21. Słodkie kłamstwa

55 4 0
                                    

Bardzo często słyszymy, że światło niszczy mrok i porównujemy to do dobra i zła.

Kiedyś, gdy byłam dużo młodsza, również to robiłam. Światło było dobrem, które w najgorszych i najtrudniejszych momentach życia jest nadzieją, która nigdy nie umrze, bo nie ma nocy bez księżyca i gwiazd. One zawsze gdzieś są.

***

Światło latarni rozprzestrzeniało się na puste, londyńskie ulice. Jeden, jedyny samochód przed nami, skręcał w lewo, kierując się na parking. Jednak my przemierzaliśmy tę pustkę. Razem.

Nigdy bym nie pomyślała, że jedyny moment, w którym czułam się wolna, był w chwili, gdy w środku nocy, mknęłam przez poboczne uliczki z tym jednym brunetem, za którego byłam gotowa oddać wszystko. Wierzyłam w to, że on miał tak samo. Bo już wtedy wiedziałam, że byliśmy tym samym. Byliśmy dwoma odłamkami szmaragdu.

Dźwięki z impetem wybrzmiewały wokół nas. A ja czułam jak uwalniała się moja gorsza strona. Nie dlatego, że źle to na mnie działało. Paradoks tkwił w tym, że wszystko było na odwrót.

Świadomość, że ten chłopak miał moje życie w swoich rękach, przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Kiedyś - będąc mniejsza - napawałabym się strachem, że jestem zależna w stu procentach od kogoś.

Jednak dzięki niemu wiedziałam, że kocham ten strach. To było irracjonalne, błędne i najzwyczajniej w świecie złe.

Byliśmy grzesznikami, którzy zatapiali się w ciemnościach, szukając w nich światła.

Zaciągnęłam się e-papierosem, kiedy chłopak wchodził agresywnie w zakręt. Przyjemny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie a do mojej głowy wpadało miliard scenariuszy. Kiedy chciałam porównać życie do teatru, wiedziałam, że w tamtej chwili to on miał całą sztukę w swoich rękach.

Uśmiech błąkał się po moich wargach a ja zaczęłam się zastanawiać nad samą sobą.

Trzynastoletnia Lilith skarciłaby mnie za to, co robiłam. Lilith sprzed paru miesięcy tak samo. Każda z nich szukałaby powodu, dla którego mogłaby nienawidzić Nicholasa Gerarda. A ja przemierzając z nim następne piękne, ciemne i puste drogi, znalazłam ten powód.

Chciałam go nienawidzić, bo to dzięki niemu znajdowałam samą siebie.

Dowiadywałam się o własnych preferencjach, w których przeplatał się strach, niepokój i chaos. Między nimi błąkała się jeszcze dominacja z drugiej strony. Kochałam kontrolować wszystko, co działo się w moim życiu. Seria ewenementów życia, w których nieświadomie brałam udział, odbijały się i na tym. Właśnie dlatego uwielbiałam jego władze nade mną. To było chore, niewłaściwe.

Ale czym byliby ludzie bez grzechu?

I właśnie między tym wszystkim tkwiłam i ja. Prawdziwa Lilith Castya Claire, bo wszystkie maski już opadły. Byłam sobą. Może właśnie, dlatego Nicholas uwielbiał historię mojego imienia. Bo widział to już wcześniej, bo właśnie on był świadomy mojej prawdziwej, ciemnej strony.

Rozszerzyłam powieki, podziwiając piękno starego budynku. Łuki, filary i rozety. Gotycki styl epatował tajemniczością. Zniszczony, ale wciąż trwały i stabilny. Namalowany anioł, rozkładał majestatyczne skrzydła, zachęcając najgorsze demony do konfrontacji.

Jednak im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej byłam przekonana jednego.

Zawsze zjazdy były najgorsze.

Nieważne, czy z różnych substancji, czy emocji. Były chujowe. Przymknęłam powieki, kiedy dotarło do mnie, co mieliśmy zrobić. Clara leżała tam naćpana. Do kurwy nędzy. Miałam ochotę płakać. O Boże, żeby tylko. Chciałam wyć i krzyczeć, tak cholernie mocno, aby obudzić samego czarta.

NothingnessWhere stories live. Discover now