♔ 28

412 40 15
                                    

Czekałem na reakcję Yushenga, czując szybkie bicie serca. Uśmiechnął się, a jego oczy rozbłysły niczym gwiazdy na niebie, gdy w końcu przysunął się do mnie i złożył na moim czole czuły pocałunek.

– To jest najbardziej krucha i niepewna rzecz na świcie – ostrzegłem go. – Dzisiejszy dzień i twoje obietnice, które mam nadzieję, że dotrzymasz, dają mi nadzieję.

– Ty jesteś moją nadzieją i szczęściem – odszepnął, przenosząc wargi z mojego czoła na usta, by złączyć nas w delikatnym, subtelnym pocałunku. – Chciałbym, by ten dzień nigdy się nie kończył.

Odwzajemniłem jego uśmiech, jakbym w ten sposób chciał potwierdzić, iż szczęśliwy kolor mojego wisiorka nie jest zwykłym kłamstwem, mającym na celu manipulację królem. Pozwoliłem jego dłoniom chwycić moją twarz, by kontynuować wymianę pocałunków. Sam byłem zaskoczony, jak bardzo do nich przywykłem i jak naturalne stało się dla mnie całowanie Yushenga.

Kiedyś pragnąłem jak najszybciej przerwać te barbarzyńskie czyny i z obrzydzeniem wytrzeć usta. Teraz głęboko w sercu marzyłem, aby nasze wargi się nie rozdzielały. Miłość do tego człowieka rozpływała się po moim ciele, niczym trucizna wtoczona do żył, której zasięg zwiększał się z każdym uderzeniem serca. Wszystko stawało się takie lekkie i ciepłe, gdy jego dłonie dotykały mojego ciała. Mógłbym zapomnieć o wszystkim, co rzucało cień na nasze szczęście i po prostu kochać go całym sobą, tak samo, jak na łące w moim śnie.

Osunęliśmy się od siebie, dopiero gdy naszych uszu dobiegły czyjeś kroki. Lekko zawstydzony myślą, iż ktoś widział mnie w intymnej sytuacji z mężem, odwróciłem się delikatnie, zerkając przez ramię na stojącego w drzwiach na taras Syinga. Skłonił się nam nisko.

– Panie, czy zabrać już kolację i przynieść deser? – zapytał, nie prostując się.

– Tak – odpowiedział mu Yusheng. – Później niech już nikt tutaj nie wchodzi. Resztę służba ma sprzątnąć dopiero rankiem.

– Oczywiście, Wasza Wysokość – przytaknął i wycofał się w głąb komnaty.

Gdy z powrotem zostaliśmy sami, Yusheng zsunął dłonie z mojej twarzy prosto na szyję, by następnie chwycić w palce wisiorek i przyjrzeć się błyszczącym, jasnym diamentom. Uśmiechał się z najprawdziwszą delikatnością i czułością, kiedy uniósł spojrzenie i ponownie nawiązał ze mną kontakt wzrokowy.

– Czuję się jak w najpiękniejszym śnie, Lan – szepnął tak cichutko, jakby bał się, że zbyt głośne słowa mogłyby obudzić go z tego snu. – Tak bardzo cię kocham, że moje serce rozpada się na miliony kawałeczków, gdy widzę smutek na twojej twarzy. Jedno nieprzyjazne słowo, które pada z twoich pięknych ust, może mnie zranić bardziej, niż najostrzejszy miecz. Nie śmiem marzyć, byś kiedyś i ty mnie pokochał, ale czasami, w tych chwilach, gdy jestem zupełnie sam, wyobrażam sobie, jak piękny byłby najszczerszy uśmiech na twojej twarzy.

Chciałem mu odpowiedzieć, lacz nie byłem w stanie wykrztusić z siebie chociażby jednego słowa. Zresztą i tak nie wiedziałem, co miałbym mu powiedzieć. W moich oczach zebrały się łzy. Jednak nie były one łzami smutku lub szczęścia. Więc czym one były? Czy to możliwe, że wzruszyłem się tym wyznaniem? Raptem wczoraj wziąłem ślub z mężczyzną, który mnie kochał i którego kochałem ja, niemniej jednak nigdy nie mogłem mu o tym powiedzieć.

Yusheng odsunął się ode mnie, gdy na taras w całkowitym milczeniu weszło pięć służących. Dwie z nich niosły tace pełne słodkości, jedna donosiła wodę oraz alkohol, a pozostałe zaczęły zbierać na puste tace nasze miseczki po kolacji. Uprzątnęły wszystko sprawnie i odeszły, kłaniając się nisko. Kiedy w końcu znowu zostaliśmy sami, Yusheng chwycił moją dłoń, prowadząc do poduszek przy stoliku, które teraz zostały zsunięte w jedno miejsce, byśmy mogli usiąść przy sobie. Bez słowa opadłem nieopodal niego, próbując znaleźć sobie jakieś wygodne miejsce, co było dość trudne po męczącym dniu.

BLACK JADEWhere stories live. Discover now