Rozdział 17

391 78 307
                                    

W wigilię Matylda zawitała do domu rodziców na godzinę przed rozpoczęciem uroczystej kolacji. Zadeklarowała się, że pomoże trochę w przygotowaniach, chociaż wcale jej się to nie uśmiechało. Jej matka jak zwykle zaoferowała, że zorganizuje wigilię dla rodziny, przy czym jak co roku Matylda gotowa była wysłuchiwać jej marudzenia, że znowu wszystko jest na jej głowie i nikt jej nie pomaga.

Zresztą marudzenie matki to był pikuś w porównaniu do tego co czekało ją przy rodzinnym stole. Na wigilię miał przyjść brat mamy z żoną oraz siostra taty ze swoja córką, a kuzynką Matyldy, nie zabrakło też dziadków od strony mamy i oczywiście Gabrysi z Adamem i dziewczynkami. Matylda już czuła w kościach, że obie ciotki i matka będą ją zadręczać pytaniami o męża, dzieci i kredyt na mieszkanie. Miała tylko nadzieje, że starczy jej cierpliwości, żeby nie wybuchnąć przy świątecznym stole.

Wieczerza rozpoczęła się o szóstej wieczorem i o dziwo wszyscy zjawili się na czas. Z początku każdy był zajęty jedzeniem i przy stole poruszane były neutralne tematy, ale Matylda zbyt dobrze znała swoją rodzinę, żeby uwierzyć, że do końca wieczora będzie spokój.

Kiedy niespełna godzinę później Gabrysia rozdała wszystkim drobne prezenty i większe prezenty tym najmłodszym, mama postawiła na stole kawę i ciasto i wtedy się zaczęło.

– Mati, a ty znalazłaś sobie w końcu jakiegoś odpowiedniego narzeczonego? – rzuciła niby od niechcenia ciocia Hela, bratowa mamy.

– Nie, ciociu, nie spieszy mi się z tym – odrzekła uprzejmie Matylda.

– Nie spieszy? – zdziwiła się ciotka. – Kochana, latka lecą, młodsza już nie będziesz. Za chwilę to i na dzieci będzie za późno.

Matylda gotowała się od środka, ale starała się nie okazywać tego po sobie.

– Nie dla każdej kobiety posiadanie męża i dzieci jest życiowym priorytetem – stwierdziła Matylda.

– Jak to? – oburzyła się ciocia Hela. – Rodzina to najlepsze co możesz mieć. Nasza Zuzanka to już w czwartej ciąży jest – dodała, mając na myśli swoją synową. – Jaka szkoda, że nie udało im się z Piotrusiem przyjechać z tej Anglii na święta.

– Mati jeszcze nie otrząsnęła się po Mateuszu – oznajmiła mama.

Matylda starała się całą swoją uwagę skupić na serniku, który właśnie jadła.

– Ale to już przeszło dwa lata! Ile można to roztrząsać? Życie toczy się dalej – prychnęła Hela.

– Nasza Matyldzia to piękna kobieta, na pewno ma mnóstwo adoratorów – wtrąciła babcia.

– Ale co z tego, skoro nie ma żadnego konkretnego. Powinna brać, póki może, a nie czekać na księcia z bajki – upierała się ciotka.

– Tak? – oburzyła się babcia. – Weźmie co się nawinie, a potem przyjdzie rozczarowanie. Niech sobie dziewczyna poprzebiera, ma jeszcze czas.

– Z tym czasem to bym nie przesadzała – rzekła znów mama. – Zanim chłopa pozna, a on się oświadczy to może minąć trochę czasu. Potem trzeba jeszcze na ślub odłożyć, to tak z dwa lata wcześniej trzeba zaplanować. Zanim to wszystko się dopnie to już będzie czterdziestki dobiegać, a gdzie tu mowa o dzieciach?

Rozmawiały między sobą tak, jakby Matyldy wcale tu nie było. Kobieta nie mogła już tego słuchać i popadała w coraz większą irytację.

– Właściwie to spotykam się z kimś – wypaliła Matylda, przerywając to gdakanie starych kwok.

– O! – zawołała ukontentowana ciotka. – No proszę, a jednak można.

Tilda [zakończone]Where stories live. Discover now