Rozdział 17

359 11 40
                                    


Całowaliśmy się dopóki nie zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się od siebie, aby odetchnąć. Wziąłem głęboki wdech i wydech.

-Wow. To było niesamowite!- pisnęła podekscytowana Aurora.
-Ja... Przepraszam... Nie powinienem był...
-Spokojnie. Chciałam tego odkąd cię zobaczyłam. Wiem, że tego potrzebujesz. Zrób to jeszcze raz...

Przytuliła mnie, a następnie spojrzała głęboko w mojego oczy. Czułem, że jej wzrok przeszywa mnie od środka. Tak jakby chciała zajrzeć do mojej duszy.

Znowu wpiliśmy się w swoje usta. Jej usta smakowały jak... Wiśnia... Nagle usłyszałem jak drzwi balkonowe od lewej strony się otwierają. Tony...

Oderwaliśmy się od siebie. Spowrotem zapaliliśmy papierosa i udaliśmy, że gadamy o szkole.
Rzuciłem szybkie "Cześć" do Tonego i wróciliśmy do pokoju.

Ostrożnie zamknąłem drzwi od balkonu.
-Ja może już pójdę... Hailie czeka.
-Spoko...

Aurora ruszyła do wyjścia.
-Czekaj!
-Tak?
-Będziesz dzisiaj na polanie?
-Pewnie.
-Odprowadzę cię do biblioteki.

Ruszyłem w jej stronę i otworzyłem drzwi przepuszczając ją pierwszą. Wyszliśmy z pokoju, a ja przymknąłem drzwi.

Ruszyliśmy w stronę bilbioteki. Uchyliłem ogromne drewniane drzwi. Weszliśmy do środka.
-Zwracam koleżankę Hailie. Siemka!
-Okej. No paa!
-Widzimy się niedługo.- szepnąłem do Aurory.

Wyszedłem powolnym krokiem z biblioteki i ostrożnie zamknąłem drzwi. Zszedłem po schodach i skierowałem swoje kroki w stronę kuchni.

Byłem niemiłosiernie głodny! Od miesiąca nie miałem chcęci nawet do picia wody, a co dopiero do jedzenia!
Otworzyłem ostrożnie lodówkę.

Wyjąłem z niej jabłko i schowałem do dużej kieszeni bluzy. Poszedłem do salonu. Wyjąłem jabłko z kieszeni i ugryzłem kęs.

Na nieszczęście na mojej drodze oczywiście się na kogoś natknąłem! Dlaczego?! I dlaczego to był akurat Dylan?! No nie!

Jabłko wyślizgnęło mi się z rąk po zetknięciu z umięśnionym ciałem mojego o rok strasznego brata.

Popatrzył na mnie z góry. Uśmiechnął się szyderczo.
-No nareszcie postanowiłeś wziąć coś do ust. Czyżbyś zgłodniał braciszku?
-Nie... J-ja... Przestań!
-No tak. Hah. Wiedziałem, że w końcu ulegniesz głodu hihi.
-Nie! Przestań! To nie tak!

Po chwili czułem pieczenie na policzku. Mój brat. Mój własny brat znów mnie uderzył. Za co?! Ja myślałem, że to Tony ma problemy z agresją! Najwidoczniej się myliłem.

-Vincent! Shane podnosi na mnie głos!- krzyknął Dylan. Krzyk rozniósł się po całej rezydencji.

Chwilę później na schodach pojawiło się całe rodzeństwo oprócz Hailie. Ona została z Aurorą w bibliotece.

Moja twarz była cała czerwona! Od jednego uderzenia!
-Shane, co się stało? Czemu podnosisz głos na brata.

Zanim zdążyłem coś powiedzieć uprzedził mnie Dylan:
-Ja do niego normalnie, a on wrzeszczy!

Usiadłem pod ścianą. Skuliłem nogi. Oparłem czoło o kolana i rozpłakałem się. Krwawe łzy zaplamiły może szare dresy.

Tony podszedł do mnie i kucnął obok.
-Hej, nie płacz...
Dotknął mojego ramienia, a ja się wzdrygnąłem na sam dotyk. Jego ręka była ciepła. Moje ramię przeszywał chłód.

-Dylan, nie ciebie pytałem. Oczekuje odpowiedzi od Shane'a.
Dylan przewrócił oczami. Vincent zmierzył go zimnym spojrzeniem.

Oparłem głowę o ścianę i wytarłem policzki, które były zakrwawione od łez. Vincent popatrzył na mnie ze współczuciem.
-Śmiał się ze mnie...

Dylan parsknął.
-Spokojnie dziadku biblioteka mnie ominie.
-Za to ty nie ominiesz drzwi do niej.

Will podszedł i mnie przytulił.
-Dobrze, Shane. Coś jeszcze?
-Uderzył mnie...
-Co?!

-Kapuś.- mruknął Dylan.
Mój najstarszy brat podszedł do niego.
-Jeszcze raz usłyszę o takim zachowaniu, a zero kobiet przez miesiąc! - uniósł się Vincent.

Uśmiechnąłem się porozumiewawczo do mojego brata.

---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje kolejny rozdział! Już mieglu następny! Miłego czytania! Mam nadzieję, że się podoba! Wszelkie propozycje, bądź pomysły proszę zgłaszać w komentarzach. Wezmę pod uwagę. Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(540 słów ♥️)

Shane Monet. W potrzasku duszy (1)Where stories live. Discover now