Rozdział 27

60 3 0
                                    

Jadąc powoli tarasowałam sobie drogę między tłumem ludzi, których gwar słyszałam nawet w zamkniętym samochodzie.

Serce dudniło mi w piersi, bo wciąż nie mogłam uwierzyć w to co zamierzałam zrobić. Miałam wziąć udział w wyścigu. I choć nie był on moim pierwszym, był pierwszym w którym nie było przy mnie Zanea... A raczej mnie nie było przy nim. Nigdy nie pozwolił mi wziąć udziału samej w wyścigu. To on był zawsze kierowcą a ja pasażerem. Ta myśl nieco ostudziła mój entuzjazm. Dotąd to właśnie z nim jeździłam w takie miejsca, to on pokazał mi co kryje mrok Nowego Jorku.

Tęsknota ogarnęła moje serce, ślepe na złość kierującą moimi myślami gdy tylko odpłynęły w jego kierunku.Tym razem miałam odkryć mrok Vegas całkiem sama i właśnie ta myśl przyprawiała mnie o nieznośny ucisk w sercu oraz to że chciałam zgrzytać ze złości zębami. Bo dopiero po jego śmierci dotarło do mnie jak bardzo byłam od niego zależna, bojąc się wszystkiego w czym on nie mógł stać przy mnie. Jednak w tej sytuacji strach był słuszny bo on sam choć był naprawdę dobrym kierowcą zginął właśnie za kierownicą na głupim skrzyżowaniu. Ryzyko było bardzo duże jednak chęć zrobienia mu na złość, bo tak właśnie się czułam siedząc za kierownicą, była jeszcze większa. Chciałam mu coś udowodnić ale sama nie wiedziałam co, przynajmniej na razie.

Spojrzałam we wsteczne lusterko na czerwonego Dodga Susan, a na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Szczególnie gdy zobaczyłam skwaszoną minę dziewczyny i jej morderczy wzrok skierowany prosto w brata. Brian za to usilnie ignorował siostrę i jej przytyki zbyt zdenerwowany samą jazdą czerwoną tą bestią.

Ta dwójka wciąż się kłóciła. Dziwiło mnie tylko jakim cudem jeszcze się nie pozabijali. Zamknięci w ciasnym pomieszczeniu z dwoma koszmarnymi humorami.

Susan wolała prowadzić swój samochód jednak nie mogła ze względu na niewyleczoną nogę. I nawet nie starała się ukrywać jak bardzo ją to denerwowało. Brian od początku jak tylko po mnie przyjechali był w wisielczym nastroju którego przyczyną, zgadywałam była Alice. Do tego jako niańka Su, musiał być na każde jej skinienie. Nie musiał, jednak z jakiegoś powodu nie potrafił jej odmówić albo to jej sztuka perswazji była tak dobra, wsumie na jedno wychodzi.

Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami a chwilę potem przed maską przebiegła mi Su, wbiegając w tłum ludzi. W porę za hamowałam, zdezorientowanym wzrokiem patrząc od razu na Briana. On jednak tylko wzruszył ramionami, wysiadając z samochodu.

Nie wiedziałam co chodziło Su po głowie a to oraz jej nagła reakcja była naprawdę przerażająca szczególnie że dziewczyna była zdolna do wszystkiego. Dlatego nie zastanawiając się długo także wysiadłam z samochodu i zaczęłam przepychać się między ludźmi, próbując dostrzec w tłumie jej blond czuprynę.

Dostarzegłam ją gdy kucała przy jednym z samochodów. Zmarszczyłą brwi próbują zrozumieć co robi. Poszłam w jej stronę i nim zdążyłam o to zapytać ona chwyciła mnie za rękę i z całej siły pociągnęła w dół dopóki także nie schowałam się za samochodem.

Zdezorientowana jeszcze bardziej spojrzałam na nią czekając na sensowne wyjaśnia. Mając nadzieje, że takie właśnie będą, chociaż znając Su było nie zbyt realne.

- Wiedziałam że przywiezie tu sobie jakiegoś paszczura! - warknęła pod nosem wyglądając zza samochodu.

Podążyłam za jej wzrokiem dostrzegając krąg z zaparkowanych samochodów, w którego środku stała grupka ludzi. Gdy tylko dostrzegłam Charona na którego ramieniu wisiała jakaś dziewczyna, nie musiałam pytać o nic więcej. Zdusiłam w sobie zmęczone westchnienie całą tą sytuacją, nie wiedząc czy jest ona zabawna, żałosna czy smutna, a może wszystko na raz. Te ciągłe podchody w które bawiła się z Charonem powoli robiły się nudne i szczerze podziwiałam tą dwójkę za wytrwałość.

Przeszłość zamknięta w medalionieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz