Rozdział 40

500 34 19
                                    

To zaproszenie zdawało się być doskonałym planem na dzisiejszą noc. Merlin jeden wiedział, co spadło mi na łeb, że tak właśnie uznałam. Cóż... W końcu byłam jedynie człowiekiem. Młodą kobietą, którą pewien starzec obarczył przysięgą, której nikt nie powinien składać. Ja zwyczajnie potrzebowałam wiedzieć, że nie jestem w tym wszystkim sama. Czy powinnam się za to winić? Powinnam. Ale skąd mogłam wiedzieć?

Wspominając czarne oczy oceniające mój ostatni strój w jakim zagościłam w lochach, postanowiłam ubrać coś nieco bardziej stosownego. Szata śmierciożercy choć nadawała się idealnie, niosła za sobą wspomnienia, które nie były nikomu potrzebne tego wieczoru. Wstałam i kiedy oceniłam, że dam radę, postanowiłam podejść na górę do sypialni, by wybrać odpowiedni strój. No właśnie... Odpowiedni, ale na co? Prowadząc uprzejmy dialog z własnym umysłem, zaczęłam wertować doskonale skomponowaną garderobę. Po chwili zastanowienia, przywołałam się po porządku, by nie marnować już więcej czasu. Pośród tony ubrań na każdą okazję odnalazłam wygodne, czarne, lniane spodnie i obcisłą koszulkę na długi rękaw z kwadratowym, dość sporym dekoltem. Była ona w bardzo ciekawym kolorze, kolorze, który nie powinien nikogo złościć. Butelkowo-zielona bluzka doskonale podkreślała leżący na niej złoty medalion. Poprawiłam szybko makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone, w końcu nie szłam do pracy. Stojąc przed lustrem uznałam, że wyglądałam dobrze. Wychodząc wybrałam jedną z długich, ciężkich, klasycznych peleryn. Nie zapomniałam też na odchodne użyć kwiatowych perfum.

Ponieważ nie chciałam nadwyrężyć gościnności swojego profesora, postanowiłam nie korzystać z sieci Fiuu. Przylewitowałam dwie pełne butelki bursztynowego płynu i ruszyłam w stronę wyjścia, traktując się niemal odruchowo zaklęciami maskującymi.

Idąc przez nocne korytarze Zamku starałam się oczyścić umysł. Niestety bez powodzenia. To, czego doświadczyłam ostatniej doby zdawało się być paskudnym koszmarem. To był taki rodzaj scenariusza, w którym tragedia miała się wydarzyć bez względu na to, co wybierze bohater. Złudna radość na myśl o zakończeniu tortur Ronalda była obecnie całkowicie przesłonięta przez nowe, nieznane nam plany Czarnego Pana. Kto by przypuszczał, że to właśnie ja, będę jedną z najbardziej świadomych zagrożenia osób podczas Drugiej Wojny w świecie czarodziejów. Czy to nie nasz przywódcza – Albus Dumbledore, nie powinien najbardziej przejmować się tą sytuacją? On zadawał się jedynie przyjmować każdą wiadomość, a następnie wracać do swojej błękitno-różowej mgły spowitej fioletowym brokatem. Oczywiście jeśli będzie trzeba narazić kogoś ze swoich wiernych sługów na niebezpieczeństwo lub zrzucić na nich całą odpowiedzialność – nie ma problemu, on wyda rozkaz. Merlinie, jak ciężko było zachować w tym świeży umysł...

Rozmyślając o losie magicznego świata, mijałam kolejne schody i korytarze. Jakie było moje zdziwienie, kiedy mijając Salę Transmutacji, za filarem dostrzegłam zarys sylwetek pary czarodziejów. By dokładniej poznać sytuację zwolniłam tempa. Owa para była ze sobą blisko, cóż zbyt blisko, biorąc pod uwagę, że zabawiali się na korytarzu, ukryci jedynie pod osłoną letniej nocy, rzucając wspólny cień w blasku księżyca.

-...ale dlaczego? Przecież nikogo tu nie ma. – Dało się słyszeć szept dziewczyny. – Tak długo czekaliśmy... Teraz już nie masz się czym martwić. – Wydawało mi się, że znałam jej głos. Podchodząc jeszcze bliżej byłam niemal pewna.

-Chyba masz rację. Tym bardziej, że jutro czeka nas ciężki dzień. – Wyszeptał z westchnięciem do ucha jej partner.

-Ona nie musi o niczym wiedzieć. Z resztą od jakiegoś czasu mało obchodzi mnie jej zdanie, zupełnie jak ją moje. – Słowa, które ledwie słyszałam podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody.

Panno Granger? | SevmioneDove le storie prendono vita. Scoprilo ora