Problemy odchodzą

1 0 0
                                    

Nadchodziły wakacje, tak właściwie to jutro miało odbyć się zakończenie roku szkolnego, a ja nadal nie rozmawiałam z Madelyn. Tak samo z chłopakami.

Maddie nawet nie było w szkole, a oni, no cóż, biegali za tymi dziwkami. Ja natomiast cały swój czas spędzałam albo sama albo z Ashley, która powoli miała mnie dosyć.

Właśnie w tym momencie leżałam z nią na jej kanapie oglądając Legalną blondynkę po raz dwudziesty. Zajadałam się chipsami i rożnego rodzaju słodyczami, a brunetka prawie przysypiała.

Poprawiłam się na kanapie i spojrzałam na jej znudzoną twarz. Postanowiłam podpytać ją o kilka rzeczy i powiedzieć to, co najbardziej mnie trapi.

-Ashley.- Zaczęłam poważnie.- Mam pytanie.

-Co znów...- Jęknęła wbijając nos w poduszkę.

-Kim jest ten cały Johnson?- Spytałam, ponieważ kilka rzeczy tutaj nie pasowało.- Bo jest pewna sprawa.

-Wiem tylko, że nazywa się Edward Johnson i prowadzi jakąś firmę, chuj wie jaką.- Podniosła się do siadu wzruszając ramionami.

Przymrużyłam oczy i wzięłam do buzi kolejnego chipsa.

-Szedł wtedy na spotkanie z naszymi rodzicami?

-Noo, miał przyjść z żoną i synem, ale coś im nie wyszło.- Ponownie się położyła.- A jaką masz sprawę?

-Ktoś zgwałcił Madelyn.

---
Wracałam właśnie do domu, a na moje szczęście była burza, więc musiałam doslownie zapierdalać.

Rozmowa z Ashley o rzekomym gwałcie Maddie nie poszła najlepiej, bo obie nie umiałyśmy połączyć kropek. Chodziło mi o to, że facet, z którym rozmawiałam przez telefon miał podobny głos do tego całego Edwarda i pomyślałam sobie, że..choć w sumie racja, to bezpodstawne obwinianie.

Zobaczyłam mój dom, jak przez mgłę, ale przyspieszyłam kroku. Podbiegłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę, ale były zamknięte.

-No to chuj bombki strzelił.- Szepnęłam sama do siebie opierając głowę o drzwi.

Rodziców nie było, mieli wrócić późno, a ja zostawiłam kluczyk w domu. Wiele rozwiązań mi nie pozostało. Normalnie poszłabym do Mads, ale ona woli mnie nie wpuszczać, więc..zadzwoniłam do Damona.

-Halo?- Usłyszałam jego zaspany głos.- Coś się stało?

-Mogę przyjść?- Wysiliłam się na smutny ton głosu.- To..ważne.

-Chodź, młoda.

Rozłączył się, a ja uśmiechnęłam kpiąco. Zawsze działało.

---
Dom Damona okazał się otwarty, więc weszłam do niego jakby nigdy nic. Wszędzie było ciemno i cicho, co trochę mnie zaniepokoiło, bo zwykle jest tu cholernie głośno.

Przeszłam przez salon na górę i skierowałam się w stronę pokoju chłopaka. Wszystko w tym domu było drogie i luksusowe, a ktoś kto był tutaj po raz pierwszy mógł się łatwo zgubić.

Otworzyłam drzwi do pokoju, a ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam..

-A ona co tutaj robi?- Spytała kpiąco Joseline lustrując moją osobę.

Spojrzałam na nią z pogardą i weszłam w głąb pomieszczenia. Nie zamierzałam się odzywać, bo chciałam zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja.

GLOSSWhere stories live. Discover now