Rozdział 1

30 9 2
                                    


Od zawsze kochałam słońce. Uwielbiałam, gdy gorące promienie oplatały moją twarz, pozwalając bym zatopiła się w tej bezkresnej przyjemności.

Słońce było dla mnie definicją szczęścia. Dodawało mi odwagi. Prowadziło przez mroczne zakamarki, pilnując bym nie zatopiła się w ciemności.

Niestety wszystko kiedyś znika. Tak też było z moją najjaśniejszą gwiazdą. Zniknęła, w momencie, w którym moim życiem zawładnął mrok. A ja przestałam być szczęśliwa.

Przeniosłam swoje spojrzenie na potłuczone lustro, ozdabiające jedną ze ścian. Łzy, martwym strumieniem spływały po moich policzkach, a siniak pod okiem nabierał wyrazistości. To tak bardzo bolało, a ja czułam, że moje bariery zaczynają opadać.

— Ness?— z transu wyrwał mnie cichy i co gorsza zapłakany głos Tate'a. Otarłam ostrożnie policzki i dopiero wtedy odwróciłam się do chłopca, stojącego w drzwiach mojego pokoju. Uśmiechnęłam się najcieplej jak potrafiłam i podeszłam bliżej, by po chwili unieść niewielkie ciało na swoich rękach.

— Dlaczego płaczesz?— spytałam spokojnie, gładząc główkę młodszego brata. Skierowałam się od razu w stronę łóżka, na którym przysiadłam, po to by wsunąć się pod ciepłą pościel. Nie puściłam Tate'a ani na chwilę, chcąc uchronić go przed całym złem tego świata.

— Widziałem, jak tata wyciągnął cię za włosy z pokoju. To cię bolało, prawda?— zapytał, a moje całe ciało momentalnie się spięło. Tak bardzo nie chciałam by to widział. Nie on.

Przycisnęłam go jak najmocniej do swojego ciała, przytykając drżące wargi do skroni chłopca.

— Nie bolało. To była taka... Zabawa. Wiesz?— wyszeptałam prosto w jego skórę, z całych sił pilnując tego, by mój głos się nie załamał. Co miałam mu powiedzieć? Miał dopiero pięć cholernych lat i był tylko niewinnym dzieckiem. A to łamało mnie najbardziej. Niesprawiedliwość tego świata była wręcz... No właśnie. Jaka? Okropna? To zdecydowanie zbyt łagodne określenie.

— Tak bardzo cię kocham, siostrzyczko.— pociągnął nosem, wypowiadając te słowa, a ja nie byłam w stanie na nie odpowiedzieć. Nie mogłam tego zrobić, bo gdybym ponownie otworzyła usta, wszystkie moje zapewnienia o tym, że będzie dobrze, uleciały by niczym piórko rzucone na wiatr. A przecież kłamstwo powtarzane wiele razy, w końcu staje się prawdą. Czyż nie? Miałam taką nadzieję.

Jednakże czym była ta nadzieja? W końcu wielu powtarza, że matką głupich. Ale czy aby na pewno? Czy to, że wierzę, iż któregoś, słonecznego dnia uda mi się uciec i rozpocząć lepsze życie z całkowicie czystą kartą, sugeruje mi głupotę? Przecież to idiotyczne. Inaczej każdy, kto ma choćby najmniejsze marzenia, byłby głupcem. A przecież nie o to w tym chodzi. Jednak los od zawsze był przeciwko mnie. Więc może było w tym ziarno prawdy, tylko ja po prostu nie chciałam go zasiać?

Poczułam, jak oddech chłopca się uspokaja, co jasno sugerowało mi, że zasnął. Objęłam go ciaśniej ramionami, by dać mu tyle bezpieczeństwa, ile tylko mogłam. Obiecałam sobie, że Tate dostanie wszystko, na co zasłużył. A było tego wiele.

Przymknęłam swoje oczy, gotowa zasnąć z wyczerpania, którym wręcz krzyczało moje ciało. Będąc na granicy między jawą a snem, usłyszałam dźwięk powiadomienia. Domyślałam się od kogo mogło ono być, więc jak najostrożniej wysunęłam dłoń w stronę szafki, by pochwycić urządzenie. Odwróciłam je w bok, nie chcąc by oślepiło mnie, a co gorsza dziecko. Gdy tylko je odpaliłam, zmniejszyłam jasność do minimum i dopiero wtedy skierowałam telefon w stronę twarzy. Weszłam w wiadomości, a kącik moich ust powędrował delikatnie ku górze.

𝐎𝐝: 𝐏𝐚𝐧 𝐓𝐫𝐨𝐬𝐤𝐥𝐢𝐰𝐲
Nie odpisujesz mi już od ponad godziny. Zaczynam się martwić.

𝐎𝐝: 𝐏𝐚𝐧 𝐓𝐫𝐨𝐬𝐤𝐥𝐢𝐰𝐲
Jeśli twój ojciec znów podniósł na ciebie rękę, przysięgam, że nie dożyje ranka.

Doskonale znajome ciepło rozlało się po mojej klatce. Nikt nie troszczył się o mnie tak bardzo, jak on.

𝗗𝗼: 𝗣𝗮𝗻 𝗧𝗿𝗼𝘀𝗸𝗹𝗶𝘄𝘆
Wszystko w porządku, po prostu byłam z Tate'm na spacerze :)

Już chciałam wyłączyć telefon, czując ogromne wyrzutu sumienia, że poraz kolejny go oklamałam, jednak odpowiedź nadeszła od razu.

𝐎𝐝: 𝐏𝐚𝐧 𝐓𝐫𝐨𝐬𝐤𝐥𝐢𝐰𝐲
Mam nadzieję, że mówisz prawdę. Jutro wpadnę zobaczyć co z tobą. Dobranoc, nadziejko. 🤍

Nie odpisałam. Odłożyłam telefon spowrotem na szafkę, zastanawiając się nad tym, co właściwie czuję. Ulgę, że będę mogła z nim porozmawiać? Strach przed tym, że prawda wyjdzie na jaw? Złość, że po raz kolejny nazwał mnie tym dziwnym rzeczownikiem? Zdecydowanie myślałam nad tym zbyt wiele.

— Ze mną jesteś bezpieczny.— szepnęłam, zostawiając czuły pocałunek na głowie brata. Wiedziałam, że jutro zabiorę go na wielki kufer lodów, które tak bardzo uwielbiał. Sprawię, że zapomni o tym, co dzieje się w domu. Będzie pięcioletnim dzieckiem bez problemów, ciesząc się życiem.

Z tą też myślą przymknęłam oczy, by po chwili oddać się w objęcia snu i przenieść do krainy, w której nie było bólu, płaczu i...alkoholu.

𝘛𝘦𝘨𝘰 𝘰𝘴𝘵𝘢𝘵𝘯𝘪𝘦𝘨𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘥𝘦 𝘸𝘴𝘻𝘺𝘴𝘵𝘬𝘪𝘮.

•••
Witam was w pierwszym rozdziale. Nie jest on za długi, bo to jedynie krótkie wprowadzenie do naszej historii. Jest to jeden z ważniejszych, jak nie najważniejszy rozdział w tej książce.

Możecie podzielić się ze mną swoimi odczuciami🤍

Widzimy się nie długo.

Stay safe 🤍

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 26, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Fragile HopeWhere stories live. Discover now