Rozdział 20

354 12 58
                                    


Pierwsze ruszyły sportowe auta. Ja za nimi. Pędziłem. Bez kasku. Bez żadnego bezpieczeństwa, a co najlepsze... Bez bólu...

Już wiedziałem, że jak teraz ulegnę wypadkowi to nie przeżyje. Bardzo chciałem tak zrobić, ale... Nie chciałem ich zostawiać.

Dotarliśmy do szpitala. Zaparkowałem z piskiem opon. Uśmiechałem się jak pojebany. Zsiadłem z motocyklu, ale zakręciło mi się w głowie, więc upadłem.

Podbiegł do mnie Vincent. Wziął mnie na ręce i niósł mnie na salę! Tego nigdy bym się nie spodziewał po najstarszym bracie! A jednak!

Doszliśmy do pomieszczenia. Położył mnie na łóżku i zawołał lekarza. Nic więcej nie pamiętałem, bo zemdlałem...

Obudziłem się na łóżku otoczony rodzeństwem. Obok mnie siedziała Aurora. Z drugiej strony łóżka czatował Tony. Nad nim stał Will, a Hailie była uczepiona jego ramienia. Vincent i Dylan stali naprzeciw łóżka.

Widziałem ten błysk w pięknych brązowych oczach, które się we mnie wpatrywały. Przytuliłem Aurorę. Ona natychmiast to odwzajemniła.

Porozmawiałem z rodzeństwem i poprosiłem o powrót do domu.
-Shane... Wolałbym, abyś odpoczywał w szpitalu.- powiedział zaniepokojony Vincent.
-Błagam... - szepnąłem błagalnie.
-No... Dobrze idę po wypis.

I wyszedł. Ja wstałem z łóżka i zgarnąłem mój telefon z szafki.
Po chwili wrócił Vincent. Trzymał w rękach dokument z wypisem.

-Vincent, Aurora może zostać u nas na noc? Proszę!- pisnęła błagalnie Hailie.
Jak się obudziłem była 12.00.
-W porządku. Ja się zgadzam. Proszę tylko o zgodę jej rodziców.
-Hej rodzice się zgadzają.
-Dobrze. Zapraszam do samochodów.

-Wracamy razem motocyklem?- szepnąłem do mojego bliźniaka.
-Jasne. - oboje uśmiechnęliśmy się szyderczo.

Wszyscy wyszliśmy ze szpitala. Pierwsze ruszyły auta. Ja zasiadłem z przodu maszyny nie nakładając kasku. Tony założył go jednak i usiadł za mną obejmując mocno rękami moją talię.

I ruszyliśmy. Pędziliśmy. Znów czułem przyjemny i upragniony wiatr we włosach. Jechaliśmy śmiejąc się do siebie i uśmiechając.

Dojechaliśmy i zaparkowałem w garażu. Bez słowa zsiedliśmy z motocykla i weszliśmy do rezydencji. Aurora i Hailie pobiegły na górę. Ja rzuciłem się na kanapę czując zwykłą niechęć do życia.

Zacząłem płakać. Japierdole kiedy te krwawe łzy się skończą?! Ale w sumie. Pasowało mi to. O wiele bardziej cierpiałem za to, że się w ogóle urodziłem.

Tony siadł obok mnie i otarł moje łzy. Uśmiechnąłem się. Oboje ruszyliśmy na górę do biblioteki. Rozumieliśmy się bez słów. Zamknęliśmy za sobą drzwi.

Podeszłem do tajnych drzwi. Otworzyłem je za pomocą kodu. Wyjąłem gitary. Tonemu dałem jego, a na sam zasiadłem w fotelu i zacząłem stroić swoją.

Zaczęliśmy grać. Ta sama melodia. Ja śpiewałem. Wiedział, że kochałem śpiewać. Wiedział też co chce zaśpiewać i jak się czuje. Ta piosenka mnie opisuje.

-Za dużo wiem o życiu a za mało żeby umrzeć
Ale w sumie to tak kusi że chciałbym przebywać w trumnie
Nie mówię nic szczególnego bo nikt mnie już nie rozumie
Wyjebało mnie z emocji chociaż kurwa szczerze to lubię to tak w kurwę
Wyjebane w twych idoli bo ćpają za twoje łezki umarli mi już znajomi ja będę kurwa następny
Nie wiem w jakim świecie jestem jeśli mam być zawsze szczery
To wcale nie jestem chory to są tylko moje błędy
50 złoty śle siostrze mam nadzieję że się nie zaćpa
Jeśli kurwa to kiedyś zrobi nie zobaczysz mnie za dnia
Moje życie to jebany żart zapomniałem się zaśmiać w mojej głowie są potwory tylko z nimi mogę płakać
Miałem zasnąć o północy dochodzi powoli czwarta psycha tak bardzo mnie boli bardziej niż rana otwarta
Wiesz że ludzie są zjebani poznaj ludzi z mego miasta
Budzę się rano zdrętwiały a przecież mieli pomagać
Śnią mi się koszmary jak ich nie ma kurwa nikt jestem dawno już za słaby nie mam serio żadnych sił
Nie pytają już co u mnie przecież u mnie wszystko git
Mam jebane traumy przez które boje się tutaj żyć
Ryczę do takiego stopnia że zaczynam kurwa wyć demony mnie pozjadały biorą resztkę mojej krwi
Kiedy kurwa mam umierać jeżeli jeszcze nie dziś
Kto w ciebie uwierzy jak nie ja no proszę powiedz mi
Zjebałem życie konkretnie no i do siebie mam pretensję
Jestem bardzo wielkim śmieciem i ponoszę konsekwencję
Jeśli spytasz mnie o karmę powiem że wróci do suki każdej która Cię zraniła tylko zaufać mi musisz
Skoro zawsze czerpie lekcje nawet jeśli to jest bezsens to nigdy nie będzie śmiesznie i musisz mnie tu zrozumieć zła energia zawsze przełoży się na twój każdy uśmiech
I wyciągnę Cię na suchy ląd nie ważne w jakim będziesz kurwa gównie.- zaśpiewałem cała piosenkę takim głosem, że aż Tony się wzruszył.

-Obiecujesz, że nowy dzień będzie lepszy, gdy stopnieje śnieg pozbędę się depresji, czekam znów na te wieczory głupi wspólny Netflix pragnę chwili kiedy byliśmy ciągle najlepsi.- zakończyłem swoją chwilę chwały.

Przytuliłem mojego Tonego ...

---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje kolejny rozdział! Pojawia się on jednak wcześniej niż północ! Myślę, że zdążę zrobić jeszcze jeden! Pozdrowionka! Miłego dnia/ nocy!💸💋

(765 słów ♥️)

Shane Monet. W potrzasku duszy (1)Where stories live. Discover now