Rozdział 14. Isabella

705 99 10
                                    

Weteranów wojennych przecież było dużo w całych Stanach Zjednoczonych, rozesłanych po całym kraju. Musiałam tylko dobrze poszukać, zadzwonić do różnych instytucji charytatywnych, stowarzyszeń. Byłam dziennikarką do cholery jasnej to była dla mnie bułka z masłem. Jednak podczas, gdy siedziałam w domu z gorączką nie mogłam się skupić, nawet José siedział obok mnie na kanapie i mi pomagał. W momencie, w którym udawało mi się znaleźć numer uprzejma pani informowała mnie, że czasu zostało zbyt mało albo nikt nie jest chętny na wywiady przed kamerami. Dlatego, gdy skreśliłam połowę numerów na naszej liście, złożonej z dwóch sił rozłożyłam się na kanapie, jakbym conajmniej przebyła triathlon. Mieliśmy po prostu pecha.

– Znalazłem grupkę na Facebooku i napisałem post, może ktoś się odezwie – powiedział przyjaciel w momencie, w którym zauważył moją zrezygnowaną minę.

– Czemu nikt nie chce podzielić się swoją wiedzą. Przecież są do cholery bohaterami – odpowiedziałam.

– Są, ale to też wiąże się z tym, że wracają do wspomnień, które pewnie nie są przyjemne – miał rację, jednak naprawdę potrzebowałam tego wywiadu. Wiedziałam, że to ludzie honorowi, dumni i odważni.

– Mogę polecieć nawet na Alaskę – odparłam zmęczona.

– Odpocznij sobie, poszukamy jeszcze później – mówił z sensem. Teraz, gdy źle się czułam trudno było mi się skupić na zadaniu. Zrobiłam wcześniej pracę, którą musiałam zrobić, więc mogłam przez jakiś czas postarać się zrobić wszystko, by poczuć się lepiej.

Chwyciłam kubek ze swoją czarną herbatą z pomarańczą i dwoma goździkami i zniknęłam za drzwiami sypialni. Dopiłam herbatę do końca, ustawiłam budzik i położyłam się spać.

                               ***

Po tym jak wstałam i udało mi się zbić gorączkę, dzwoniłam dalej. Nawet wstępnie udało mi się umówić na spotkanie, ale nic jeszcze nie było pewne. Jednak to zasadziło we mnie ziarenko nadziei, że nie będę musiała dzwonić do Melanii.

– Chociaż tyle – odparłam, odbierając od José pełen talerz pancakes'ów z owocami i syropem klonowym.

– Na to jak długo szukaliśmy, to naprawdę duże osiągnięcie – zaśmiał się.

– Oby nam się nie wywinął. Będę musiała zadzwonić do szefowej i jechać do naszego studia, by jakoś je ozdobić i przygotować – pokiwał głową.

– Masz już przebranie? – w pewnym momencie nie wiedziałam o co mu chodziło. Jednak w tym momencie prawie strzeliłam sobie w kolano. Impreza Halloween u Emily, siostry Tracy. Całkowicie wypadło mi to z głowy, a to już za kilka dni.

– Totalnie zapomniałam. Będę musiała w weekend czegoś poszukać.

– Tracy powiedziała, że możemy kogoś wziąć. Im więcej ludzi tym lepiej czy coś takiego – imprezy u Emily na dachu zawsze były pełne ludzi. Niesamowity wystrój, kolorowe drinki, DJ. Jednak to miało swoje plusy i minusy, Emily była znana w Nowym Jorku, była modelką i to nie byle jaką, bo chodziła na eventy ze znanymi aktorami, piosenkarzami, sportowcami i ludźmi biznesu.

– Ciekawe kogo według niej mamy wziąć. To wciąż środek tygodnia, ludzie pracują i mają swoje obowiązki – odparłam cicho.

– Pojedź ze mną kupić jutro jakieś ozdoby. Muszę kupić szkielet na drzwi, jakąś dynie na okno i coś jeszcze.

– Nie ma problemu, a kiedy widzimy się z Tracy? – zapytał.

– Ostatnio ciągle ma nocki, a w dzień odsypia. Ciężko ją złapać – powiedziałam szczerze. Nie miałam jej tego za złe, zbierała na samochód. Było mi smutno, ale nie miałam jej tego za złe. Byłyśmy dorosłe, każda już miała swoje życie.

– To chyba na imprezie – stwierdził, a ja kiwnęłam głową.

Następny dzień

Z samego rana miałam ochotę się rozpłakać. Nic nie szło po mojej myśli. Znowu miałam gorączkę, czułam się do dupy. Chociaż siedziałam w domu to dalej uparłam się, że będę pracować. José pojechał załatwiać jakieś sprawy, więc mieszkanie miałam dla siebie. W momencie, gdy robiłam sobie owsiankę zazdzwonił do mnie numer z jednego ze stowarzyszeń, do którego należał starszy mężczyna, z którym miałam przeprowadzić wywiad.

– Dzień dobry, z tej strony Clara Johansson. Dzwoniła do nas pani w sprawie wywiadu.

– Tak, to ja. Coś się stało?

– Niestety, Pan Oliver, z którym miała przeprowadzić pani wywiad trafił w nocy do szpitala, dostał zawału. Sama pani rozumie – wiedziałam co chciała mi przekazać. Prostymi słowami byłam w dupie. Wywiad chuj strzelił.

– Rozumiem, proszę przekazać ode mnie, że życzę mu zdrowia – odpowiedziałam zrezygnowana.

– Na pewno przekażę. Postaram się rozeznać czy ktoś inny chciałby udzielić pani wywiadu, ale dużo osób jeździ wtedy do rodzin – wiedziałam co chciała mi przekazać między wierszami.

– Dobrze, dziękuje bardzo – odparłam i rozłączyłam się. W akcie desperacji napchałam do buzi garść mandarynek.

– Jak zwykle, Isa jak zwykle – powiedziałam do siebie.

Nie chciałam się do tego posuwać, ale byłam zmuszona zadzwonić do Melanii. Wybrałam jej numer i do końca łudziłam się, że nie odbierze, ale ku mojemu niezadowoleniu odebrała w ostatnim momencie.

– Cześć, co tam? – rzuciła luźno.

– Dzwonie z taką sprawą. Wiesz, że zaraz będzie Dzień Weterana i potrzebuje małej przysługi.

– Wal śmiało, mam akurat przerwę pomiędzy lekcjami – słyszałam w tle śmiechy dzieci.

– Colin był w Afganistanie, prawda?

– A no prawda.

– Potrzebuje weterana, z którym będę mogła przeprowadzić wywiad. Oczywiście koszty biletów, hotelu pokryje nasza gazeta.

– Colin pewnie z przyjemnością udzieliłby ci wywiadu, ale od kilku dni jest na poligonie. Nie zdąży na czas – moja nadzieja zgasła tak szybko jak urosła.

– No dobra, trudno – właśnie straciłam szansę premii i zyskania w oczach szefowej.

– Wiesz co, ale porozmawiam z Ianem. Z przyjemnością zostanę z małą, a jemu przyda się oderwanie od rzeczywistości – nie, nie, nie.
Nie pomagasz, Melania.

– On pewnie nie będzie miał czasu. Poza tym chyba za mną nie przepada – powiedziałam szczerze.

– Za dużo analizujesz, Isa. Dobrze wiemy, że przyda ci się ten wywiad, nowa praca, szefowa – miała cholerną rację, ale czy było to warte, by widzieć pogardę w jego oczach?

– No nie wiem – powiedziałam niepewnie.

– Daj mu szansę, to tylko wywiad.

– Dobrze, porozmawiaj z nim, jeśli się zgodzi to osobiście do niego zadzwonię i wszystko omówię – miałam wrażenie, że usłyszałam po drugiej stronie pisk pełen podekscytowania.

– Napiszę do ciebie, ma do nas przyjechać, bo coś zepsuło mi się w aucie i ma zobaczyć czy to coś poważnego czy da radę sam to naprawić – z jednej strony byłam jej wdzięczna, a z drugiej nie miała ochoty go widzieć kolejny raz.

Aczkolwiek doskonale wiedziałam, że będę musiała traktować go po prostu profesjonalnie, jakbym widziała go pierwszy raz w życiu. Muszę puścić w niepamięć to, jak na mnie patrzył, gdy przyjechałam pilnować jego córki. Nie wziął pod uwagę tego, że byłam tam jedynie w dobrych zamiarach, i że to jemu uciekły konie. Jednak ten wywiad bardzo dużo mi ułatwi, więc byłobym mu wdzięczna, gdyby się zgodził.

___________________________________

Oni sami w Nowym Jorku? To może skończyć się katastrofą, jeśli tylko Ian się zgodzi.  🙈

Army love Donde viven las historias. Descúbrelo ahora