Bunt.

51 6 0
                                    


    W biurze gubernatora koloni Endlar Pięć wyczuć można było wyjątkowe napięcie. Atmosfera we wnętrzu pomieszczenia była tak gęsta, iż dałoby się ją pokroić nożem.
   Gubernator Patrick Samson wyglądał jakby był poważnie chory. Jego przykurczona sylwetka wydawała się znikać w należącym do niego wielkim, skórzanym fotelu. Bladą twarz urzędnika wykrzywiał grymas zmartwienia, a puste spojrzenie jego brązowych oczu wlepiono było w pustą szklankę, stojącą na znajdującym się przed nim masywnym blacie.
   - Rozumiem, że na razie negocjacje nie przyniosły żadnych rezultatów? - zapytał oparty o ścianę mężczyzna odziany w mundur sił kolonijnych.
   Anna Bancroft, młoda specjalistka od spraw cywilnych, zmierzyła uważnie swym wzrokiem rosłą postać majora Trevora.
   - Musimy dojść do jakiegoś kompromisu, a to zazwyczaj wymaga więcej niż jednego spotkania - oznajmiła ze spokojem.
   - Ile? - zapytał milczący od jakiegoś czasu gubernator.
  Anna zamyśliła się chwilowo, zdziwiona niespodziewanym pytaniem Patricka. Sytuacja naprawdę była nieciekawa i kobieta rozumiała, że Samson, jak i cały jego urząd, potrzebował szybkiego i pewnego rozwiązania. Musiała dobrze przemyśleć każde słowo jakie zamierzała wypowiedzieć, w czym jednak nie pomagało nachalne spojrzenie jakie bezustannie wlepiał w nią major. Zupełnie jakby chciał nim przekazać: ''A nie mówiłem?''
   - Robimy wszystko co w naszej mocy - stwierdziła starając się zabrzmieć na pewną siebie. - Jak tylko zakończy się to spotkanie, postaram się ponownie skontaktować z przywódcą protestujących.
   - To nie ma sensu! - skwitował ostro jej wypowiedź wojskowy. - Gubernatorze, proszę o pozwolenie na użycie siły wobec tych buntowników i sabotażystów!
   Niedobrze, pomyślała Anna, gubernator jest na skraju załamania. Jeszcze chwila i przeleje się całe morze krwi. Wiedziała, że nie może na to przyzwolić.
   - To do niczego dobrego nie doprowadzi! - zdenerwowała się specjalistka. - Takie działania jedynie zaognią konflikt! Wciąż nalegam na rozwiązanie dyplomatyczne.
   Patrick zamrugał i oderwał swój wzrok od kryształowej szklanicy. Popatrzył po dwójce swoich doradców, jakby zastanawiając się kogo miał posłuchać, po czym westchnął głęboko i przeciągnął dłońmi po swej spoconej twarzy. Wydawał się w tym momencie starszy o co najmniej dziesięć lat.
   - Kierownictwo żąda natychmiastowego wznowienia transportów, jeśli nie rozkręcimy produkcji polecą głowy. Moja, wasza, nas wszystkich - oświadczył słabym głosem. - Jakie są żądania strajkujących? - zapytał po chwili.
   Kobieta przełknęła głośno ślinę, a Trevor na widok jej zdenerwowania uśmiechnął się szyderczo pod nosem. Pieprzony sadysta, uznała. Postulaty pracowników zakładu obróbki metali były niemożliwe do spełnienia, co tylko zachęci gubernatora do zastosowania siły.
    - Chcą skrócenia dnia pracy z dwunastu do ośmiu godzin na dobę, a przez to dołożenie trzeciej zmiany na fabryce. Twierdzą, że pracują do ponad pół ziemskiego roku w trybie awaryjnym, który został zapowiedziany jedynie na dwa miesiące. Oprócz tego żądają podwyżki płacy o dwadzieścia procent, a także nowych, bezpieczniejszych modeli maszyn produkcyjnych - wyjaśniła jednym tchem.
   - To absurd! - odparł zezłoszczony Patrick. - Skąd niby wytrzasnę dwa tysiące dodatkowych pracowników? Owszem, został wprowadzony specjalny tryb produkcji, ale to z powodu narzuconych nam niemożliwych do spełnienia norm przez kierownictwo. Nowe maszyny? Jak mam wydzielić na to kredyty, jeśli produkcja stoi?
   - Przetransportowanie na Endlar Pięć takiej ilości ludzi, która pozwoliłaby wprowadzić trzecią zmianę, zajmie kilka ziemskich miesięcy - oznajmił major krzyżując swe ręce na piersi. - Nie mamy nawet gdzie ich pomieścić!
   - Może gdybyśmy ograniczyli ich godziny pracy do dziesięciu? - zaproponowała Anna, mimo tego, że wiedziała jaka będzie odpowiedź.
   Gubernator spojrzał się na nią w taki sposób jakby zobaczył przed sobą co najmniej jakiegoś kosmitę.
   - Wykluczone! - odpowiedział masując palcami swe obolałe skronie. - Przez ten cholerny zastój mamy ogromne zaległości! Nie odrobimy ich nigdy jeśli transporty nie będą latać całą dobę!
   - Dlatego, tak jak już wspominałem, użycie sił porządkowych do spacyfikowania strajku jest najlepszym rozwiązaniem - powiedział Trevor stanowczym tonem.
   Specjalistka z trwogą zauważyła, że cała ta sprawa szybko wymyka się z jej rąk. Major był idiotą; jego zakuty, wojskowy łeb nie był w stanie ogarnąć tego, że zagonienie protestujących do pracy siłą spowoduje jedynie jeszcze większe społeczne niezadowolenie, co także przełoży się na wyniki eksportu.
   - W ten sposób jedynie odroczymy problem w czasie - rzekła spoglądając prosto w oczy Trevora. - Użycie siły może doprowadzić do otwartej rebelii, co tylko pogrąży nas jeszcze bardziej!
   Umundurowany mężczyzna w odpowiedzi pochylił się nad nią i wyszczerzył zęby.
  - Nic tu nie zdziałacie, specjalistko - stwierdził powoli cedząc słowa, niczym truciznę dawkowaną tak by natychmiast jej nie uśmiercić. - To jest sprawa dla moich funkcjonariuszy. Zagonimy ich do roboty i problem zniknie tak szybko jak się pojawił.
   Anna zerwała się ze swojego miejsca i w furii uderzyła dłońmi w blat stołu.
   - Gubernatorze! - krzyknęła, a Samson aż podskoczył na swoim fotelu. - Proszę dać mi jeszcze jedną szansę! Zrobię co w mojej mocy aby zażegnać ten konflikt!
   Urzędnik patrzył na nią ze szczerym zdziwieniem. Kobieta zastanowiła się, czy aby nie popełniła w tym momencie błędu i nie wyszła na desperatkę. Cóż, miała tylko jedną szansę żeby zapobiec eskalacji. Oblicze gubernatora nagle zmieniło swój wyraz, stał się on na powrót zrezygnowany i osłabiony. Wyciągnął dłoń i nalał do pustej szklanicy wody ze zdobnej karafki, po czym wychylił ją jednym haustem. Specjalistka rozumiała, że Patrick chce w ten sposób kupić sobie chwilę czasu na przemyślenie kolejnej decyzji. Nie zamierzał pokazywać słabości, ani tego, że wahał się jaki podjąć wybór.
   Samson odłożył szklankę na stół, a jej grube dno huknęło wymownie o drewniany blat.
   - Macie tydzień, Anno - oznajmił ku niepocieszeniu majora. - Potem do akcji wchodzi Trevor i jego siły.
   - Gubernatorze, nie mamy tyle czasu! - wtrącił się wojskowy.
  - Bez dyskusji! - rzucił gniewnie urzędnik. - Zostawcie mnie już w spokoju, mam dość tych waszych krzyków! Wynocha, natychmiast!
   Major wyglądał jakby zaraz miał pęknąć ze złości. Twarz Trevora nabrzmiała purpurą, a na jego czole pulsowały cienkie żyłki. Odwrócił się na pięcie i bez słowa opuścił szybkim krokiem gabinet. Specjalistka za to odetchnęła z ulgą, udało się jej kupić jeszcze trochę czasu. Osobiście wątpiła w to, aby negocjacje powiodły się w tak krótkim okresie, lecz postanowiła pozostać optymistką. Jeśli odpowiednio przyśpieszy ten proces, być może kompromisowe rozwiązania wyklarują się szybciej.
   Zebrała z blatu swoje dokumenty i starannie włożyła je do niebieskiej teczki. Wyprostowała się i rzuciła okiem na gubernatora. Ten kiwał się nieznacznie w przód i tył, zupełnie pogrążony we własnych myślach. Ostatnich kilka dni odcisnęły swoje piętno na Samsonie.
   - Dziękuję, nie zawiodę - rzuciła z wdzięcznością w głosie.
   Patrick jedynie kiwnął nieznacznie głową w odpowiedzi, wyglądało na to, że naprawdę chciał pozostać sam. Anna chwyciła swoją teczkę pod pachę i ruszyła ku wyjściu z biura, zostawiając za sobą zmartwionego urzędnika zatopionego w swym obszernym fotelu.

Odrodzeni w StaliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz