Rozdział 6

23 2 0
                                    

- Stara, zrównałaś ją z ziemią!- krzyknęła Mad na cały chodnik, przez co kilka przechodzących osób obok spojrzała na nas pytająco. Posłałam wszystkim przepraszjący uśmiech i kontynuowałam dźwiganie siatek z super marketu do domu Anthony'ego, gdzie czekała na nas reszta.
Posłałam jej mordercze spojrzenie i prychnęłam pod nosem, kręcąc głową z nie dowierzaniem.
Już po trzydziestu minutach zapukałam do dobrze mi znanych z czerwonego drewna drzwi. Położyłam siatki na wycieraczce i czekałam na przekręcenie zamka, ale to nie nastało.
Musiałam unormować oddech, aby zadzwonić do przyjaciela i zapytać gdzie jest, na co on odparł że idą właśnie do jego mieszkania. Czekałyśmy z dwadzieścia minut, upłynął nam ten czas na głuchej rozmowie, przerywanym echem.
- A tak właściwie to co robiłaś z Night'em tamtej nocy?- zapytała mrużąc powieki.
Wzięłam głęboki w wdech i zaczęłam opowiadać o wszystkim od napisania szatyna że nie możemy się zjawić. Blondynka uznała to za przeznaczenia, myli się, nic mas nie łączy, to tylko jednorazowa sytuacja.
W tym czasie przed drzwiami pojawiło się osiem osób, w tym Night i Archie, reszty nie znałam.
- Oo to pewnie ty jesteś słynna Alexis White!- zapiszczała drobna brunetka z czekoladowymi oczami- A no tak ja głupia- westchnęła i pacnęła się otwartą dłonią w czoło- Przecież ty mnie nawet nie znasz, jestem Aurora.
A no więc to ta dziewczyna o której opowiadała mi Madeline, jej drobne ciało okalała rozkloszowana, krótka i zwiewna sukienka w kwiatki o różnych kolorach. Jej oczy tryskały radosnymi iskierkami, a ona emanowała ciepłem.
- Słyszałam o tobie z opowieści- przeniosłam wzrok na Mad i wróciłam nim do Aurory-Nie uwieżysz, cały twój życiorys zdążyła mi przedstawić w trzy minuty-zaśmiałam się.
- Już cię kocham- pisnęła i objęła mnie w pasie, po tym odsunęła się aby zrobić moejsce reszcie.
Przeniosłam wzrok na bruneta o wielkich jasno zielonych oczach, ten przypatrywał mi się, uważnie skanując każdy skrawek mojej twarzy. Czekoladowe włosy były ułożone w artystycznym nie ładzie, usta wąskie, a wielkie oczy obserwowały każdy mój ruch z zaciekawieniem. Jego umięśniony tors oplatała czerwona bluza, a na nogach gościły się niebieskie jeansy. Po chwili milczenia uśmiechnął się szeroko na co ja odetchnęłam z ulgą.
- Jestem Sliver-powiedział dumnie, jakby właśnie odkrył Amerykę.
- Ja się nie muszę przedstawiać- odparłam pewnie na co on wysunął dolną wargę- No kurwa, dobra, jestem Alexis, ale mów mi Alex lub sobie coś wymyśl.
Natychmiast na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, przytulił mnie i posunął się.
Tym razem spojrzałam na czarno włosego chłopaka z niebieskimi oczami i ostrymi rysami twarzy, coś przeczuwałam że za miły to nie będzie ale chyba się przeliczyłam ze swoimi możliwościami, jak na literaturze angielskiej, bo po chwili uwazał zwoje śnieżnobiałe zęby. Jego umięśniony tors okalał czarny dres.
- Zach- wyciągnął dłoń w moją stronę, na co ja ją uścisnęłam.
- Znasz moje imię- zaśmiałam się.
Ten jakby przyglądał mi się nie pewnie kiedy nagle odezwała się Mad.
- Polubisz ją, dzisiaj zrównała z ziemią babę na literaturze angielskiej, dlaczego "Romeo i Julia" nie ma sensu- westchnęłam i potarłam twarz dłonią na co on szczerze się zaśmiał- mam nawet nagranie- szepnęła do niego.
- Moja kumpela- zaśmiał się i wszedł do mieszkania.
Przede mną stanął blondyn z niebieskimi jak ocean oczami, na sobie miał szarą bluzę i czerne jeansy z dziurami. Na jego szyji gościły się tatuaże, które z resztą każdy tu chłopak posiadał.
- Micheal- na jego twarzy umalował się lekki uśmiech.
Podałam mu dłoń i przeszłam do następnych osób, nawet nie musiałam się przedstawiać, bo każdy mnie tutaj doskonale znał, nawet lepiej niż ja sama.
Ujrzałam blondynkę z lekkimi piegami na policzkach i rumieńcami które zdobiły jej twarz, co dodawało jej uroku. Na sobie miała spódnicznę, biały top i mnóstwo złotej birzuterii z perłami. Włosy upięła w niechlujny kok a jej mina wyrażała nieśmiałość.
- Allison-powiedziała cicho i mnie przytuliła.
Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam jej do ucha.
- Zrównamy kretynów z ziemią- Allison zaśmiała się perliście i pojawiła się lekka pewność siebie.
- Uwielbiam cię- pisnęła i ruszyła do mieszkania.
Stałam przed dziewczyną o ciemno blond włosach, która wyrażała niechęć, okejj wyczułam sukowatą postawę, do nie widzenia. Miała na sobie obcisłą czerwoną sukienkę orzed kolano, co mówiło samo za siebie.Jednak ani trochę się nie ruszyłam, obserwując jak jej pulchne wargi wymawiają jej imię.
- Grace- wyburczała- jeszcze się policzymy.
I zniknęła. Pozostał mi tylko chłopak z czarnymi włosami i szarymi jak świat tęczówkami. Krótkie spodenki i bluza, to wszystko, nie wyróżniał się od innych, pasowali do siebie, to dlaczego ja czułam się odstająca?
-Justin- uśmiechnął się prześmiewczo na coś czekając.
- Już cię kocham, chodź do mnie Bieber- zaśmiałam się i przytuliłam chłopaka który następnie zniknął za drzwiami.
Pozostała tylko Mad, Night i Anthony. Po chwili mój przyjaciel się uśmiechnął i powiedział.
- Mad. Nagranie.
Zaśmiałyśmy się, a ja czułam na swojej twarzy palący wzrok bruneta. Przekierowałam na niego swoje szare i puste tęczówki, czarne spodnie i czerwona bluza, wyglądał cholernie dobrze. Kiwnęłam mu głową i z wzajemnością. Przyjaciółka posłusznie puściła nagranie, Night oglądał mnie na kamerce z zaciekawiem, uważnie słuchając mojego pewnego siebie głosu.

~~~

- Zaraz spalisz to jedzenie kretynie!- krzyknęła Aurora przepychając się do patelnie na której miała wyjść pizza z tortilli.
Zach posłusznie odstąpił miejsca dziewczynie uniósł ręce w geście samoobrony.
- Uważaj bo spalę ci włosy- powiedział poważnie po czym dodał z radością- nie podskakuj tak wysoko no w sufit uderzysz.
Brunetka naburbuszyła się i trąciła łokciem rechotającego Zach'a, ja nakładałam waniliowy krem na ciasto, przyglądając się sytuacji. Na moim karku poczułam ciepły oddech, który doskonale znałam.
Nie myśląc wiele, wzięłam łyżkę i namalowałam na jego twarzy kremem, uśmiech. Ten odsunął zdezorientowany i spojrzał z mordem w oczach na mnie.
- Nienawidzę cię- syknął złowrogo.
- I vice kurwa versa- parsknęłam na co jego kąciki ust uniosły się lekko- patrzcie jaki uśmiechnięty chłopiec, prawda?
Wszyscy obecni wybuchnęli gromkim śmiechem, nawet nie zauważyłam kiedy nas zaczęli obserwować.
- Współczuję twojemu staremu- zaśmiał się wraz ze wszystkimi, oprócz mnie i Mii.
To był cios poniżej pasa, nie lubiłam gdy ktoś wspominał o mojej rodzinie, tym bardziej w towarzystwie. W upływie lat gdy nauczyłam się że jestem nic nie warta, głupia i niepotrzebna, to nawet sama mu współczułam.
Mia doskonale wiedziała co się dzieje w moim domu, to nie było śmieszne.
Night dojrzał moje zmieszanie, bo przestał się uśmiechać i wrócił do swoich obowiązków, jak wszyscy. Skupiłam się więc na rozsmarowywaniu kremu na cieście i włożeniu go ostrożnie do lodówki. Nie wiem jakim kurwa cudem, ale w torcie zrobiła się dziura.
- Kurwa mać- zaklęłam zwracając na siebię uwagę wszystkich.
- Co jest moja fanko?- zapytał Justin.
Miałam jeden problem, kochałam gadać sama ze sobą, nawet w towarzystwie innych.
- Oczywiście- klasnęłam i włożyłam tort do lodówki- musiałam rozkurwić ciasto.
Wszyscy się zaśmiali a Night uniósł kąciki ust. Za nagrodę dostałam oceniające spojrzenie od Grace, która prawdopodobnie była w nim zakochana. Nawet po akcji z kremem na twarzy szatyna, ta pokazała mi środkowy palec a, w jego stronę posłała milutki uśmiech.
- Nie dziwię się, mi rozkurwiłaś dzień- mruknęła dziewczyna, a wszyscy obrócili się w jej stronę.
Pierdolona suka..

~~~

- Co znaczy ten tatuaż?- zapytałam.
Siedziałam z Night'em na kanapie, czekając na znajomych którzy wrócili się po auto do sklepu, z podekscytowania poszłyśmy pieszo. Wskazywałam wytatuowaną datę na jego nadgarstku. Brunet uniósł brew, co oznacza że chciałby pytanie w zamian. Kiwnęłam głową, a on zaczął mówić:
- Dzień śmierci mojej matki.
Zamarłam, a mój oddech z sekundy na sekundę stawał się coraz cięższy.
- Przepraszam-powiedziałam cicho.
- Nie masz za co, sam chciałem- westchnął a potem wskazał na datę na mojej dłoni- a to?
Momentalnie się spiełam, kiedyś nie byłam torturowana tylko przez swoich rodziców, ale i takrze przez jednego chłopaka, którego poznałam. Davis, niewłaściwe zakochanie, które nie powinno nigdy się wydarzyć. Kiedyś z nim nawet zamieszkałam, bił mnie, wykorzystywał, a ja nie mogłam nikomu powiedzieć bo mi groził. Nikt o nim nie wiedział, Ten dorosły mężczyzna to bananowe dziecko, bogaty, chce to ma. Minął rok, a ja nadal czułam jego dłonie na swoim ciele.
- Dzień w którym poznałam Davisa- wychrypiałam cicho.
- Kto to?
Szatyn uniósł brwi i z zaciekawieniem słuchał co mam dalej do powiedzenia na ten temat.
- Bananowe dziecko- prychnęłam- nie chcę o tym rozmawiać.
Chłopak przyglądał mi się uważnie i w końcu postanowił przejąć pałeczkę i się odezwać.
- Pytanie za pytanie- powiedział stanowczo na co ja skinęłam lekko głową.
- Nazwisko- powiedziałam niemal od razu- tyle razy cię widziałam a twojego nazwiska nie znam.
- Singh odparł bez zastanowienia.
W duchu gorzko się zaśmiałam, dlaczego jego nazwisko tak cholernie mi się podobało?!
- Drugię imię- zapytał.
No tego to ja się kurwa nie spodziewałam.
- Roxanne- mruknęłam.
- Alexis Roxanne White- parsknął- no ciekawe.
Nastąpiła głucha cisza przerywana naszymi głebokimi oddechami, niestety ja postanowiłam orzerwać to debilnym pytaniem.
- Kochałeś kiedyś?- nie wiedziałam czemu to zrobiłam, ciekawiło mnie to z niewiadomych przyczyn.
- Tak, Brook- nie usłyszałam zawachania w jego głosie, zazdrościłam mu tego że był w stanie powiedzieć mi o wszystkim bez zająknięcia- czy ktoś cię kiedyś uderzył?
No to zabawę czas zacząć..

With the windWhere stories live. Discover now