Pierwsze starcie

50 41 0
                                    

Ktoś kto czytał wcześniejsze opowiadanie osadzone w Musztardowni wie już, że panika Kapuścianej Głowy często była bardziej przerażająca niż jej przyczyna.

Europa myślała, że tak jest i tym razem. Chciała wyjrzeć przez drzwi, by przekonać się jak wygląda sytuacja, lecz hrabia powstrzymał ją.

- Nie, ty nie możesz się narażać. Proszę, pozostań tu.

Tymczasem tłum stał już przed drzwiami wejściowymi. Ktoś łomem uderzał we wrota i zaraz przedpokój był opanowany. Gibraltar, czatując za wieszakiem na płaszcze, zastanawiał się, dlaczego baron Złoty Łańcuszek nie stawił oporu tłumowi. Teraz jednak to on musiał coś zrobić. Wystąpił więc zza swego bastionu i zawołał:

- Obywatele! Uspokójcie się.

Gwar był zbyt duży, tłum rządny walki, a przejście ciasne. Nieokiełznana siła parła naprzód, nie zwracając uwagi na królewskiego kucharza. Gibraltar oddał korytarz i schronił się w salonie połączonym z kuchnią i jadalnią. Przez szparę w drzwiach wylał na podłogę korytarza ze dwie szklanki oleju z wiesiołka.

Gibraltar nie wiedział dokładnie, co dzieje się za drzwiami, ale dobiegające zza nich odgłosy dawały nadzieję, że intruzi opuszczą zamek i to całkiem niedługo. Na wszelki wypadek Gibraltar wylał jeszcze trochę oleju i nasłuchiwał uważnie. Powoli krzyki ucichły. Wreszcie Gibraltarowi wydawało się, że nikogo już nie ma w korytarzu. Otworzył drzwi i przeleciał za pomocą oleju, aż do wyjścia. Było to tym łatwiejsze, że korytarz z przedpokoju do salonu biegł lekko w górę. Ostrożnie wyjrzał zza rozwalonych drzwi. Na podwórzu stali w grupkach sprawcy zamieszania, a baron Złoty Łańcuszek wygrażał im termosem.

- Baronie! - zawołał Gibraltar z radością - a więc jesteś!

- Tak - odparł zagadnięty, lecz nie spojrzał na kucharza - czułem, że zapowiada się coś groźnego. Chciałem wejść do wieży, by zwołać moich żołnierzy. Ci tutaj - wskazał na utrzymujących przyzwoitą odległość agresorów - zepchnęli mnie ze schodów. Nim odzyskałem przytomność już wchodzili do zamku. Gdy zaczęli wypadać na zewnątrz, ja używałem swego termosu, by więcej już tu nie weszli.

Gibraltar przestąpił próg i stojąc na wysokim ganku, uważniej zlustrował otoczenie.

- Powiedzcie czego chcecie - zaczął, zwracając się do tłumu.

- Dlaczego ona ma rządzić? - padło pytanie - w czym jest lepsza od nas?

- Przyjaciele - zaczął Gibraltar - wielu z was mieszka tu od niedawna i chyba nie zdaje sobie do końca sprawy, jak my tu funkcjonujemy. Osiedlając się w Musztardowni, każdy musiał podpisać odpowiedni dokument. To, co robicie jest łamaniem zawartych w nim treści.

Szemranie. Gibraltar nie mógł zrozumieć, co mówiono. Patrzył na barona, a baron na niego. Dodawali sobie tym sposobem otuchy.

- Przybyliśmy tu, aby rozpocząć nowe życie - rzekła jakaś kobieta, przekrzykując tłum - nie mamy nic, aby uczestniczyć w waszym handlu wymiennym. Wszystko co posiadamy jest nam potrzebne. Wy macie dużo rzeczy. Macie pieniądze, które zyskaliście za towary. Widzę, że coś złotego wystaje z twojej kieszeni. Wygląda jak łyżka. Po co ci ona?

Gibraltar wyciągnął szczypce do cukru, które nosił przy sobie, a których obecność zdradził przypadkowy promień zachodzącego słońca. Tak naprawdę kucharz nie wiedział, dlaczego nosi ze sobą taki przedmiot. Patrzył na szczypce chwilę, następnie rzucił je baronowi, a baron przekazał je kobiecie.

- Sądzę, że królowa zechce wam udzielić wsparcia materialnego. Dopiero gdy umiejętnie pomnożycie dane wam dobro, będziecie oddawać równowartość pożyczki. Królowa zgodzi się na to, tylko musicie przyjść ze spokojem w sercach. Tamta pani wzięła szczypce i odeszła. Z pewnością dobrze je wykorzysta.

Rewolta w MusztardowniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz