Chapter 29

1.1K 25 1
                                    

Bethany

Usiadłam na łóżku i spojrzałam w okno. Kolejny dzień, chyba trzeci już od tamtego piekielnego czasu. Zerwałam z Willem i zaszyłam się w pokoju. Chciałabym móc mu powiedzieć o wszystkim, ale wiem co zrobi. Zamorduje Billa, choćby sam miał zginąć. Nie chcę go stracić, już wolę żeby mnie nienawidził. Przynajmniej będzie bezpieczny.

Zamknęłam oczy i wydałam z siebie drżące westchnienie. Jego wzrok, w tamtym momencie, był jeszcze zimniejszy, niż na początku naszej znajomości. Ale co się dziwić, w końcu zniszczyłam to, co sama chciałam zacząć.

Tak bardzo jestem na siebie zła... może mogłam z nim porozmawiać jednak?

Położyłam się ponownie i wzięłam głęboki wdech. Otworzyłam oczy jak na zawołanie, bo poczułam jego zapach. Wyciągnęłam rękę spod kołdry i położyłam na poduszce. Poczułam pustkę w środku, obezwładniającą samotność i chęć ukarania siebie.

Szlochnęłam i łzy spłynęły po policzkach, zostawiając gorzkie ślady żalu. Przytuliłam do siebie poduszkę i rozpłakałam się znowu.

Jestem beznadziejna.

Płakałam długo, krzyczałam na siebie w myślach.

Gdy się uspokoiłam w miarę, wstałam i ubrałam spodenki z koszulką na ciało. Chwyciłam koc i opatuliłam się nim. Następnie wyszłam z pokoju i przysłuchiwałam się przez chwilę, czy ktoś jest na dole. Nic nie usłyszałam.

Zeszłam powoli po schodach i zatrzymałam się w salonie, widząc go na tarasie. Siedział w czarnym płaszczu na brzegu. Płatki śniegu zbierały się na nim od dawna ale go to nie ruszało. Po prostu siedział...

Z ciężkim bólem przeszłam przez pomieszczenie i podeszłam do lodówki. Chwyciłem mocniej koc i zacisnęłam powieki, próbując odgonić poczucie winy.

Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam coś do kanapek i zrobiłam jedzenie. Nie mam pojęcia nawet która jest godzina, albo co za dzień tygodnia. Nie pamiętam też, gdzie jest mój telefon.

Usiadłam przy stole i patrzyłam się na talerz oraz kanapkę. Czułam ścisk w brzuchu i w gardle. W myślach widziałam jak wszystko zmiatam ręką ze stołu i robię raban, krzycząc.

Zacisnęłam zęby i szybko potrząsnęłam głową. Zaczęłam powoli przeżuwać ale nie smakowało mi.

Wstałam i wyrzuciłam kanapkę. Chwyciłam butelkę wody i wychodząc z kuchni, odbiłam się o coś. Uniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie Willa. Był zaskoczony ale i wściekły. Po między nimi dostrzegłam ból.

Zapanowała grobowa cisza i żadne z nas nie drgnęło. Milczeliśmy, chociaż chcieliśmy krzyczeć. Zacisnęłam mocno pięści, skupiając się na bólu wbijanych paznokci w skórę, by tylko nie rozpłakać się ale nie umiałam. Powoli łzy pojawiały się, przyćmiewając jego obraz.

Jednak on... on mnie w milczeniu ominął i poszedł do kuchni.

Mrugnęłam powiekami i z jeszcze większą ochotą płaczu, pobiegłam na górę. Zamknęłam drzwi i wypuściłam wodę z dłoni. Spadła z wielkim hukiem, a ja osunęłam się powoli po drzwiach. Wbiłam wzrok w szary sufit i z mojego gardła uciekło skomlenie, jakbym była umierającym zwierzęciem. Łzy wypływały, choć nie mrugałam.

Głupia... na co ja liczyłam z jego strony?

Znowu zaczęłam cicho szlochać i nie umiałam uspokoić swojego wdechu. Płuca znowu mi się napompowały i nie mogłam normalnie oddychać. Serce boleśnie biło, a ja zaciskałam w pięściach koszulkę.

– Biały sufit... teraz jest szary...idealnie gładki... zasłony... są czarne... jedwabne...– zaczęłam głośno opisywać wszystko dookoła i powoli oddech wracał do normy.

Położyłam się na ziemi i okryłam kocem. Powieki miałam tak ciężkie, że uległam pokusie i zamknęłam oczy. Słuchałam swojego wolnego bicia serca i zasnęłam. 

***

Ktoś zapukał i otworzyłam gwałtownie oczy. Serce mi przyspieszyło i usiadłam. Rozejrzałam się po pokoju, w którym było kompletnie ciemno.

Przespałam kolejny dzień.

– Bethany?– ojciec zawołał mnie.– Wszystko w porządku?

Wstałam powoli i pogładziłam gorące czoło. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam zmartwiony wyraz ojca.

– Tak, żyje– odpowiedziałam.

– Jutro przychodzą do nas goście– powiedział.– Będziemy świętować sylwestra ale nie musisz przychodzić.

– Kto przychodzi?

– Koledzy z kancelarii i ich partnerzy– wyjaśnił.

– Okej, może zejdę– rzekłam.

Zapanowała cisza i po jego oczach czułam, że coś chce powiedzieć jeszcze.

– Potrzebuję czasu, by się ogarnąć– powiedziałam.

– Dobrze– posłał mi mały uśmiech.– Miłej nocy.

Zamknęłam drzwi i powoli cały dom usnął. Tylko ja leżałam na łóżku, słuchając muzyki i bezmyślnie gapiąc się w sufit. Próbowałam zasnąć ale ciągle miałam oczy jak pięć złotych.

Przez głowę przebiegały co rusz inne scenariusze, albo słowa. Kwestionowałam, analizowałam, rozdrapywałam i czułam się coraz gorzej. Miałam wrażenie, że moje ciało ma większą temperaturę niż zwykle. Nawet muzyka przestała pomagać.

Wstałam z łóżka i instynktownie złapałam się za nadgarstki. Kciukiem jeździłam po bliźnie, próbując ją rozdrapać. Nie chciałam nic sobie robić ale chyba nic innego nie odwróci uwagi myśli, niż ból.

Kopnęłam wściekła krzesło i wpadłam na jeszcze głupszy pomysł. Do szkoły nie mam zamiaru wracać, więc mogę sprawdzić, czy znajdę się znowu w szpitalu.

Wyszłam po cichu z pokoju i zeszłam na dół. Po omacku trafiłam do salonu i z podświetlonego barku ojca, wyjęłam wódkę. Poszłam z nią do kuchni i z szafki chwyciłam moje leki uspokajające. Przygotowałam sobie kieliszek i wyjęłam dwie tabletki na dłoń. Zawahałam się przez chwilę ale nie chciałam czuć niczego ani o niczym myśleć. Chciałam zasnąć ale nie na zawsze.

Włożyłam tabletki na język i odkręciłam butelkę. Nie wlałam do kieliszka tylko wzięłam najpierw jeden łyk i połknęłam leki. Ostro weszło do gardła, wypalając je i pozostawiając cholernie gorzki smak. Wzięłam kolejnego hausta i po przełknięciu, cofnęło mi się. Zatkałam usta ręką i zacisnęłam powieki. Oparłam się odruchowi i połknęłam kolejne trzy tabletki. Potem odłożyłam butelkę na miejsce. Wróciłam na górę, a moje ciało bardziej się rozgrzało i rozebrałam się.

Położyłam się na łóżku i odpłynęłam. 

Princess and Killer [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora