty, Brutusie, przeciwko mnie? — westchnąłem jedynie.

— Przestań, Alec. Chcę byś świetnie wyglądał! — oburzyła się i tupnęła nogą jak malutkie dziecko. Rozczulające.

— Już, już spokojnie, bo ci żyłka pełnie — dodałem, puszczając jej oczko. — Daj mi chwilę, dokończę trening.

Skończyłem go bez żadnego pośpiechu. Po cichu licząc, że moja siostra i jej przyjaciel znudzą się czekaniem i nie będę musiał prowadzić z nimi rozmowy. Gdy się odwróciłem Izzy już nie było, ale niestety Magnus siedział na jednym z krzeseł w kącie i patrzył na mnie.

— Co? Coś się stało na mieście? — spytałem, zdejmując z rąk bandaże.

— Nie — zmarszczył brwi, patrząc na moje dłonie. Ja po chwili też na nie spojrzałem. Były lekko zakrwawione, ale nie było to nic, czego by runa nie naprawiła.

— To po co czekasz? — zainteresowałem się, biorąc ręcznik, by wytrzeć twarz. Zacząłem zbierać swoje rzeczy.

— Ostatnia nasza rozmowa była dość burzliwa — machnął ręką, jakby próbował pokazać tę burzę gestem.

— I co w związku z tym? Wyjaśniliśmy sobie co trzeba i chyba tyle w temacie — westchnąłem, ruszając wolnym krokiem do wyjścia.

— Alexandrze... — zawołał za mną, jakby oczekiwał, że zostanę. Rzeczywiście chwile przystanąłem, ale po chwili zacząłem iść dalej.

Who said I need you? - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz