Rozdział dwunasty

27 4 4
                                    

„Nasze granice wyznaczone są tylko przez nasze lęki". – Yannik Noah


Zbudza mnie szczekanie psa, wdzierające się agresywnie do pokoju przez uchylone okno. Diabelnie poirytowana zaciskam silnie powieki, wciskam twarz w poduszkę i naciągam kołdrę na głowę. Niestety nawet ona nie jest w stanie odizolować mnie od tego zażartego ujadania. Kapitulując, odrzucam z siebie kołdrę i podnoszę się do pozycji siedzącej, mamrocząc gniewnie pod nosem:

– Ty wredny zwierzaku...

Wzdycham ciężko, przecieram kilkakrotnie twarz dłońmi i rozglądam się po pomieszczeniu, w dalszym ciągu skąpanym w chłodnej poświecie księżyca, wiszącego wysoko na bezchmurnym niebie.

Budzę się tej nocy już trzeci raz, co okropnie mnie męczy. Nie jestem w stanie odpocząć. Nie mogę spać, a na domiar złego dręczy mnie okropne pragnienie. W pokoju jest duszno i nie ma nic do picia, więc jeśli chcę przetrwać do rana i zniwelować dokuczliwą suchość w ustach, zmuszona będę zejść na dół, a tego nieco się obawiam. Nie chcę zbudzić dziadków swoją śmiałą krzątaniną. Powinni regenerować siły w spokoju. Dla wszystkich nas ubiegły wieczór był niezwykle emocjonujący. Dodatkowo w mojej głowie w dalszym ciągu dźwięczą słowa babci, zasłyszane przed kąpielą: „Nie wiem, jak zdołam sobie z tym wszystkim poradzić. Nie wiem".

Nie chcę, aby moje zachowanie czy widok sprawiły jej ból. Z racji zaistniałej sytuacji nie jestem w stanie unikać kontaktu z dziadkami przez całe dnie, ale postaram się go ograniczyć na tyle, o ile pozwolą na to możliwości. Przynajmniej do czasu, aż mój widok nie będzie wzbudzał w nich rozczarowania, wynikającego z zachowania własnej córki. Nikt do tej pory nie zwracał mojej mamie uwagi na to, jak zostałam przez nią wychowana. Nawet Olivier. Nikt do tej pory nie zauważył, że jej zachowanie względem mnie przyczyniło się do problemów, z którymi się borykam. Staram się nie ukazywać drzemiącego w moim ciele bólu, lecz nie zawsze mi się to udaje. Żałuję swojego wczorajszego zachowania. Gdybym tylko nie stroniła od dotyku i gdybym nie rozgniewała dziadka, prawdopodobnie nie targałaby mną tak silna niemoc.

Odrzucam na plecy ciasno spleciony warkocz i sięgam pod poduszkę, gdzie wsunęłam telefon. Przesuwam palcem po uszkodzonym wyświetlaczu i dostrzegam dwie nieprzeczytane wiadomości od przyjaciółki, ale zanim je otwieram, sprawdzam godzinę. Za kilka minut wybije czwarta nad ranem, czasu francuskiego, na który przestawiłam smartphone'a, co oznacza, że zasnęłam jakieś pół godziny temu.

Wzdycham raz jeszcze, a następnie otwieram wiadomości.

Pierwsza dotyczy pochlebnej odpowiedzi na mój krótki opis Honeze, dziadków i ich domu, a w drugiej Jane życzy mi spokojnego snu, o czym zapomniała wspomnieć w poprzedniej wiadomości. W dalszym ciągu nie dostałam zwrotnego esemesa od mamy. Nie odpowiedziała na żadną moją wiadomość. Nie jest to dla mnie czymś nowym, a jednak jest mi z tego powodu przykro. Wystarczyłoby mi zwykłe „OK". Zwykłe „OK". Dwie litery. Czy naprawdę oczekuję zbyt wiele?

Blokuję telefon, wsuwam go z powrotem pod poduszkę i podrywam się na nogi.

Człapię ospale po ciemku w stronę drzwi. Otwieram je tak cicho, jak to tylko możliwe i wchodzę do korytarza. Przystaję gwałtownie w miejscu, gdy nadeptuję na ten sam skrzypiący fragment parkietu, który przycisnęłam nogą wczorajszego wieczoru, kiedy przysłuchiwałam się rozmowie dziadków. Tym razem, pod osłoną nocy, skrzypnięcie jest tak przenikliwe, że zbudziłoby nawet umarłego.

Podobnie, jak za pierwszym razem, zastygam w bezruchu, jednocześnie wstrzymując oddech i silnie zaciskając powieki. Równie podobnie wytężam słuch. Nie wychwytuję niczego niepokojącego. Żadnych kroków i głosów. Czekam jeszcze chwilę, a wkrótce potem udaję się w stronę schodów, po których dramatycznie powoli schodzę na dół. Po omacku, z wystawionymi przed siebie dłońmi, trzymając się środka przerażająco ciemnego korytarza na dole, podążam w stronę salonu, z którego przechodzi się do kuchni. Mam wrażenie, że dotarcie do niej zajmuje mi całe wieki, a gdy w końcu się tam znajdę, z moich ust ulatuje cichy odgłos ulgi. W mroku wyobraźnia zdolna jest podsunąć człowiekowi najokropniejsze wizje. Przez moment miałam wrażenie, że ktoś podażą za mną i dyszy mi wprost na kar. Dzięki Bogu w kuchni znajduje się okno, przez które także wpada światło księżyca.

Honezeński dziwakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz