Gabriel.

2 0 0
                                    

Gabriel.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Przeklinam dzień, w którym straciłem prawo jazdy.
To najgorszy poniedziałek mojego życia. W weekend... nawet mi się myśleć nie chciało o wspólnej imprezie z Filipem, więc olałem temat i dla odmiany wpadłem do domu, aby posiedzieć z mamą.
Moja siostra pojechała gdzieś na weekend... Mój tata był na rybach z tatą Filipa, a ja przed rodzicielką musiałem się przyznać do zbrodni.
Ależ mnie łajała jak małe dziecko. I miała rację. Jestem niedojrzałym gówniarzem.
Poniedziałek zaczyna się od tego, że zasypiam do roboty i zmuszony jestem robić wszystko w biegu. Gdyby chodziło tylko o to, że nie stawiłem się na czas w naszym biurze... ale umówiłem się z Filipem, że zawiozę na dziesiątą papierologię do rozliczeń z miastem... a urzędnicy nie lubią spóźnialskich.
Oczywiście honor nie pozwolił mi poprosić Filipa, który ma auto, o załatwienie tej sprawy, więc jak głupek czekam znowu na taksówkę, która też się spóźnia.
Jakby tego było mało, urzędnicy zatrzymują mnie tak długo, że spóźniam się na umówione spotkanie z panią Izabelą.
Jak można zaspać do pracy na dziesiątą, a potem spóźnić się na jedenastą? No jak?
Przez mój umysł przeleciała myśl, że... no cóż... żeby pojechać jednak swoim BMW. Jak najostrożniej. Ale jednak rozsądek mnie powstrzymał i bałem się zaryzykować.
Nasz prawnik mówi, że odkręcić się tego nie da, a ja muszę być cierpliwy. No nie, cierpliwość to nie jest moje drugie imię.
Pod urzędem miasta, kiedy oczywiście pada deszcz, a ja nie mam nawet parasola, znowu czekam na taksówkę, a gdy widzę, że podjeżdża wybiegam spod daszka, pod którym stałem, i się do niej udaję. Myślę, że to już koniec moich przygód na dziś, ale wszechświat jest przeciwko mnie... I kiedy już prawie docieram obok nas przejeżdża z impetem inne auto ochlapując mnie wodą.
Całe spodnie mam... mokre. I w błocie. Mój najlepszy garnitur. Niech to szlag.
Jestem tak wkurwiony, że już żadnej kawy mi dzisiaj nie trzeba. Muszę pomyśleć o noszeniu przy sobie butelki z nerwosolem przez najbliższe miesiące.. inaczej się wykończę. Ale najgorsze jest to, że przecież to wszystko moja wina, więc mogę być zły sam na siebie.
Dobra, Gab. Ochłoń.
Wpadam do naszego biura jak burza. Nie czekając wyciągam z szafki jedyne zapasowe biznesówki, które tu mam. Pytam naszą sekretarkę czy Iza już jest, a kiedy kiwa głową, znowu sobie pluję w brodę. No jak mogłem się spóźnić? Na kogo ja wyjdę?
No nic. Stało się.
W pośpiechu przebieram się w łazience, poprawiam wilgotne włosy, o barwie ciemny blond, które niedługo znowu muszę skrócić, zrzucam marynarkę, bo do tych spodni zwyczajnie nie pasuje i wpadam do naszego pokoju spotkań z potencjalnymi kandydatami lub klientami.
Filip wygląda naprawdę profesjonalnie... garnitur, koszula. A ja? Jak cieć.
No, za to ona... panna Izabela wygląda jak ósmy cud świata.
Czerwony, dwuczęściowy kostium całkowicie podkreśla jej atuty... marynarka ma podwinięte rękawy w trzy czwarte, jest rozpięta, a pod spodem czarna bluzeczka zakończona przy piersiach koronką.... no no. Panna Izabela ma czym oddychać.
Spodnie są idealnie dopasowane do seksownego tyłka, wąsko schodzą się u szczuplutkich kostek, a na stópkach wysokie, czarne szpilki.
Włosy rozpuszczone, odcieniu nieznanego mi dotąd koloru, są tak długie, aż proszą się, aby w nie palce wplatać. Ciemny makijaż, i okulary na nosie dodają jej tylko tajemniczości. Ten błysk w oku. Na żywo wygląda jeszcze lepiej.
Po tej krótkiej rejestracji, bo niestety mężczyźni są wzrokowcami, reflektuję się i podchodzę.
– Dzień dobry, Gabriel. Przepraszam za spóźnienie – witam się, podając jej dłoń.
– Iza.
Kiedy ją chwyta... no cóż, oboje chyba to czujemy, tajemniczy prąd jakby połączył nas jakiś zielony laser. Wpatrujemy się w siebie... trochę jak zaczarowani. Niespotykana barwa jej oczu, które aż błyszczą błękitem przykuwa uwagę bardzo mocno. Ze smutkiem puszczam jej dłoń, chrząkam cichutko i zajmuję miejsce obok Filipa.
– No to... eyhm... co my tu mamy? – pytam sam siebie chwyciwszy teczkę, która leży przed moim przyjacielem na stole, ale zamiast czytać tylko udaję, aby gdzieś podziać wzrok, który najchętniej gapiły się tylko na nią.
– Pani Iza mówi, że może zacząć od zaraz na okres próbny, który ustaliliśmy na pół roku.
Jestem tak zajęty myśleniem o jej niebieskich oczach, że to zdanie dociera do mnie w jakichś ułamkach.
– Gab? – pyta po chwili Filip i nawet przestaje mi przeszkadzać, jak się do mnie zwraca.
– No tak, tak... – szepczę. – Ale my chyba sobie nie będzie paniować. Jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku, jak to będzie wyglądać jeśli będziemy mówić do Izy pani, a ona do nas na pan? – pytam, jakby to była najważniejsza kwestia i zerkamy obaj na Izę, która się nieznacznie uśmiecha.
– Mi to odpowiada. Atmosfera będzie luźniejsza. Jednakże w hotelu... wolałabym, aby wszyscy zwracali się do mnie pani Izo.
Profesjonalistka. Nie ma co.
– No dobrze, to kiedy możesz... zaczynać? – pyta Filip.
– Właściwie mogłabym już. Ale... – tu przerywa, jakby się czegoś wstydziła. – Nie mam gdzie mieszkać. Nie sądziłam, że... od razu mnie wybierzecie i... niczego nie szukałam.
Oj, mógłbym ją wziąć pod swój dach, od razu przebiega mi przez myśl.
– To na razie możesz zostać w hotelu, jeśli ci pasuje – dodaje Filip. – Pokoi tam pełno tylko szkoda, że są puste.
– Zmienimy to – rzuca obietnicę bez pokrycia Iza, ale tak myślę, że jeśli naprawdę ma jakiś pomysł... to będzie świetny. A my... nie mamy wyjścia, musimy jej zaufać.
– Dobrze, to... – odzywam się. – Może pojedziemy do hotelu, wszystko zobaczysz?
– Ty raczej nie, bo nie masz czym – rzuca w moją stronę kąśliwą uwagę Filip, na co mam ochotę go rozszarpać.
– Ja cię zabiorę – odpowiada Iza. – I tak nie znam drogi.
Uśmiecham się szeroko i odwracam w stronę kumpla, któremu aż drży warga, taki jest wkurwiony.
– Widzisz? Mam podwózkę.
– Możesz jechać ze mną.
– Ale nie chcę – przekomarzam się i naprawdę wolę pojechać z Izą, skoro i tak zaproponowała.
Wstajemy od stołu, podajemy sobie ręce, na przypieczętowanie tej umowy, którą podpisała bez najmniejszego wahania, po czym Iza nam dziękuje.
– Nie sądziłam, że dostanę tę pracę... naprawdę jestem wdzięczna. Jak się rozejrzę, spisze pomysły to wtedy zobaczymy, czy wam się podobają i czy w ogóle się zgadzacie.
Ja już się zgadzam, myślę sobie.
Wychodzimy z pokoju, Filip wstępuje jeszcze do biura, informujemy naszą sekretarkę, że udajemy się do hotelu, ale niestety. Jeden z nas musi pojechać do restauracji, bo coś jest nie tak z dostawą.
W tym momencie cieszę się, że to prawko mi zabrali.
Filip jest rozczarowany, aż zgrzyta zębami, ale wyjścia nie ma. Musi tam pojechać, a dopiero potem ewentualnie do nas dojedzie.
W windzie jakaś czarna moc mnie kusi i pytam Izę, czy zna Poznań.
– No właśnie nie. Jestem tu pierwszy raz, choć byłam w wielu europejskich miastach.
– To mogę ci wieczorem pokazać Poznań. Jeśli chcesz – proponuję. Staram się nawet nie patrzeć na Filipa, na pewno jest na mnie wściekły. I nie tylko dlatego, że mamy niepisaną umowę, aby z pracownikami się w ten sposób nie spoufalać, ale... no widzę wyraźnie, że Iza i na nim zrobiła wrażenie. Być może mu się podoba.
To pierwszy raz, kiedy wpada nam w oko ta sama kobieta.
Aż się boję wiedzieć, co będzie dalej.
Iza nic nie odpowiada, lekko speszona. Wychodzimy na zewnątrz i z przyjemnością stwierdzam, że już nie pada.
– Dojadę do was – informuje Filip, po czym znika na parkingu.
– Ja... zaparkowałam w mieście. Jakieś... siedem minut stąd.
– To chodźmy – odpowiadam, a w środku aż wszystko we mnie skacze na myśl, że będę miał z nią chwilę sam na sam.
Co się ze mną dzieje? Nie znam tej kobiety. Do tej pory nie chciałem nawet słyszeć, że mógłbym z kimś pospacerować, chyba, że byłoby to wprost do mojego mieszkania. A teraz? Czy ja już naprawdę zwariowałem i post uderza mi o główkę fiuta?
– Słuchaj... – zaczyna Iza w drodze. – Ja... jesteś moim pracodawcą i to naprawdę nie będzie dobrze wyglądać, jeśli gdzieś razem wyjdziemy. Najlepiej zachować... dystans. Ale dziękuję za...
Nie daję jej skończyć.
– Iza, znasz tu kogoś?
Zamyśla się.
– Nie.
– Rozumiem twoje obawy, ale to czysto... taka przyjacielska propozycja. Jesteś tu nowa... no nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Jeśli chcesz weźmiemy moją siostrę. Ona z nami pracuje – plączę się jak dzieciak, byleby gadać i ją przekonać, aby jednak ze mną wyszła.
Uśmiecha się kątem ust, już dzisiaj nie pierwszy raz, a ja uznaję, że od tego widoku kręci mi się w głowie.
– Dobra. Przyjacielskie wyjście. Chętnie obejrzę Poznań nocą.
No, ja myślę.

Ostatni pocałuję twoje ustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz