Rozdział 2

298 32 28
                                    

Vivian naprawdę starała się skupić na wykładzie, jednak wydawało się, że była jedyną osobą w sali, która wciąż podejmowała ten trud. Odnosiło się wrażenie, że nawet profesor Yates momentami się poddawał. Z ciężkim westchnieniem wracał do nieśpiesznego przeglądania notatek, przerywając swoją wypowiedź, a gdy już powracał do wywodu o zabytkach architektury mykeńskiej, jego wzrok uciekał od czasu do czasu, a głos stawał się mniej stanowczy. Odpuścił sobie kolejne próby uciszania studentów, jeżeli po każdej z nich, wystarczyło kilka minut, by sala znów wypełniła się pomrukiem drobnych rozmów.

Dziewczyna spojrzała na marność notatek w jej żółtym zeszycie. Większość zdań została urwanych w połowie, gdy nie usłyszała wypowiedzi starszego wykładowcy. Z cichym westchnieniem podparła brodę na ręce i zajęła się szkicowaniem Lwiej Bramy, która od dłuższego czasu niezmiennie wyświetlana była przez rzutnik. Postawiła kilka kresek czarnym długopisem na brzegu strony, a znów podniosła głowę, Yates akurat nacisnął guzik na pilocie, przechodząc do kolejnego slajdu. Vivian zacisnęła na moment zęby, by zdusić w sobie emocje i wyprostowała się na krześle.

To nie tak, że była niesamowicie zafascynowana historią pierwszych odkryć architektury. Nie była też nadmierną fanką samego wykładowcy, którego głos brzmiał, jak gdyby od paru dobrych lat należało mu się odejście na emeryturę. Prowadził ten przedmiot zapewne przez parę dekad, a wciąż musiał posiłkować się notatkami z opasłego kajetu, który też mógłby dzierżyć tytuł eksponatu muzealnego. Vivian czuła powinność. Musiała przynajmniej spróbować sprostać tym studiom. Musiała zrobić wszystko, by udowodnić, że stać ją na coś więcej. Że nie była małą kopią własnej matki, która jeszcze przed połową drugiego roku, wróciła z podkulonym ogonem do rodzinnego Oakbridge.

A jednak tkwiła teraz w tych samych murach Uniwersytetu św. Edmunda. Na tym samym wydziale, na który uczęszczała jej matka niemalże dwadzieścia lat temu. Nie zdziwiłoby jej, gdyby przekorny los usadził ją w tej samej ławce, w której Jocelyn słuchała wykładów zapewne prowadzonych również przez Yates'a. Tylko czy w ogóle ich słuchała? Może już wtedy zajęta była flirtowaniem z ciemnookim chłopakiem wypatrzonym rząd dalej? Wielokrotnie słyszała od dalszej rodziny i znajomych matki, jak bardzo jest do niej podobna. Vivian jednak była w stanie dokładnie wypunktować wszystkie cechy, których nie mogła odziedziczyć po niej. Czekoladowe oczy, które jedynie w mocnym świetle nie przypominały czarnych węgielków. Opaleniznę, która pojawiała się wraz z pierwszymi słonecznymi dniami, choć towarzyszące jej piegi należały już do Jocelyn. Włosy, które nawet po wakacjach, nigdy nie przybierały odcieni blondu podobnego do tego, za który jej matka wciąż zbierała liczne komplementy. To wszystko dla Vivian stanowiło jedno; poszlaki.

Było coś jeszcze. Przeświadczenie, że nie powinno jej tu być. Że ktoś się okropnie pomylił, gdy latem dostała list, który zmienił jej wybór uczelni. Hillcrest było bliżej, a Uniwersytet św. Edmunda cieszył się nieposzlakowaną opinią. Decyzja o przyznaniu pełnego stypendium. Viv miała przyzwoite wyniki z egzaminów i złożyła podania zapewne o wszystkie możliwe zapomogi i stypendia na każdej uczelni, na którą się zapisała, ale takiej decyzji zwyczajnie się nie spodziewała. Jeszcze przed postawieniem pierwszych kroków w Hillcrest, całą podróż pociągiem jej żołądek był zawiązany na ciasny supeł stresu. Nie tylko zaczynała nowy, samodzielny etap życia w zupełnie obcym miasteczku, ale jechała właściwie z przekonaniem, że na miejscu zastanie ją brak jej nazwiska na liście studentów. Może przypadkiem skradła miejsce komuś, kto dużo bardziej na nie zasługiwał?

Mijał jednak właśnie drugi tydzień zajęć i jedynie jeden z prowadzących zaciekle przekręcał jej imię tytułując ją Vienną. Koleżanki z akademika wydawały się w porządku, choć do tej pory były raczej zajęte swoimi sprawami i aklimatyzowaniem się na uczelni. Nie ułatwiało to nawiązywania nowych znajomości, ale Vivian miała w tym przypadku odrobinę szczęścia.

Mroczna PieczęćWhere stories live. Discover now