Rozdział 20

752 35 0
                                    

Nie potrafiła się skupić na tym co mówił bo serce zwariowało, nie rozumiała wtedy jeszcze co takiego się z nią dzieje. Pierwszą myślą była choroba, możliwe że po części Cecylia miała rację. Zakochanie było chorobą serca, odbierało zdrowy rozsądek, nie pozwalało jasno myśleć i pchało człowieka na nieznane wody bez wcześniejszych wskazówek dokąd się udać by dostać do celu.

Tego Cecylia sama musiała się dowiedzieć.

Podróż trwała dłużej niż myślała, do Falh dotarli gdy słońce znajdowało się w zenicie, dzień był zaskakująco ciepły w porównaniu do chłodnego poranka. Przy bramie przywitała ich cała świta żołnierzy. Kaiser zatrzymał wierzchowca, zeskoczyła na ziemię, a Cecylii kazał czekać.

Wrócił po dłuższej chwili, złapał cugle i ruszył w stronę bramy, którą otwierali dla nich żołnierze. Skinął głową w ich kierunku i weszli do wioski. Była nieco podobna do Render, chociaż bardziej zadbana, ludzie krzątali się po ulicach, nawoływali do swoich kramów i oferowali swoje towary.

Wróciły do niej wspomnienia dawnego życia, gdy przechadzała się ze swoją służbą po targach tkanin i eleganckich strojów. Próbowała różnych rzeczy z innych krajów, ojciec często podróżował więc mogli sobie pozwalać na niespotykane tu specjały.

- Co tu robimy?- spytała rozglądając się nerwowo widząc jak ludzie z wioski patrzą w ich stronę, podsunęła się jeszcze bliżej swojego towarzysza.

Zostawili konia w stajni i ruszyli dalej sami. Kaiser Dark prowadził ją bocznymi uliczkami, widać było że dokładnie wie dokąd zmierza, więc musiał tu bywać. Zapukał do drzwi ostatnie chaty uliczki, w której byli. Nerwowo spoglądał czy ktoś na nich nie patrzy, w końcu drzwi się otworzyły i mogli wejść do środka.

- Kaiser? Ty stary łotrze! Co tu robisz?! - roześmiał się mężczyzna mniej więcej w wieku Kaisera, przystojny blondyn o wesołych jasnych oczach, miał tak szeroki uśmiech, że zajmował niemal całą twarz, ale było w nim coś co mówiło jej, że jest dobrym człowiekiem - Nie było cię od...

- Wystarczy Roha. - zagrzmiał zirytowany mężczyzna, bez zaproszenia rozsiadł się na ławie przy ciosanym z wielkiego bala stole. 

- Oh! - wykrzyknął gospodarz zwracając uwagę na towarzyszkę swojego przyjaciela - A kimże jest ta cudowna anielska istota? - doskoczył do niej całując dłoń, Cecylia cofnęła się przestraszona - Jestem Roha, a ty moja pani?

- To moja służka, Cecylia. Możesz przestać robić z siebie durnia. - zdjął futro, które opadło na podłogę - Daj nam wina i siadaj!

Gospodarz posłusznie posłusznie zrobił co mu rozkazano, Kaiser od razu opróżnił swój kielich i kazał nalać sobie więcej. Cecylia usiadła przy generale i patrzyła to na jednego to na drugiego, czasami oglądając się by obejrzeć chatę. Składała się jedynie z jednej dużej izby, w której postawiono stół i ławy do siedzenia, spore łoże ze słomy i palenisko. Tak niewiele potrzebował mężczyzna do życia.

- Skup się Roha. - Kaiser spoważniał i spojrzał mu w oczy - Muszę się dowiedzieć czegoś o o psach króla.

- Co? Po co ci kurwa ta wiedza?! - krzyczał mimo zniżenia głosu do szeptu, rozglądał się nerwowo wokół siebie jakby ze ścian miały wyjść osoby które tylko czekają na jego potknięcie - Przecież wiesz, że nie mogę tam już bywać!

- Ja tym bardziej. - westchnął - Posłuchaj... Mogę nadal ci ufać?

Długo patrzyli sobie w oczy szukając zapewnienia o swojej lojalności.

- Możesz. - Roha westchnął ciężko jakby to zapewnienie kosztowało go wiele wysiłku - Zginę za ciebie jeśli będę musiał, Kaiser. 

Cecylia była pod wrażeniem, że jest ktoś komu pozwala mówić do siebie po imieniu. Obaj wypili po kolejnym kielichu trunku.

Saga Rodu DarkSłużącaCzęść PierwszaWhere stories live. Discover now