Rozdział 2

34 2 0
                                    

Po wczorajszej, dwugodzinnej jeździe w końcu zasnęłam, dotleniłam się. Jak wróciłam do domu, to wciąż nasłuchiwałam wrzasków doputy nie usnęłam. Spałam bardzo źle, co trzydzieści minut budziłam się z krzykiem, ale i tak nikt tego nie słyszał, bo w salonie było zbyt głośno, więc mój krzyk mieszał się z hukami. Moja piżama była mokra od łez i potu, przez co się przebierałam.
- Alex? Halo!- po chwili dotarł do mnie zirytowany głos Madeline, zorientowałam się, że trwałam już tak w zawieszeniu parę minut- jesteśmy już na miejscu!
Rozejrzałam się, a no tak, ja głupia.
- A tak, okej, chodźmy już- odpowiedziałam zdezoriendowanym głosem.
Po chwili zsiadłam z motocyklu którym przyjechałam. Nie chciałam brać przewiewnej sukienki, bo na motorze by się podwinęła, więc postawiłam na czarną, obcisłą, przed kolano, włosy miałam wyprostowane a na stopach miałam czarne trampki.
Madeline przyjechała przy mnie samochodem, miała czerwoną sukienkę za kolano i falowane blond włosy. Totalne przeciwieństwa.- przeszło mi przez myśl, jednak szybko ją odgoniłam.
Teraz musiałam puścić swoje problemy na drugi plan, bo na pierwszy wchodziła impreza, która miała mnie rozluźnić, a póki co, tego nie zrobiła. Przecież mam się dobrze bawić.
Zostawiając kask z motocyklem w tyle, stałam przed sporym domem przyjaciela. Obok mojego, stało jeszcze parę innych pojazdów, w tym dwa motocykle.
Bez pukania weszłyśmy do środka. Od razu uderzyła mnie woń dymu papierosowego, taniego alkoholu i potu. Z progu wyłonił się Antony z pijackim uśmiechem, miał na sobie siwą bluzę i dresowe spodnie do kompletu o tym samym kolorze. Jego ciemne włosy opadały na spocone czoło.
- Cześć dziewczyny- wybełkotał.
Zachichotałyśmy do siebie.
- Musi być nieźle nawalony- zaśmiała się Mad.
- Zaraz ty też będziesz- wypomniałam jej.
- Za to on zabalował jeszcz..- przerwała.
Pomachałam jej dłonią przed twarzą, nie zareagowała. Stanęłam przed nią, ale ona mnie przesunęła na bok. Spojrzałam w stronę gdzie ona patrzyła i zaniemówiłam, przy kuchni stał tajemniczy szatyn otoczony znajomymi, kasztanowe włosy opadały na jego twarz. Oczy miał bardzo ciemne, niczym dziura pochłonęła moją duszę, jego umięśnione ciało okalał czarny dres, a jego skóra była opalona. Nie dziwiłam się, że Mad stała jak zaczarowana wpatrując się w bruneta.
Nie, nie ma takiej opcji. Cała moja dusza należała do motocyklu, nie do niego, z resztą wyglądał jak typ z pod ciemnej gwiazdy. Ciemnej jak jego oczy.. stop! Dziewczyno opanuj się. Powtarzałam sobie w głowie że nie warto, czas zwolnił, a ja jak głupia wpatrywałam się w jego oczy.
Dobra dosyć. Odwróciłam wzrok w kierunku przyjaciółki, ta nie przerwała swojego stalku.
- To ja idę, nie chcę tracić ani chwili na takiego typa. Dasz radę sama?- spojrzałam na nią uważnie.
- Ehem- wiedziałam że nie była świadoma tego co do niej mówię, bo chłonęła twarz chłopaka.
Odeszłam od niej, żebym nie wyglądała jak stalkerka, przeszłam przez salon i oparłam się bokiem o najbliższą ścianę. Z tamtąd miałam duże pole widoku. Nawet nie zauważyłam że przez ten cały czas grała głośna muzyka. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam wiadomości, dostałam jedną od matki.
Od: Mama
Jak wrócisz do domu to natychmiast porozmawiamy o twoim motorze. To nie może tak wyglądać.
Jak głupia chłonęłam tekst, raz po raz go czytając z niedowierzaniem, licząc że treść się zmieni. Co mama miała do mojego motocyklu, przecież jej nie przeszkadzałam. Wciskałam losowe litery na klawiaturze.
Do: Mama
Co masz do mojego motocyklu mamo?
Nie musiałam czekać długo na odpowiedź z jej strony, nie dziwiłam się, w pracy musiała na bieżąco odbierać i odpisywać na maile.
Od: Mama
Z ojcem ustaliliśmy iż masz zakaz jeżdżenia na tym motocyklu do odwołania, ponieważ robisz wstyd rodzinie, znikasz aż za często, przecież masz obowiązki. Jesteś rozwydrzona ostatnio dziecko, przeczekamy ten bunt i pomyślimy.

Osłupiała wpatrywałam się w tekst. Znikam za często? Przecież ja ich nie obchodzę. Robię wstyd rodzinie? Ja im tym nie przeszkadzam. Rozwydrzona? To mi pomaga. Bunt? Buntem nazywa poczucie wolności? Motocykl jest dla mnie jak lek, lek który leczy wszelkie rany które ona posypuje solą i rozdrapuje jednocześnie.
Poczułam na sobie przeszywający wzrok, aż ciarki mnie przeszły. Podążyłam wzrokiem za instynktem i napotkałam spojrzenie szatyna. Jego wzrok wypalał dziury w mojej twarzy, taksował spojrzeniem moją twarz, po chwili przeniósł wzrok na moją sylwetkę, a potem wrócił do moich oczu. Znieruchomiałam, wyglądałam na obojętną, ale wewnątrz dział się chaos, toczyłam wewnętrzną walkę. Czy to przerwać? A może jednak nie. W jego oczach widać było obojętność, wydawał się.... mroczny? Postanowiłam przerwać kontakt wzrokowy i przeniosłam spojrzenie na godzinę, za pięć dwudziesta druga. Przewróciłam oczami, odbiłam się od ściany poszukując Madeline.
Zdziwiłam się, kiedy stała w tym samym miejscu w którym ją zostawiłam.
- Ej, stara, dość- westchnęłam zmęczona tym.
- Od ilu już tak stoję?- zapytała znurzonym głosem.
- Od godziny kochana- uśmiechnęłam się.
- Masz rację, chodź do kuchni do Antony'ego.
Ruszyłyśmy w kierunku kuchni, a ja zapomniałam, że w kuchni stał szatyn, nie patrz na niego, nie patrz na niego. I tym sposobem udało mi się nie zwracać na chłopaka uwagi.
Przedzierałyśmy się przez ludzi, którzy bujali się w rytm muzyki, wszyscy byli tacy szczęśliwi, a ja? Mi zabrano wszystko co miałam, motocykl, wiatr, jak ja dam radę?
Brunet ani na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku, co mnie denerwowało. Czułam ciężar spoczywający na moich ramionach.
Przed nami wyrósł Antony, widać było, że przekraczał wszelkie ustalone przez siebie granice picia. Był blady, nie bardzo, ale wiadomo że dobry trunek sprawił mu taką radość jak mi motocykl.
Madeline piła tequille, ja nic, przecież musiałam prowadzić motocykl. Ostatni raz- pomyślałam, ale od razu odepchnęłam od siebie tą myśl. Nie zamierzałam się oddać w ręce matki. Postanowiłam, że nie wrócę do domu tylko zanocuję u Mad, a potem zobaczymy co dalej.
Bałam się jak cholera, przecież ona byłaby wściekła.

***
Jeżeli ktoś by mi kiedyś powiedział, że to byłaby ostatnia jazda, wyśmiałabym go. Teraz było inaczej, miałam ten ostatni raz poczuć się wolna, gdyby ktoś mi to odebrał zostałabym wrakiem człowieka. Nic nie mogłoby zastąpić motocyklu, jazdy i wiatru, z tego wszystkiego zostało zbudowane moje życie, cegiełka po cegiełce, aż powstało obsesyjne imperium jazdy, w którym uwięziona jestem ja, ale mi to pasuje, nie szukam ucieczki. Wręcz przeciwnie, zadomawiam się tam. Nigdy nie spodziewałam się po matce, że to ona będzie tym nieszczęśliwcem i mi to odbierze.
Ostatni raz spojrzałam na dom przyjaciela i ruszyłam przed siebie. Okazało się, że w domu Mad zebrał się zjazd rodzinny, w którym nie chciałam przeszkadzać. Musiałam wrócić do domu, do Lindy, do Marka. Miałam ten ostatni raz, ostatnią chwilę, ostatnią szansę na wykorzystanie tego co mi zostało, moje imperium miało runąć w gruzach i nie powstać aż do odwołania.
Przez ostatnie pięć godzin, na imprezie był totalny chaos. Ludzie wchodzili, wychodzili, wlewali alkohol hektolitrami do swoich organizmów. Tylko znakiem zapytania pozostał tajemniczy chłopak, który mnie obserwował bez przerwy.
Czy ja nie mogłam normalnie żyć? Tak jak zwykła nastolatka w telenoweli? Otóż nie, nauczyłam się przez te osiemnaście lat, że takie jest życie, robi ci pod górkę, nawet jeżeli już się po niej wspinasz, ona się wypiętrza.
Jechałam bardzo szybko, miałam wrażenie, że wiatr spycha mnie z motocyklu i niesie daleko z tąd. Obraz dookoła się rozmazuje, wiatr roztrzepuje włosy, a prędkość którą dawno przekroczyłam dawała o sobie znać.
W pewnej chwili zza mnie wyjechał krwisto czerwony motocykl. Kto normalnie jeździ motorem o trzeciej w nocy? oprócz mnie. Motocyklista miał czarny kask i tego samego koloru kombinezon, jechał z taką samą prędkością jak ja. Odwróciłam wzrok w kierunku jezdni, żebym nie wyglądała na zainteresowaną, bo nie byłam.
Nagle jego motocykl zjechał na mój pas, kurwa mać mogłam przez ciebie zginąć. Zatrzymał się, a ja zaraz po nim, wściekła ruszyłam w jego stronę, zaciskając palce w pięści. Chłopak zszedł ze swojego pojazdu i również ruszył w moją stronę, skłamałabym gdybym powiedziała, że mnie to nie zdezorientowało.
Motocyklista zdjął kask, zaniemówiłam, wszystkie moje części ciała zdrętwiały, nie odsunęłam szybki z kasku, więc nie wiedział kim jestem.
- Kurwa, co ty robisz?!- ryknął- ten pas był mój!
I właśnie to był mój pierwszy grzech. Jego głos była jak skoczna melodia, która przewyrzszała granice dozwolonego dźwięku. Wyrwałam się ze swojej bajki, bo ktoś mi przeszkodził. I on ma jeszcze czelność dyskutować, to był mój pas!! Ten chłopak tak mnie denerwował, już od początku wiedziałam, że nie ma pozytywnych wibracji w okół niego.

Witam i o zdrowie pytam!
Dzisiaj 1383słów, trch mniej ale ok. Mogło być lepiej moim zdaniem pod wzglendem wszystkiego Jak wam się podoba nasz tajemniczy chłopak i wgl całe to spotkanie o trzeciej w nocy. Miałam taki plan. Jak mi wyszedł ten rozdział, bo pisałam na szybko?
Dozobaczenia w kolejnym rozdziale!

With the windWhere stories live. Discover now