54.Wyjątkowo ciepłe lato cz.1

295 40 229
                                    

Lato 1976 było w Wielkiej Brytanii, a szczególnie Anglii rekordowo ciepłe. Średnioroczna temperatura za cały rok wyniosła 17 stopni Celsjusza. Niektóre z ustanowionych tamtego lata rekordów temperatur pobiła dopiero fala upałów w 1995, inne utrzymały się aż do 2018.


– Ooh, you make me live. Whatever this world can give to me...

Jacqueline w wyjątkowo dobrym nastroju podśpiewywała ten przebój Queen, układając krzesła na stołach, żeby przed zamknięciem zamieść podłogę. Po wyjściu ostatniego gościa, o jedenastej nastawiła gramofon, żeby nie pracować w kompletnej ciszy, ale szybko zaczęła nucić pod nosem do płynącej przez pub melodii. A potem śpiewać całkiem głośno. Właściwe to nie miała dla tego dobrego humoru żadnego sensownego uzasadnienia, a jednak ostatnie kilka dni czuła się najlepiej od miesięcy. Pierwszy raz zamykała pub sama po tym, jak po południu właściciel dostał pilny telefon ze szpitala i z żoną pojechał do Manchesteru do chorej babci, czy ciotki, czy jakiejś innej krewnej. Wiązało się to z masą dodatkowej pracy, ale nawet jej to nie przeszkadzało. Po raz pierwszy od dawna zaczęła się sensownie wysypiać, co napełniło ją zupełnie nową energią.

Za to ostatnie akurat powinna podziękować Syriuszowi. Poprzedniego wieczora, zaledwie dwa dni po tym, jak została u niego całą noc, znowu wpadli na siebie na balkonie, po czym tym razem ona zaproponowała posiedzenie razem tym razem w jej pokoju. Rezultat był dokładnie taki sam jak poprzednio, oboje zasnęli po wymienieniu zaledwie kilku zdań, a kolejnego poranka Jacqueline obudziła się wyspana, pełna energii... i wtulona w Syriusza.

Tego ostatniego oczywiście nie należało zbytnio roztrząsać. Ot, nad ranem przez otwarty balkon, w pokoju robiło się chłodno, więc musiała po prostu mimowolnie przysunąć się do źródła ciepła. Nie było o czym mówić. W ogóle nie było o czym mówić, bo przecież nic się nie działo. Dlatego rano po prostu powiedzieli sobie „dzień dobry" i każde wróciło do siebie. Grunt to za bardzo nie roztrząsać rzeczy, które nie miały żadnego drugiego dna.

Ooh, you make me live now, honey...

Kiedy dowiedziała się, że skończy dzisiaj nieco póżniej, zadzwoniła do domu dać znać Jamesowi i właściwie spodziewała się go w każdej chwili. Po kilku próbach dała sobie spokój z przekonywaniem Potterów, że naprawdę jest w stanie samodzielnie odbyć dwudziestominutowy spacer po angielskiej wsi, nawet po zmroku. Pan Potter był w tej kwestii nieugięty i pewnie po wyjeździe Jamesa, sam by po nią przychodził. Na szczęście zjawił się Syriusz, więc ten problem niejako rozwiązał się samoistnie.

Właściwe to Jacqueline bardzo polubiła tę ich małą tradycję. Chłopcy przychodzili po nią nieco przed końcem pracy, wypijali po coca-coli, siedząc przy barze, w międzyczasie rozśmieszając ją niemal do łez, a potem we trójkę wracali przez pola do domu. Miała również wrażenie, że to stałe męskie towarzystwo nieco stopowało różne głupie pomysły, o które podejrzewała kilku przedstawicieli miejscowej młodzieży. Starała się szybko ucinać wszelkie próby flirtu, na które zupełnie nie miała ochoty, ale z drugiej strony byli to jednak klienci, więc pewnie stopnień uprzejmości musiała mimo wszystko zachować.

– Oh, you're the best friend that I ever had. I've been with you such a long time...

Śpiewając razem z Freddiem, nie zauważyła, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się, a do chórku dołączyły kolejne osoby. Właściwe to dołączył Syriusz, bo James świadomy własnych braków, akurat na tym konkretnym polu jedynie mruczał pod nosem.

Irish (bad) Luck [Syriusz Black x OC]Where stories live. Discover now