Rozdział 5

152 23 52
                                    


Po wyjściu z rezydencji Vivian otulił podmuch chłodnego powietrza. Było już zupełnie ciemno, a latarnie przy domu oświetlały jedynie część placu. Otaczający las zlewał się w ciemną plamę i tylko korony drzew rysowały poszarpaną linię na tle granatowego nieba. Wokół panowała głucha cisza. Dziewczyna rozejrzała się nawet za psem, próbując nie popełnić znów tego samego błędu, jednak nie było go w zasięgu wzroku. Miles bez słowa skierował się w kierunku czarnego BMW, które zamrugało światłami, gdy chłopak podszedł bliżej. Vivian rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na fasadę budynku, zanim podążyła za Oberlinem do samochodu.

Jechali w ciszy. Chłopak zapomniał, a może celowo nie włączył radia, pozwalając by Vivian mogła w spokoju ułożyć myśli. Po wieczorze w Ashwood Hall, miała wrażenie, że cała ta sytuacja była zbyt surrealistyczna, jakby wyrwana z dziwnego snu. Jej myśli wciąż przeskakiwały między dwoma postaciami. Michael i Edgar Hamiltonowie. Obaj pojawili się w jej głowie w ciągu jednej kolacji, stali się wręcz namacalni, a jednak nie mogła z żadnym z nich stanąć twarzą w twarz. Gdzie do cholery podziewał się jej ojciec? Co przytrafiło się jej przyrodniemu bratu? Jeśli Michael miał swoją firmę, pewnie nietrudno byłoby wyszukać go w Internecie. Może znalazłyby się jakieś zdjęcia...

Sięgnęła do torby po telefon. Na ekranie widniało pojedyncze powiadomienie od Sary. "Zostałaś już złożona w ofierze, czy widzimy się jutro rano na zajęciach?" Vivian uśmiechnęła się delikatnie pod nosem i weszła w zakładkę z wiadomościami, by odpisać dziewczynie, jednak jej wzrok powędrował na wcześniejszą konwersację z matką. Ostatnie wiadomości od Jocelyn pochodziły sprzed kilku dni. Powinna do niej zadzwonić. Wytknąć wszystkie kłamstwa i zmusić do wyznania całej prawdy. Tylko czy rzeczywiście by ją otrzymała?

Odłożyła telefon na kolana i zerknęła na moment w stronę Milesa, którego wzrok utkwiony był w drodze. Choć z pewnością wciąż nie wyjawili jej wszystkiego, to i tak nie dowierzała, z jaką łatwością otrzymała dziś wszystkie informacje, które próbowała wywalczyć od matki niemalże całe życie. Obiecali jej odpowiedzi, ale chciała mieć jakąkolwiek pewność, że nie jest karmiona kolejną dawką kłamstw. Może najpierw powinna spróbować je zweryfikować. Tylko w jaki sposób?

Gdy zbliżyli się do miasta, w samochodzie zrobiło się odrobinę jaśniej od ciepłych świateł starych latarni. Dziewczyna wyjrzała przez okno, i wiedząc, że ich trasa zbliża się powoli do końca, znów spojrzała w stronę Oberlina.

— Dziękuję, że mnie dziś zaprosiliście i... opowiedzieliście o wszystkim.

— Nie ma sprawy. Na pewno masz jeszcze wiele pytań, ale daj sobie czas na przetrawienie dzisiejszego wieczora. Daisy przekaże ci nasze numery. Nie wahaj się odezwać. — Starał się brzmieć grzecznie, a jego wzrok wciąż skupiony był na drodze. Nie spojrzał na nią przez całą podróż. Może obawiał się, że usłyszała zbyt dużo? Tylko czy tak naprawdę usłyszała coś ważnego? Byli w żałobie i nie powiedzieli jej wszystkiego. Tyle mogła właściwie sama się domyślić. Może rzeczywiście popełniła pewien nietakt, wtargnąwszy w ten sposób do kuchni.

— Miles — odezwała się po chwili gdy zauważyła, że chłopak zaczął zbliżać się do środka jezdni. — Miles! — Nie czekała, aż samochód uderzy w zaparkowany przy ulicy pojazd i chwyciła ręką za kierownicę, by wyprostować tor jazdy.

Chłopak podniósł głowę, jakby przebudzony nagłym szarpnięciem. Chwycił mocniej za kierownicę i pomrugał szybko oczami.

Co ty robisz? — zapytała, niepewnie puszczając kierownicę, gdy Miles znów zdawał się mieć pełną kontrolę nad pojazdem i... swoim umysłem.

Mroczna PieczęćWhere stories live. Discover now