Rozdział 8 - Punkt widokowy

241 7 0
                                    

Co mogłoby pójść nie tak?! Wszystko! Co ja sobie myślałam zgadzając się na ten wyjazd?! A no tak! Nie myślałam! W ostatnim czasie w ogóle tego nie robiłam dzięki czemu, siedziałam teraz w czarnym SUV-ie moich braci i jechaliśmy w grobowej ciszy już od dobrej godziny. W tle było słychać tylko ledwo grające radio w którym aktualnie leciały nudne powtarzające się reklamy.

- Gdzie mieszkacie? - próbowałam zacząć jakąkolwiek rozmowę i przerwać tą ciszę, która nastała odkąd tylko wsiadłam do ich samochodu

- Ja w Princeton, a Jack w Nowym Jorku – obrócił się w moją stronę Lukas, który zajmował miejsce pasażera. 

Obaj z nich siedzieli z przodu, więc musiałam jechać sama z tyłu co miało jeden wielki plus. Przynajmniej żaden z nich nie widział mojego zdezorientowania. 

- Studiujesz? - spytałam bez zastanowienia - Przepraszam, głupie pytanie...

- Nie ma głupich pytań - mrugnął do mnie - Tak, jestem na trzecim roku. Biznes i zarządzanie – odpowiedział wyprzedzając moje pytanie

- A ty, Jack?

- A nasz kochany Jack – wtrącił za niego Luke z dziwnym uśmiechem – od kilku lat grzeje tyłek na stanowisku dyrektora w firmie na...

- Na Manhatanie – skończył szybko za niego – To twój ostatni rok w obecnej szkole, myślałaś co chcesz robić dalej?

Wiedział, że to mój ostatni rok. Tak, bo on w przeciwieństwie do mnie, mnie pamięta, skarciłam się w myślach.

- Blair w tym roku idzie na studia. Do Princeton – dodałam nieśmiało – Jeśli będę mogła, dołączę do niej i Scotta w przyszłym roku.

- I do mnie – powiedział z zadowoleniem Luke

- To nie do końca odpowiedź na moje pytanie

- Myślałam o czymś związanym z liczbami – powiedziałam wymijająco. Szczerze? Nie wiedziałam co chce robić. Miałam tyle rzeczy, które lubiłam robić, ale żadnej nie chciałam zamienić w pracę. 

- Pamiętaj, że z Agnes zawsze masz wybór – wypowiedział te słowa, a ja słyszałam w nich jakby miały drugie dno. ,,Gdyby nie to nigdy nie byłabyś wychowywana tak jak twoja mama chciała." To prawda. Agnes zawsze dawała mi wybór. Mimo, że czasami moje pomysł mogły być absurdalne, ona pozwalała mi podejmować swoje decyzje, żebym sama wyciągała wnioski oraz uczyła się na błędach.

Po dojechaniu w miejsce naszego noclegu, wyszłam z auta i na chwilę się zatrzymałam podziwiając otoczenie jak i sam uroczy w górskim stylu domek. Mimo, że podjazd znajdował się za główną częścią budynku i ledwo mogłam dostrzec widok jeziora, to samo otoczenie wokół domu było już piękne. Cały parter zajmowało jedno wielkie pomieszczenie podzielone meblami na części. Po lewej stronie od wejścia znajdowała się mała zabudowana kuchnia, a po prawej schody prowadzące na pierwsze piętro oraz niewielkie miejsce robiące za namiastkę jadalni w którym znajdował się stół dla czterech osób. W najdalszej części natomiast znajdował się przestronny salon z widokiem na Tahoe oraz dużym tarasem. Byliśmy w środku lasu, ale nie na tyle daleko od jeziora, że nie dało by się go zobaczyć, a szczególnie z tych wielkich okien salonu.

- Może zamówimy coś do jedzenia i obejrzymy film? - zaproponował Lukas

- Dobry pomysł – odparłam wciąż rozglądając się po pomieszczeniu

- Na górze są trzy pokoje, idealnie dla każdego po jednym. Możesz wybrać którykolwiek chcesz.

Odwróciłam się w jego stronę i po chwili namysłu powiedziałam jedyną rzecz jaka była według mnie odpowiednia - Dziękuje.


Następnego dnia wyruszyliśmy na spacer, który miał trwać około ośmiu kilometrów. Wybrana przez nas trasa prowadziła w głąb lasu, a głównym celem miał stanowić punkt widokowy.

Dla mnie celem było rozszyfrowanie i lekkie zapanowanie nad podejmowanymi przeze mnie decyzjami. Jednak wiedziałam, że nie będzie to możliwe do czasu mojej rozmowy z Agnes.

Z zamyślenia wyrwała mnie, co ciekawe lub jak się można spodziewać, cisza. Nie wiedziałam jak mam z nimi się zachowywać. Oprócz kilku niedługich chwil i wczorajszego dnia nie spędzaliśmy sami ze sobą wiele czasu.

Oczywiście, że ze sobą przebywaliście, skarciłam się kolejny raz wciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Przebywaliśmy razem przed tamtym... dawno temu. Oprócz tamtego wspomnienia nie pamiętam zbytnio co robiliśmy i nie miałam pomysłu co obecnie moglibyśmy robić lub o czym moglibyśmy rozmawiać, szczególnie teraz maszerując po lesie.

- Nie cierpię takiej ciszy – burknęłam pod nosem

- W końcu jesteśmy w lesie. Tutaj nie wolno hałasować – odezwał się Luke

- Nudzi mi się. Za cicho tu – nasunęłam w nadziei, że zrozumieją aluzje, bo mi się nie nudziło! Lubię spacerować, a już szczególnie w nowych miejscach. Ale czy musieliśmy trwać w tej dziwnej ciszy?

- Nic się nie zmieniło – powiedział uśmiechając się lekko Jack

- Ej! - chciałam go szturchnąć łokciem, ale szybko odskoczył

- Tempo, tempo – zawołał ten sam osobnik, który przed momentem mówił, że nie wolno hałasować. Wyprzedził nas w międzyczasie i był teraz jakieś trzysta metrów przed nami – Jak tak się będziecie lenić to do wieczora nie dojdziemy do celu

Już miałam dość tej wycieczki, ale gdy wreszcie zobaczyłam widok byłam dumna, że tu doszliśmy. Na sam szczyt już sama wbiegłam, wiedziałam, że bracia są gdzieś za mną. Usiadłam na jednej z ławek ustawionych na całym obszarze wzniesienia i podziwiałam widoki do momentu, gdy nie usłyszałam za sobą warczenia. Obróciłam się i zobaczyłam, że kawałek ode mnie stoi wielki doberman, który nie jest szczęśliwy na mój widok. Jak zresztą i ja na jego.

- Okej, spokojnie – powiedziałam chyba bardziej do siebie niż do psa – Nic ci nie zrobię.

Rozejrzałam się i nie widziałam nigdzie tych pożal się Boże braci ani jakiegokolwiek właściciela psa. Gdy pies zaczął do mnie coraz bardziej podchodzić, wstałam i zaczęłam się cofać do momentu, kiedy nie miałam już tego gdzie robić, ponieważ stałam wtopiona w barierkę, która oddzielała mnie od przepaści w dół. Nie wiele myśląc, co można by zauważyć po ostatnich decyzjach, które podejmuje, zaczęłam krzyczeć po moich „bohaterów".

- Jax! Pomocy! Lukas! Gdzie wy do cholery jesteście?! - Szukałam wzorkiem ich oraz wyjścia z tej sytuacji. Jeśli zaraz wyjadą mi z moralizującymi gadkami na temat tego jak to nie wolno krzyczeć w lesie to osobiście się odeskortuje do domu.  

PreciousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz