ROZDZIAŁ 1

279 15 10
                                    


CHUUYA

Usłyszałem ciche pukanie w drzwi swojego mieszkania. Myśląc, że to ktoś z Young Bloods, zignorowałem pukanie, bo oni zawsze wchodzili jak do siebie, lub pukali by zrobić mi na złość. Dalej leżałem czytając sobie książkę, jednak gdy pukanie nie ustępowało odetchnąłem cicho i poszedłem je otworzyć. Kiedy nacisnąłem klamkę, do przedpokoju wparował Dazai.

— Chuuya,  już dłużej tam nie wytrzymam, jeszcze zaczyna się wiosna i zaczyna się tam robić gorąco jak w piekle! — zaczął marudzić na swoje miejsce zamieszkania, tym samym wchodząc do mojego salonu.

— I dlaczego przychodzisz z tym akurat do mnie? Jakbyś poszedł do Moriego to może by ci załatwił coś lepszego niż twój zasrany kontener pośrodku śmietniska.

— Nie chce od niego żadnych podarunków, tym bardziej nie chciałbym żeby załatwiał mi mieszkanie — powiedział przeciągle uwieszając mi się na szyi. Po chwili jego twarz pokazała zadowolony wyraz — Mam pomysł!

— Ehh, jaki znów świetny plan wymyśliłeś?

— Zamieszkałbym z tobą! Masz tak duże mieszkanie, że wystarczy jeszcze trochę miejsca dla takiego skromnego człowieka jak ja.

Ta, daleko mu brakuje do tej skromności — pomyślałem i parsknąłem pod nosem

— Poprzewracało ci się już w głowie, jeśli myślisz, że pozwolę ci tu zamieszkać.

— Czyli nie dajesz mi wyboru ha? Chyba jednak powinienem pójść zgłosić naszemu szefowi, że zdradzasz Portową Mafię~ — jego słowa nje były prawdą lecz każdy wiedział, że Mori uwierzyłby w każde jego słowo, nawet jakby opowiedział mu najmnien prawdopodobną historię.

— Dobra — westchnąłem - ale nawet nie myśl o spaniu w moim pokoju.

— Oh Chu Chu robi się zły~? — zaśmiał się — Jeśli już zgodziłeś się na moją wprowadzkę, to pomóż mi przynieść moje rzeczu, wszysgkie kartony już czekają na dole

— Jakie kartony? - zapytałem wkurzony.

***

Kiedy skończyłem z brunetem przynosić wszygskie pudla do przedpokoju, co zajelo4 nam o dziwo krócej niż na początku zakładałem. Nie mając nic lepszego do roboty, zacząłem wypełniać papiery z ostatniej misji. Dazai w tym czasie leżał na kanapie grając na swojej przenośnej konsoli.

Jak skończyłem wypełniać raport, zaniosłem go do jednego z ludzi Moriego, który przystanął autem przed blokiem, w którym mieszkałem. Podałem mu plik kartek, a ten gdy je zabrał od razu zaczął pędzić do budynku mafii.

Otworzyłem drzwi do mojego mieszkania a do moich uszu dotarła piosenka śpiewana przez bruneta. Nie miał nawet tak złego słuchu muzycznego jak myślałem. Szybko namierzyłem skąd dochodzi cichy śpiew. Udałem się w stronę kuchni i zajrzałem do środka. Dazai z słuchawkami na uszach wsypywał coś do dwóch szklanek. Usiadłem na krześle, a ten nawet mnie nie zauważył. Z ciekawości zacząłem przysłuchiwać się tekstowi.

— "I could dissapear, if this is what makes me feel so real..." — śpiewał zalewając kubki do pełna przegotowaną wodą.

W tej chwili odwrócił się w moja strone. Wtem rzucił się na mnie, a jego słuchawki obiły się z lekkim hukiem o ziemie.

— Chuuya! Dobrze ze wróciłeś, zrobiłem nam kawe — faktycznie jak teraz na to spojrzeć, wsypywał tam kawę.

— Dziękuję, ale na mnie będzie musiała trochę poczekać. Muszę iść do sklepu, nie chcesz pójść ze mną? - tak na prawdę to wiedziałem, że Dazai nie lubi chodzić na zakupy, lecz i tak z pewnego powodu chciałem mu to zaproponować.

— Nie, ale mógłbyś kupić mi kilka opakowań bandaży? Wiesz, że aktualnie jestem spłukany, nawet na to nie mam pieniędzy, a te już powoli potrzebują wymiany — zrobił do tego udawaną smutną minę.

— Eh ale to jest ostatni raz. Zacznij oszczędzać, a nie rzucasz na lewo i prawo lub choć przyłóż sie trochę do pracy i zacznij chodzić na większą ilość misji czy coś w tym stylu! — warknąłem.

— Tak sie robi szefie! — powiedział jednocześnie napinajac miesnie, przykładając dwa palce do czoła, jak w wojsku — Twoje słowo jest dla mnie rozkazem.

Szczerze ten gest mnie rozbawil.

*po kiepskiej ale korekcie


「 Partners in crime 」15! SoukokuWhere stories live. Discover now