Rozdział 9

800 35 0
                                    

Strach i gniew pchał ją w górę wzgórza, chciała być daleko stąd, jak najdalej od tego przeklętego miejsca. 

Oddychała ciężko, mimo że starała się opanować niebyła w stanie tego zrobić. Targały nią tak skrajne emocje, że sama siebie nie rozumiała. Zatrzymała się na szczycie i zaczęła głośno przeraźliwie krzyczeć, ile tylko miała sił w płucach. Przestała dopiero gdy zabrakło jej powietrza w płucach. 

- Płoszysz zwierzynę, głupie dziecko!

Krzyknęła przestraszona widząc pogarbioną i pomarszczoną staruchę wyłaniającą się z gęstwiny lasu. Zbliżała się powoli opierając na lasce.

- Mówiłam, zwierzęta płoszysz! Cicho! - zaskrzeczała niezadowolona, była całkiem biała i nie miała już żadnego zęba.

- Kim jesteś? - Cecylia cofnęła się o krok, miała po dziurki w nosie poznawania nowych ludzi z tej wioski.

- A ty? - wskazała ją palcem - Nie widziałam cię tu wcześniej, a żyję w tym lesie od stu lat.

Sto lat! Cecylia była w szoku, nie spotkała do tej pory tak sędziwej osoby.

- Jestem Cecylia Lander. - przedstawiła się cicho, chciała pobyć sama uspokoić myśli i dać sobie chwilę na odpoczynek. - A pani? 

- Ravela. Jestem tu zielarką, co poniektórzy mają mnie tu za czarownicę. - zarechotała pod nosem, a Cecylii zaświeciły się oczy słysząc jej słowa, kobieta bardzo ją zaciekawiła. - Po coś przyszła tu sama?

Co powinna jej powiedzieć? Czy w ogóle powinna jej coś zdradzać? Nabrała głęboko powietrza szukając odpowiednich słów. Ludzie tutaj byli naprawdę specyficzni nikomu nie ufali, a do przybyszy podchodzili z dystansem. Dlaczego właśnie ta kobieta przed nią nie ucieka, ani nie przegania jej stąd?

- Ja...sama nie wiem. - spojrzała w niebo obserwując gnane silnym wiatrem chmury.

Zanim została służącą nigdy nie zwracała na nie uwagi, liczyło się tylko wystawne życie, przyjęcia i znajomości, teraz mimo przynależenia do Pana była bardziej wolna niż kilka lat temu. Praca była ciężka, ale gdy widziała jej efekty czuła dumę. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie w stanie ugotować posiłek, rozpalić ogień czy nawet zacerować dziurę w sukni.

Teraz była lepszym człowiekiem, zaznała bólu porażki, wstydu i pogardy ze strony ludzi, którzy kiedyś przed nią klękali. Zniosła zimno i niewygody, ból pleców od pracy w polu i pęcherze na drobnych dłoniach. Znalazła jednak czas aby patrzeć na chmury, stać w ciepłym letnim deszczu i pływać w jeziorze, na co nie miałaby szans pozostając szlachcianką.

Była silna.  Czuła się silna.

Wiedziała, że tak jest, gdyby było inaczej nie dotarłaby aż tutaj. Znosiła pogardę Karen więc służbę u Kaisera Dark też z pewnością przeżyje, musiała go tylko nieco poznać. Zrozumieć i pojąć istotę jego istnienia.

- Może za mało się starasz? - pytanie staruchy zwróciło jej uwagę 

- Co to znaczy?

- Myślisz, że ludzie od urodzenia są źli? - szybko zmieniła temat, Cecylia powoli się w tym wszystkim gubiła.

Czuła, że tak nie jest. Ludzie stają się źli przez innych i to co muszą znosić w życiu, bieda choroby i samotność sprowadzają na ludzi mroczne myśli prowadząc ich w stronę złych wyborów. A reszta dzieje się sama.

- Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie, dziecko. - starucha uniosła brwi, uśmiechając się - Świat nie dzieli się jedynie na dobro i zło. - patrzyła na chmury słuchając kobiety - Jest jeszcze bieda i bogactwo, uśmiech i łzy. Jest także deszcz i słońce i każde z nich jest nam tak samo potrzebne. Może... - westchnęła ciężko - Może tylko niektórzy zbyt długo nie widzą słońca?

- Chyba nie rozumiem... - rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kobiety, która rozpłynęła się w powietrzu.

Cecylia była w stanie uwierzyć, że to czarownica. Taka sędziwa staruszka nie była w stanie odejść tak szybko, to musiały być czary. Do czego zmierzała? I na co chciała ją naprowadzić? Dziewczyna usiadła na trawie, chowając twarz w dłoniach. Ogarniał ją niepokój i wątpliwości, których nie potrafiła się pozbyć. Jedyne co mogła teraz zrobić to robić swoje i schodzić mu z drogi, omijać go szerokim łukiem. Musiała wierzyć, że to wystarczy.

Wróciła do zamku późnym popołudniem, było pusto ci przerażająco cicho. W komnatach hulał wiatr, a Pana zamku nigdzie nie znalazła. Została sama, zamknęła wszystkie możliwe drzwi i zakryła starymi skórami wybite okna, dzięki czemu wieczorny zimny nadal wiatr nie dostawał się do środka. 

Czuła ulgę, że nie zastała go po powrocie. Na wzgórzu oczyściła głowę i mogła wrócić do pracy. Przyrządziła gulasz, który planowała zrobić od rana, miała nadzieję ułaskawić tym Kaisera.  Ostatnim razem gdy zjadł pieczone mięso dzika, przynajmniej na nią nie krzyczał. Byli tu tylko we dwoje, wolała żyć z nim w zgodzie i w spokoju zajmować się swoją pracą. 

Zasnęła przy palenisku na prowizorycznym posłaniu ze skór, ogień grzał ją prawie do rana, a trzaskanie drewna uspokajało i dawało poczucie bezpieczeństwa.

Rankiem wyszła na dziedziniec, to był pierwszy tak ciepły dzień tego roku, sakwa generała leżała w kuchni złapała ją i pobiegła do wioski, szukając Soli. Zamierzała zająć się ogrodem przy zamku, tak aby mogła zbierać warzywa i przygotować przetwory na zimę. Musiała kupić nasiona i dowiedzieć się jak przygotować ogród.

Sola sprzedała jej nasiona kapusty marchwi i ogórków. Od następnego sklepikarza kupiła ziemniaki do sadzenia, każdy z nich dawał jej też dobre rady odnośnie przygotowania ziemi miejsca sadzenia i częstotliwości podlewania roślin. Cecylia była naprawdę wzruszona ich pomocą, zaufanie jej z pewnością nie było dla nich łatwe, bo od dawna nie pojawił się tu nikt nowy.

Mimo pierwszej niechęci okazali się ciepłymi prostymi ludźmi, którzy pragną jedynie spokojnego życia dla siebie i bliskich. Zastanawiała się dlaczego tu postali, jeśli Pan wioski był tak niedostępny ich zdaniem opętany po powrocie z wojaczki, mogli odejść szukając dla siebie lepszego miejsca.

- To proste. - Sola wzruszyła ramionami układając jajka w koszyku na świeżej słomie - Nie mamy gdzie iść, nikt nie przygarnie ludzi z Raden, jesteśmy tak samo przeklęci jak nasz Pan. A nie stać nas by budować domu gdzieś indziej.

Ta niesprawiedliwość długo nie dawała jej spokoju. Dzieliła ich żal bo czuła to samo gdy król skazał całą jej rodzinę za winy ojca. Będąc dzieckiem za niesprawiedliwość uważała za zbyt mało prezentów lub gorszą suknie niż inne panny. Jakież to były błache i nieistotne problemy.

Kolejnym okazał się ogród zamkowy, który ogrodu od dawna nie przypominał. Wiedziała że doprowadzenie tego miejsca do stanu dawnej świetności będzie trudne, ale z każdym kolejnym chwastem żałowała że porywa się z motyką na słońce. Postawiła sobie za cel być dumną z tego ogrodu, dlatego schowała włosy pod czepek i zabrała się do pracy.

Saga Rodu DarkSłużącaCzęść PierwszaWhere stories live. Discover now